Cześć! Na talerzu drugi rozdział opowiadania :D Przyznam, że zajęło mi to wciąż zaskakująco dużo czasu, ale na pewno pobiłem swoje ostatnie osiągnięcia :V
~ mateusz.p - też się cieszę! Co z weną - zobaczymy.
~Denearis Uzumaki - Potrafię to zrozumieć, też lubię wciąż czytywać fanficki :) Nie obiecuję nic, ale rozważam kontynuowanie pozostałych opowiadań. Wszystko zależy od sam nie wiem czego :D Natomiast to opowiadanie zmierza w kierunku dość personalnym, dużo poważniejszym, także zobaczymy co to z tego będzie :D P.S. - wyrobiłem się szybciej niż w 2 lata!
~ Basia - Cóż, bardzo dziękuję, że mimo upływu lat nie przestałaś zaglądać!
Przy okazji - można mnie od niedawna znaleźć na Wattpadzie - @CallMeByBlueName
Jeszcze nie wszystkie opowiadania zostały przeniesione, ale niektóre już tak :) Zachęcam do zajrzenia.
Nie przedłużając - zapraszam do czytania!
Wszystko się kiedyś ułoży.
Rozdział drugi.
- O, cześć – przywitała mnie Kaśka, narzeczona
Szymona. – Nie wiedziałam, że mamy gości – rzuciła do mojego rozmówcy, unosząc
brwi.
- Ano mamy – odparł jej wkrótce-mąż i posłał do
mnie pocieszycielski uśmiech. Kasia nie należała do najbardziej towarzyskich
osób, a Szymon miał w sobie za mało ikry, żeby zachowywać się asertywnie. Nie
to, żebym miał prawo mieć o to pretensje. Jeśli mu to pasowało, to i mnie
powinno.
- Wybacz, nie chciałem się narzucać – wyjaśniłem
jej, zdrapując z trzymanej przeze mnie butelki piwa naklejkę. – Trafiliśmy na
siebie w sklepie i tak jakoś wyszło. Mam wrażenie że wieki się nie widzieliśmy
– przyznałem, patrząc się spod grzywki na Szymona. Jego usta, ściśnięte w wąską
linię, wygięły się na moment do góry.
- Dzwonił do ciebie Miki? – zapytał, wstając i
pomagając Kasi rozpakować zakupy, które właśnie wniosła do kuchni.
- Taaa. Co ty o tym myślisz? – zapytałem, po czym
pociągnąłem z butelki dłuższy łyk. Na tę rozmowę warto się było uzbroić. Czy
nie mieliśmy już innych tematów do rozmowy?
- Nie wiem. Kamil jest jeszcze malutki, Kasia
pracuje, a nie wiem kto miałby się opiekować dzieciurkiem podczas mojej
nieobecności – zaczął się tłumaczyć. Rozumiałem jego trudną sytuację. Obecnie
musiało być ciężko znaleźć opiekunkę na kilka dni, a Kamil był malutkim
berbeciem śpiącym słodko w swojej kołysce. Chociaż od porodu minęło kilka tygodni,
minie jeszcze wiele lat zanim Szymon przestanie mieć wyrzuty sumienia za każdym
razem jak udziela się towarzysko ze starymi przyjaciółmi.
Cóż, ja przynajmniej nigdy nie doczekam się
dziecka. Kiedyś bardzo przeżywałem brak owej perspektywy. Obecnie, kiedy w
życiu moich znajomych pojawiły się ich miniaturowe kopie, można rzecz, że moje
poglądy ewoluowały. Wystarczyło sobie od czasu do czasu uświadamiać, że
następne dziesięć lat spędzę spokojnie, rozwijając się i realizując inne
marzenia, podczas gdy moi przyjaciele będą siedzieć w domach z dziećmi. Nie
zrozumcie mnie źle – pewnie jest w tym coś cudownego, i nawet trochę im
zazdroszczę. Chodzi mi o to, że zacząłem dostrzegać korzyści płynące z braku
posiadania potomstwa. Być może kiedyś dotknie mnie samotność, ale sprawienie
sobie dziecka też ma swoje ryzyko.
Niemniej jednak, Szymon świetnie odnalazł się w
nowej sytuacji. Był chudym, niezbyt wysokim chłopakiem o ciemnobrązowych
włosach i zbyt wydatnym nosie. Z jego strasznie bladą skórą i podkrążonymi
oczami sprawiał wrażenie chorego, choć w rzeczywistości nie potrafię sobie
przypomnieć czy kiedykolwiek widziałem go choćby zakatarzonego. Wydawał się
jednak, mimo wyzierającego z oczu zmęczenia, dużo szczęśliwszy odkąd poznał
Kaśkę i doczekał się potomka.
- A ty co? Chyba nie masz takich wymówek, co? –
zapytał Kamil, próbując upchnąć karton mleka na drzwiach lodówki.
- Niestety – stwierdziłem kwaśno, uśmiechając się
pod nosem. – Szczerze, to trochę nie wiem co robić. Z jednej strony bardzo chcę
spotkać się z chłopakami, a z drugiej strony...
- Nie ze wszystkimi? – dokończył za mnie,
przerywając na moment rozpakowywanie zakupów, żeby poważnie zlustrować moją
posępną minę. – Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? – zapytał, po czym zacisnął
usta i zmarszczył brwi, nieco strapiony moim spojrzeniem.
Problem polegał na tym, że wszyscy myśleli, że
przesadzam. Były momenty, w którym żałowałem, że przyznałem się do sekretu,
który przez lata ciążył mi na sercu. Wydawało mi się wtedy, że temat mojej
pierwszej miłości już nigdy nie powróci – chłopak nie odzywał się do nas odkąd
wyjechał na studia do innego miasta. Zupełnie jakby wszystkie wspólnie spędzone
chwile nie miały miejsca. Jakbyśmy nie znali się na wylot, jak łyse konie.
Jakby to nie z nami wypił pierwsze piwo, spalił pierwszego papierosa, czy w
tajemnicy przed rodzicami wyrwał się w nocy na koncert, na którym nie powinno
nas być.
Może przemawia przeze mnie żal, bo to przy nim
wypiłem pierwsze piwo. Przy nim spaliłem pierwszego papierosa i przy nim
wyrywałem się na koncerty. I, pech chciał, to przy nim moje serce nauczyło się
gonić wiatr. Łatwo było zrozumieć, że dla moich przyjaciół, może z wyłączeniem
Gosi, była to tylko żałosna fanaberia nadmiernie dramatyzującego gejucha. Ale
dla mnie wydawało się to bardzo realne. Wydawałoby się, że przez te wszystkie
lata zapomnę o tym, jak głębokim uczuciem darzyłem Mateusza. Sam siebie
przekonywałem niezliczoną ilośc razy, że to, co czułem, to jedynie nastoletnie
zadurzenie, coś niezbyt realnego, co i tak nie przetrwałoby próby czasu. Ale
może właśnie to, że nigdy nie skonfrontowałem buzujących we mnie uczuć i nigdy
nie wyznałem chłopakowi prawdy, było powodem dla którego wciąż czekałem.
Wziąłem głęboki oddech, smakując formujące się na
moim języku słowa.
- Prawdopodobnie pojadę. Chociaż czułbym się
lepiej, gdybyś był tam ze mną – powiedziałem marnie, ledwo kontrolując swój
łamiący się głos. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby dorosły facet rozpłakał
się przyjacielowi w kuchni na wspomnienie nastoletniej miłości.
Moich uszu doszło głębokie westchnięcie Kasi.
Miarkowała swojego narzeczonego nieodgadnionym spojrzeniem. Przez moment czułem
na sobie jej świdrujące spojrzenie.
- Zapytam rodziców, czy nie zajęliby się przez te
kilka dni małym – rzuciła spokojnym, rzeczowym tonem. Jej chłodna dłoń, która
spoczęła pokrzepiająco na moim prawym barku, zacisnęła się na krótki moment,
zanim zniknęła.
Chciałem coś powiedzieć, jakoś podziękować, ale
nie bardzo ufałem swojemu głosowi. Szymon uśmiechnął się i puścił do mnie oko,
jakbyśmy nadal mieli po czternaście lat. Być może jest coś prawdziwego w
stwierdzeniu, że mężczyźni nigdy nie dorastają.
Gdzieś na krańcu świadomości zanotowałem, że Kaśka
daje Szymonowi konkretne wytyczne co do naszego wyjazdu. Przyznam, że nie
bardzo mogłem się skupić na ich cichej rozmowie. Wpatrywałem sie w swoje
dłonie, które nie wyglądały już, jakby należały do czternastolatka. Nie wiem,
kiedy ten czas tak minął, ale choć przed oczami miałem twarde dowody na to, że
świat nie poczekał i ruszył dalej, gdzieś z tyłu głowy tkwiła jakaś niepokorna
myśl, że nic tak naprawdę się nie zmieniło.
Myśl, że pewne rzeczy pozostają bez zmian,
przeraża mnie bardziej, niż chciałbym przyznać.
***
- Wyglądasz jak gówno – skwitował kwaśno Michał,
przyglądając mi się uważnie.
Czy teraz już każdy będzie się rozwodził nad tym,
jak słabo sobie radzę z samym sobą?
- Tak też się czuję – odparłem, uśmiechając się
szeroko i spoglądając na niego znad talerza. Wmusiłem w siebie odrobinę, choć
bez większego apetytu.
- Zapodaj krótki briefing. Z tempem w jakim
wpakowujesz się w dramaty, mam pewnie spore zaległości do nadrobienia.
- Ha, ha – sarknąłem, wpatrując się w niego
nieprzychylnie przez dłuższy moment. Tak naprawdę nie miałem pomysłu od czego w
ogóle powinienem zacząć.
- Więc? – ponaglił mnie, usadowiwszy się przy
stole na taborecie stojącym obok mnie. Postawił przed sobą talerz z kanapkami,
i zaczął intensywnie wsmarowywać twarde jak kamień masło w kromki chleba.
- Co one takiego ci zrobiły? – zapytałem, próbując
zmienić temat.
- Próbujesz zmienić temat?
Niech go szlag.
- Mam się dobrze – powiedziałem. – Naprawdę –
dodałem, kiedy rzucił mi przeciągłe spojrzenie. Kiedy nadal nie ustępował,
westchnąłem głośno.
- Chyba nie masz zamiaru do niego wrócić? –
zapytał po chwili Michał, żując kawałek kanapki.
- Co? Nie, przecież to ja chciałem ruszyć dalej! –
warknąłem, nieco zirytowany. Michał ewidentnie nie zrozumiał, że zerwanie było
moim pomysłem, i że czuję się teraz dużo lepiej. Rozumiem troskę, ale tylko
dlatego, że lubię czasem dramatyzować, nie można zakładać, że nie podejmuję
dobrych dla siebie decyzji, z których jestem w dłuższej perspektywie bardzo
zadowolony.
- To o co chodzi? Wyglądasz jak siedem nieszczęść,
a co wchodzę na Spotify to słuchasz „Sto piosenek o smutku”, „Dobry
dzień, by umrzeć”, albo dziesięć innych playlist idealnych dla
nastoletniego emo z problemami emocjonalnymi – wyliczył, zanim pociągnął długi
łyk soku.
Wpatrywałem się w jego profil, zastanawiając się
jak to się stało, że to akurat on zawsze mnie pocieszał? Sama jego obecność
działała na mnie kojąco.
- Chodzi o kogoś innego. Pamiętasz jak opowiadałem
ci o Mateuszu? – zapytałem, nie wiedząc właściwie dlaczego kontynuuję
zwierzanie się mu.
Po prostu... rozmawianie z Michałem było tak
cudownie proste. Na wszystko patrzył swoim uważnym spojrzeniem brązowych oczu,
nie bojąc się postawić sprawy jasno. Był typem człowieka, który mocno stąpał po
ziemi. Czasem nieco surowy, w głębi był troskliwym, wyrozumiałym chłopakiem.
Dla większości jednak, niezdolnej do przejrzenia przez jego na pozór szorstkie
usposobienie, pozostawał chłodnym i nieprzystępnym człowiekiem, nieangażującym
się emocjonalnie w relacje międzyludzkie.
Michał pokiwał powoli głową, spuszczając wzrok na
swój talerz.
- Czuję, że to nic dobrego – stwierdził, trącając
mnie barkiem, jakby zachęcając do zwierzenia się mu. Cóż, i tak miałem taki
zamiar.
- Taaa. Mamy zjazd licealny. Chłopaki szykują
wypad nad morze, na który obaj jesteśmy zaproszeni.
- Wybierasz się? – zapytał, spoglądając na mnie
zatroskanym spojrzeniem.
Pokiwałem w ciszy głową, wpatrując się w jego
kanapki.
- Ja...jestem ciekaw, wiesz? – wyrzuciłem z
siebie, po raz pierwszy artykuując to, co od dłuższego czasu huczało mi w
głowie. – Jestem ciekaw jaki teraz jest. Mam nadzieję, że bardzo się zmienił,
że mnie jakoś odepchnie, że jakoś to wszystko ostudzi – wydusiłem z siebie, prawie
na jednym wdechu. Przełknąłem głośno ślinę, czując jak łzy znowu napływają mi
do oczu. – Boże, mam wrażenie, że nigdy się od niego nie uwolnię.
- Dopuszczasz do siebie myśl, że nie wszystko
stracone? – zapytał Michał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- On jest hetero – wysyczałem niemal,
akcentując wyraźnie ostatnie słowo. – Co jak co, ale ty powinieneś to zrozumieć
– żachnąłem się, chwytając za jego szklankę i pociągając krótki łyk. Musiałem
przepłukać gardło.
Michał milczał przez dłuższą chwilę, zanim
odpowiedział.
- Gdyby mi po ilu, ośmiu latach? Gdyby mi jakiś
chłopak po ośmiu latach powiedział, że nigdy nie przestał o mnie myśleć w tak
rozgorączkowany sposób jak ty, idioto, to sam nie wiem co bym mu odpowiedział.
W kuchni zawisła cisza, a ja nie bardzo wiedziałem
jak ją przerwać. Michał uśmiechnął się do mnie kącikami ust, ale z jego oczu
wyzierał jakiś dziwny smutek. Zrobiło mi się od tego niedobrze. Nie lubiłem,
kiedy ktoś zakładał, że trzeba się było nade mną użalać.
Z drugiej strony, wyznanie Michała trochę
podniosło mnie na duchu. W jego słowach brzmiała jakaś dziwna i uspokajająca
szczerość, która kazała mi wierzyć, że może ten wyjazd faktycznie nie musiał
okazać się tragedią.
Oczywiście nie wierzę, że spotkamy się po latach i
padniemy sobie w ramiona. Nie wierzę, że uzyskam jakieś domknięcie obecnej
sytuacji. Nie wierzę nawet, że mam w sobie na tyle odwagi, by wyznać
Mateuszowi, co utkwiło mi w sercu na dobre.
Do wyjazdu jest jeszcze całkiem długi czas. Mam
nadzieję, że jest go wystarczająco dużo, bym zdołał się przygotować na wyjazd z
bandą chłopaków, z których wszyscy poza jednym będą patrzeć na mnie z litością
zaobserwowaną przed chwilą w oczach Michała.
- Czasem ci zazdroszczę, wiesz? – wypaliłem, zanim
zdążyłem ugryźć się w język.
- Mi? Czego? – zaśmiał się Michał. Od dłuższego
czasu był singlem, a chociaż w moim mniemaniu był dość atrakcyjnym, wysokim i
szczupłym chłopakiem, to jednak do tej pory nie bardzo powodziło mu się z
kobietami.
- Bycia normalnym – rzuciłem, po czym rzuciłem mu
uśmiech pełen zakłopotania, wstając od stołu by skierować swe kroki do salonu.
- Akurat orientacja jest tu najmniejszym problemem!
– rzucił za mną, sięgając po kolejną kanapkę.
Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie.
Niedługo potem poprawiałem swoje prowizoryczne
spanko, na kanapie, w salonie Michała. W duchu podziękowałem mu raz jeszcze za
możliwość zatrzymania się u niego. Humor mi trochę zrzedł, kiedy przypomniałem
sobie, że będę musiał ze swojego mieszkania zabrać większość swoich rzeczy, ale
jakoś nie miałem do tego głowy. Prędzej czy później będę musiał skonfrontować
się z moim byłym, ale może lepiej dać mu trochę więcej czasu?
Koniec końców, mam wrażenie, że bardzo go
zraniłem. Zakończyłem kilkuletni związek w sumie nie podająć żadnego konkretnego
powodu. To też nie tak, że mi się znudził. Po prostu pewnego dnia zdałem sobie
sprawę, że stoję w miejscu i przestałem czerpać przyjemność z życia.
Tomek, mój były, był naprawdę wspaniałym
człowiekiem. Nieco odrealnionym, i nieco zbyt idealistycznie podchodził do
życia, ale nigdy mnie nie zawiódł. Natomiast z biegiem czasu stało się dla mnie
jasne, że nie byliśmy dla siebie stworzeni. On chciał stabilności,
bezpieczeństwa i spokoju, ja chciałem emocji i życia w biegu.
Nie zrozumcie mnie źle – mieliśmy mnóśtwo rzeczy,
które nas łączyły. Pomimo tego było jednak wiele innych, które ostatecznie
doprowadziły mnie do podjęcia takiej, a nie innej, decyzji. Choć minęło raptem
kilkanaście dni, z każdym kolejnym czułem się o niebo lepiej. Decyzja, którą podjąłem,
rozwijała się we mnie od dłuższego czasu. Nie wiem, czy odwlekałem to ze
strachu, niechęci przed zranieniem Tomka, czy po prostu ze zwykłego
przyzwyczajenia.
Czasem trochę się boję, że zostanę sam. Wtedy
możliwe, że odrobinę żałuję. Miałem kochającego chłopaka, który trwał u mego
boku w lepszych i gorszych momentach. Z drugiej strony, byłem niemal pewny, że
jeśli nasz związek miałby trwać dalej, wkrótce skakalibyśmy sobie do gardeł.
Poczułem na sobie spojrzenie Michała, który stał w
progu i obserwował moje poczynania szczotkując zęby przed snem. Żaden z nas się
nie odezwał, i po chwili chłopak wyszedł z pomieszczenia w kierunku łazienki.
Odetchnąłem z ulgą. Chyba dość miałem moralizatorskich tekstów jak na jeden
dzień.
Nie marzyłem o niczym innym, jak położyć się do
wyrka po gorącej kąpieli i przespać choć kilka godzin.
***
Śpisz?
Gosia się martwiła. Nie powinienem jej mieszać w
swoje problemy. Druga rano, a ja użalam się nad sobą jak wtedy, gdy byłem
nastolatkiem. Nie do końca o to mi chodziło, kiedy myślałem jak cudownie byłoby
nauczyć się przeżywać życie jak nastolatek.
Może to po prostu kwestia twardej kanapy na której
przyszło mi spać w salonie Michała. Tak czy siak, nie spodziewałem się, że
zasnę tej nocy.
Nie. Nie mogę.
Odpisałem na szybko i odłożyłem telefon na szafkę
stojącą obok kanapy. Nie czekałem długo na odpowiedź.
Spacer?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie mieszkaliśmy zbyt
blisko siebie, i pewnie w normalnych okolicznościach nie skorzystałbym z
oferty, ale ciężko było mi sobie wyobrazić dalsze leżenie i wpatrywanie się w
sufit.
Będę po Cb za 20.
W rzeczywistości droga zajęła mi trzydzieści
minut, mimo że gnałem na rowerze jak poparzony. Gosia czekała na ławce na
przystanku tramwajowym pod jej kamienicą.
- Też powinnam była wziąć rower? – zapytała,
kręcąc z niedowierzaniem głową. Trochę ją wystraszyłem swoim nagłym pojawieniem
się, ale najwidoczniej próbowała to zatuszować.
- Nah, zaraz go gdzieś przypnę. Też nie mogłaś
spać? – zapytałem, usiłując ustawić rower przy stojaku rowerowym i zapiąć go.
Lubiłem to miasto. Natomiast nie miałem złudzeń co do usposobienia niektórych
mieszkańców, czekających tylko na jakiś rower bez zabezpieczenia.
- Ucięłam sobie drzemkę dla urody koło
osiemnastej, i takie są tego skutki. – wyznała, uśmiechając się pod nosem i
obserwując moje poczynania. – Pomyślałam, że moglibyśmy skoczyć do tego parku
koło twojej dawnej uczelni, wypić coś i pogadać.
- Um, ok. Przed wypłatą taka budżetowa opcja jest dość
niezłym pomysłem – przyznałem, chowając klucze do plecaka.
Skierowaliśmy nasze kroki ku osiedlowemu sklepu,
żeby kupić coś do picia. Niedługo potem siedzieliśmy w parku, który miał dla
mnie ogromną wartość sentymentalną. A trzeba wspomnieć, że nie byłem chyba zbyt
sentymentalną osobą.
- Miałem tutaj swoją pierwszą w życiu, poważną
randkę – wyznałem siedzącej obok mnie Gosi. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod
nosem.
- Poważnie, Piotr? Liczysz na coś, zabierając mnie
w takie miejsce? – zapytała z przekąsem.
- Nie jesteś w moim typie – odparłem dziarsko,
dziwnie świadom jak głupio musiałem wyglądać z głupkowatym uśmiechem, którego
nie mogłem powstrzymać.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? – ciągnęła temat,
szukając w plecaku otwieracza. Tak, Gosia była tym rodzajem dziewczyny, która zawsze
nosiła w torebce korkociąg do wina.
- Nie wiem czy jest o czym. Krótka, przelotna
znajomość. To znaczy, tak to widzę z pespektywy czasu. Wtedy nie było mi tak do
śmiechu, mocno przeżyłem takie pierwsze nastoletnie uniesienia, a potem dość gwałtowny
koniec – przyznałem, podając jej swoje wino do otwarcia.
- To co było nie tak?
Wzruszyłem ramionami, wpatrując się w psa
chodzącego wokół placu zabaw.
- Chyba odległość. Byliśmy dzieciakami, ja byłem
emocjonalnie rozchwiany, bardzo naiwny i chyba nieco za bardzo siedziałem w
swojej głowie.
- Bierzesz wszystko na siebie, co?
- Ooooj nie. Jemu też bym dużo zarzucił. Raczej
każdy ma swoje problemy, po prostu własne znam lepiej i mam czas się nad nimi
głowić – zaśmiałem się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Niby jestem tą samą
osobą, a wystarczy obrócić się i zerknąć za ramię, by dostrzec te wszystkie
wersje samego siebie, które są i nie są, w tym samym czasie, mną. Dziwna
sprawa.
- Ale wydaje mi się, że go kochałem. Albo tak
uważałem. W każdym razie był dla mnie ważny.
Gosia pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym
upiła łyk swojego wina.
- Wiedział o tym? – zapytała, wbijając wzrok w
korony drzew. Wyglądała, jakby sama miała swoje powody do przemyśleń.
- Uhum. Mam nadzieję. Wspominałem, że spotkaliśmy
się tylko raz? – zapytałem, znowu nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – To, co
potem się działo, to prawdziwa ciotodrama – przyznałem, nawilżając językiem
wargi.
- To znaczy?
- Wyobraź sobie mnie, z dziesięc lat młodszego,
naiwnego chłopaka z sercem na wierzchu, które łamie się po raz pierwszy –
ciągnąłem, przypominająć sobie jaki kiedyś byłem. – To wszystko bardzo mnie
zmieniło. Mam wrażenie, że odarło mnie trochę z emocji. Nigdy potem nie
rzucałem się już w wir emocji. Raczej staram się wszystko kontrolować. Czasem
wracam do tego wszystkiego myślami, bo staram się ocenić, jak wiele się
zmieniło po tym wszystkim.
- Brzmisz jakbyś miał sto lat – skwitowała Gośka,
po czym roześmiała się na widok mojej skrzywionej miny.
- Może mam – westchnąłem, wpatrując się w butelkę
w moich rękach.