środa, 9 stycznia 2013

Rozdział trzeci


Rozdział 03

Rozdział trzeci

- Cześć – bąknął z bananem na ustach.
- Eeeee – wyjąkał Matt, spoglądając się niedowierzająco na blondyna. Czuł się skołowany. Jego stan pogarszały jeszcze przyjemne dreszcze spowodowane ciepłym głosem blondyna.
- Jestem Alex – mruknął zakłopotany natarczywym spojrzeniem blondyn.
- Jesteś Alex – powtórzył Matt, starając się z całych sił złożyć rozchodzące się oczy w jeden obraz.
- Tak, skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to ty jesteś…?
- Zakłopotany – odparł rezolutnie Matt po czym syknął z bólu.
- Wszystko w porządku?
- Nie. Tyłek mnie tak nie bolał od czasu gdy…- burknął, urywając i czując, jak policzki płoną mu rumieńcem.
- Od czasu gdy? – zapytał po chwili Alex, bawiąc się bransoletką na ręku.
- Eeee…nie ważne w sumie – mruknął, próbując brzmieć na wyluzowanego.
– Fajna bransoletka – rzekł, zmieniając temat.
- Dzięki.- Eee… Więc, no ten. Co cię tu sprowadza? – zapytał po chwili Matt, próbując znaleźć jakąś wygodną pozę.
- Daj to – mruknął Alex, odchylając go lekka i poprawiając mu poduszkę.
– Proszę – dodał po chwili.
– Znalazłem cię obleganego przez piłkarzy…Dopiero teraz Matt zwrócił uwagę na napuchniętą brew blondyna.
- Biłeś się? – zapytał się, unosząc w zdziwieniu brwi. Alex przez dłuższą chwilę zaciskał usta w cieńką i, co gorsza, cholernie seksowną linię, po czym wzruszył ramionami.
- Może. A co, martwisz się? – dodał, z błyskiem w oku.
- Może – odparł zagadkowo Matt, przygryzając dolną wargę.
- Więc, jak masz na imię? – zapytał Alex, wyłamując sobie kostki u rąk.
- A co, najpierw wybawiasz słabszych z potrzasku, a potem katalogujesz ich imiona by chwalić się w Internecie brawurą? – przekomarzał się z nim, szczerząc zęby. Powoli odzyskiwał orientację w sytuacji, a znalezienie odpowiednich słów nie wywoływało kolejnych fali bólu głowy.
- Tak. Będę też potrzebował twojego zdjęcia i śladu DNA – parsknął.To było głupie stwierdzenie…brzmiało tak, jakby Alex nigdy nie miał styczności z jego DNA, a przecież…
- Matthew – mruknął, przymykając powieki.
- Co?
- No tak mam na imię – skwitował kwaśno, podnosząc powieki i wywracając oczami.Nigdy nie lubił swojego imienia, ale tak to przecież bywa, prawda? Zwykle nigdy nie dogodzi się z wyborem imienia. W każdym bądź razie, nie mógł nic na to poradzić, więc musiał po prostu przywyknąć.
- Fajne. Matt – mruknął, jakby do siebie. – Więc, jeśli nie masz nic przeciwko, powinieneś się ubrać, bo kiedy ukradnę cię ze szpitala powinno być ci ciepło – powiedział, wstając z krzesła i podpierając ręce na biodrach. – Rusz tyłeczek – dodał po chwili, kiedy Matt wpatrywał się w niego jak w szaleńca.
- Mówisz poważnie? – zapytał, unosząc w zdziwieniu brwi.
- Eheee – mruknął, biorąc jego ciuchy z szafki i rzucając nimi w niego.– Dajesz.
Matt w ostatniej chwili złapał lecące ciuchy, po czym wpatrywał się w blondyna dłuższy czas nieodgadnionym wzrokiem. W końcu jednak podjął próbę:
- Eee…Może byś wyszedł?
- Czemużby to? – sapnął zdziwiony Alex, rozsiadając się na stołku przy łóżku.
- Bo poza bandażami i gatkami nie mam na sobie niczego?
- I? W czym widzisz problem? – zaoponował, zakładając ramiona na klatce.
- A jak ci się spodobam? – zapytał po chwili Matt, wykrzywiając usta.
- Nie gustuje w chłopcach – bąknął Alex, po czym wystawił mu język. Matt podrapał się po głowie, próbując się ugryźć w język.
- Jesteś pewny? – wyrwało się z jego ust. Zabrzmiało to dość sarkastycznie.
- Chcesz sprawdzić? – zapytał Alex, uśmiechając się szelmowsko. Matthew podniósł się z łóżka, obrócił się tyłem do blondyna i schylił się, by wciągnąć na siebie spodnie.
- Może innym razem – mruknął, po czym wciągnął na siebie szarą koszulkę z trójkątnym wcięciem pod szyją. Podciągnął rękawy i usiadł na łóżku, tym razem przodem do gościa. Uśmiechnął się pod nosem widząc rumieńce na policzkach blondyna.
- Widziałeś gdzieś moją drugą skarpetkę? – zapytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Powtórzył pytanie.
- C-co? – zająkał Alex, wbijając przez chwilę wzrok w dłonie bruneta.
- Czy widziałeś gdzieś moją drugą skarpetkę… – mruknął po raz kolejny, przewracając oczami. Alex obejrzał się za siebie rzucając zamglone spojrzenie dokoła, po czym wstał i sięgnął po skarpetkę leżącą pod szafką. Podał ją brunetowi.
- Trzymaj.
- Dzięki – odparł Matt i wciągnął skarpetkę na stopę. Zastanawiał się nad słowami blondyna. Czy mogło być tak, że nie zdawał sobie sprawy z ostatnich gorących wydarzeń? Być może okłamywał on sam siebie, bo po prostu chciał poczuć się lepiej? Najłatwiej jest ignorować gorsze aspekty życia. Czy i w jego głowie panował taki chaos, jak u niego samego? Matt sapnął skołowany natłokiem myśli. Nie wiedział skąd taka postawa u Alex’a. Ciężko było przyznać mu się przed samym sobą, że tak naprawdę chciałby, by Alex był gejem i okazał mu zainteresowanie. Tymczasem Alex był jakby całkowicie pewien swojej orientacji. Kolejnym aspektem nie dającym spokoju Matt’owi był rumieniec kwitnący na bladych policzkach Alex’a, tuż po tym, gdy schylił się by się ubrać. Drgnął, gdy poczuł na swoim ramieniu przyjemnie ciepłą dłoń blondyna.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć…
- Nie – zaoponował. – To znaczy tak, wszystko w porządku. Zamyśliłem się. Powinieneś przyłożyć lód – rzucił, by zmienić temat.
- To nic takiego. Nawet nie boli – powiedział wzruszając ramionami, jednak syknął, gdy Matt wiedziony nie wiadomo czym, dotknął opuszkami palców napuchniętej brwi. Podniósł brwi w typowym dla siebie geście i uśmiechnął się szelmowsko.
- Faktycznie nie boli – skwitował z dziwną satysfakcją w głosie. – Więc, gdzie zamierzasz mnie ukraść?
- A gdzie chcesz, żebym cię ukradł?
Na stole – prychnął w myślach, próbując zatrzymać swawolną fantazję.
- Myślałem, że masz jakiś plan. Zawsze porywasz ludzi bez przygotowania?
- Spontanicznie jest zabawniej – mruknął obrażony blondyn, wstając z krzesła i podając dłoń brunetowi. Matt chwycił ją i podniósł się, po czym od razu ją puścił. Dziwnie było dotykać tego chłopaka.
- Idziemy? – zapytał, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno dobrze postępują.
- Taaa. Chodź – rzucił, kierując się do wyjścia. Matt chwycił swoją torbę z podłogi i udał się za blondynem.
***
Już od dłuższego czasu siedzieli na huśtawkach niedaleko domu Matt’a. Odpychali się leniwie stopami od podłoża i rozmawiali o pierdołach.
- Wiesz, to może wydać się dziwne, ale mam wrażenie jakbym cię dobrze znał już wcześniej – powiedział blondyn. Zamglone spojrzenie wbijał w ciemne, rozgwieżdżone niebo.
Oj tak, poznałeś mnie dogłębnie – skwitował kwaśno w myślach, po czym skarcił się za niesforne pomysły.
- Nie przypominam sobie – odparł uśmiechając się pod nosem. Przecież nie skłamał, prawda? Naprawdę sobie nie przypominał… Nie ważne jak bardzo się starał. – Ale coś w tym jest – zapewnił, wpatrując się w zaróżowione od chłodu policzki nowego znajomego. Trwał tak w bezruchu przez dłuższy moment, w akompaniamencie ciszy. W końcu jednak zabrał głos ponownie, przerywając ją:
- Dlaczego mnie obroniłeś? – spytał, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Alex nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Wyjął z kieszeni kurtki paczkę papierosów i wziął jednego z nich między wargi. Pomacał przez chwilę kieszenie, szukając zapalniczki.
- Kiedyś byłem tacy jak oni. Niszczyłem ludzi – przyznał cicho, szurając butem po ziemi.- Więc co się zmieniło? – zapytał Matt, marszcząc nos, gdy dym z papierosa dotarł do jego nozdrzy.
- Jeden z siatkarzy przesadził. Przez niego pewien dzieciak będzie jeździł do końca życia na wózku – mruknął, zaciągając się papierosem.
– Ludzie są okrutni, dlatego chcę się zmienić. Zdałem sobie sprawę z tego, że następnym razem to ktoś mnie może gnębić. Za to kim jestem, czy jaki jestem.- A kim jesteś? – zapytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Po chwili więc zadał kolejne pytanie.- Żałujesz? – szepnął Matt, wybijając staccato na swoim kolanie i drżąc delikatnie, gdy zawiał chłodniejszy wiatr. Alex zatrzymał na nim spojrzenie i pokiwał lakonicznie głową.- Bardzo. Myślisz, że mogę się zmienić? – zapytał zdawkowo, szybko mrugając, jakby chciał odpędzić łzy. Matt siedział chwilę w apatii, jaką wywołały słowa Alex’a. Kim był Alex? I dlaczego nie chciał odpowiedzieć na jego pytanie? Coś uciskało go w gardle i działo się z nim coś dziwnego. Mieszankę uczuć jaką w tej chwili odczuwał nie mógł nawet porównać do żadnego doświadczenia ze swojego dotychczasowego życia. Wstał stękając cicho i stanął naprzeciwko siedzącego na huśtawce blondyna. Chwycił dwoma palcami papierosa, którego Alex trzymał w ustach i zaciągnął się nim. Wypuścił powoli dym i rzucił papierosa na ziemię, depcząc go agresywnie.
- Myślę, że każdy może się zmienić i każdemu należy się druga szansa – mruknął, wyszczerzając do niego swoje zęby. Kąciki ust Alex’a podniosły się ledwo zauważalnie. Matthew potarł ramiona ponownie dygocąc z zimna.- Chyba będę zwijać się do chaty – przyznał niechętnie, oglądając się na blondyna, który wpatrywał się w dogasającego na glebie papierosa.
- Mhm – mruknął. – Hey, Matt… Za trzy dni będzie impreza u Jessi’ego. Może wpadniesz? – zapytał, podnosząc głowę i przeczesując dłonią grzywkę.
- No nie wiem. Mam dziwne wspomnienia po alkoholu…
- Złe?- Nie – burknął, po dłuższej chwili.
- Więc przyjdziesz? – zapytał, próbując ukryć nadzieję w głosie.
- Dobra. Mogę kogoś ze sobą przyprowadzić? – rzucił, dmuchając w niesforną grzywkę.
- Jasne.
- To do zobaczenia w szkole – sapnął, po czym obrócił się na pięcie i ruszył wolnym krokiem do domu. Od czasu do czasu oglądał się za siebie i w tych krótkich momentach spojrzenia chłopców krzyżowały się na chwile.
***
Kiedy Elliot zatrzasnął drzwiczki od szkolnej szafki, sapnął ze zdziwienia dostrzegłszy opierającego się obok Matt’a.
- Yo – mruknął, odzyskując rezon.
- Cześć. Zabierasz mnie dzisiaj na olbrzymie zakupy. Kupujesz nam pełno ciuchów i butów, bo załatwiłem ci randkę – rzucił, szczerząc do niego komplet bielutkich zębów.
- Z kim? – syknął, niemal krztusząc się powietrzem.
- Właśnie nadchodzi – mruknął, po czym zaśmiał się głośno. Błyszczące oczy były teraz skierowane na Jessi’ego, który właśnie wszedł beztrosko do szkoły. Nawet Matt musiał przyznać, że Elliot ma jednak dobry gust. Złote refleksy obijały się w jego ciemnych włosach, a uśmiech sięgał obu uszu i wydawało się to najpiękniejszym widokiem na świecie. Biała koszulka z trójkątnym dekoltem ściśle przylegała do ładnie wyrzeźbionego ciała i ukazywała lekko zarysowane mięśnie brzucha. Odgarnął grzywkę sięgającą brody za ucho i, o ile to w ogóle możliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Gdyby miał porsche, to dyrektorka już dawno rozchyliła by przed nim nogi – wymsknęło się z ust Matt’a, a w chwilę później oboje głośno zarechotali.
– Idziemy do niego na imprezę, a czy to będzie randka, to już zależy tylko od ciebie – dopowiedział, spoglądając się na blondyna.
- Jesteś cudotwórcą! – rzucił Elliot, po czym mocno go wyściskał.
- Dobra dobra, bo ludzie się patrzą – skwitował Matt, jednak uśmiechnął się szeroko.
- Właściwie, to kto nas zaprosił?
- Będziesz moją osobą towarzyszącą. A wejście zapewnił mi Alex.
- Ooooo – zaintonował Elliot, wbijając mu łokieć w biodro. Matt zacisnął mocno usta, żeby się nie roześmiać.
***
Fuknął sfrustrowany i popatrzył się niedowierzająco na blondyna. Miał wrażenie, że chłopak chciał go zamęczyć na śmierć górą ciuchów, które mu wybrał do przymierzenia. Postał chwilę wpatrując się w niego tępo, po czym bez słowa skapitulował kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Myślałem, że to zakupy z moją matką są ciężkie… – bąknął, wchodząc do kabiny. Po chwili wepchnął się za nim Elliot z górą własnych ciuchów. Było im trochę ciasno, ale już wcześniej wyjaśnili sobie, że nie czują do siebie pociągu. Matt wciągnął powoli powietrze, gdy Elliot otarł się nagimi plecami o jego klatkę. Dopiero teraz dostrzegł na jego ramieniu tatuaż. Była to prawdopodobnie jakaś łacińska sentencja.
Dum spiro, spero – przeczytał, przejeżdżając palcem wzdłuż zgrabnych, misternie wykończonych literek. – Co to znaczy?
- Póki żyję, nie tracę nadziei – rzucił blondyn, odwracając głowę. Ze względu na brak miejsca w przebieralni ich nosy stykały się co chwilę. Matt czuł oddech chłopaka na swoich wargach i nie zastanawiając się sięgnął ustami jego ust.

1 komentarz: