środa, 9 stycznia 2013

Rozdział jedenasty


Rozdział jedenasty

Time changes everything even you and I have changed
The rain, the winter’s pain has made us fade away
I still remember everything,
That old December, the fears, the cold
I really wonder how you feel
on these nights so alone

I hope some day you’ll see me
I hope some day you’ll spot me in the crowd
Take my hand and kiss me
I hope some day you’ll say my name out loud

Tell me, tell me about your feelings
Tell me about your stories
Look into my eyes and come on closer
Make me immortal with a kiss
Tell me about your feelings
Tell me about your stories
We know it’s over so tell me it’s over and
Life will be better in Spring

- No dawać, siadajcie wygodnie. – rzucił do nas, i do nowo przybyłych dzieciaków, które zajmowały miejsca na puchatym dywanie. Rozsiadłem się na kanapie, kiedy Sasuke wyszedł zrobić mikrofalówkowy popcorn.

- Yatta! – zakrzyknął wesoło Inuzuka, kiedy na ekran wpłynęły pierwsze napisy filmu. Rozprostował powoli nogi i klapnął na fotel po prawej stronie groszkowej kanapy.
Po chwili do pokoju wrócił Sasuke, który zajął miejsce na kanapie obok mnie.
W dłoniach trzymał dużą niebieską miskę wypełnioną po brzegi popcornem.

Kiedy Kiba skończył wciskać na chama wszystkie te jaskrawe guziczki pilota, rozpoczął się film. Któreś z dzieciaków zgasiło światło.

***

- Aaaaa! – wybuchła wrzawa przy pierwszej ,,strasznej’’ scenie, przy której raczyłem tylko lekko sobie ziewnąć.
Sięgnąłem po garstkę popcornu. Jednak jak na złość, w tym samym momencie co Uchiha.
Poskutkowało to zetknięciem się naszych rąk. Niby nic, ale on od razu się spiął i szybko zabrał rękę.

Po tym zdarzeniu już nie wziął więcej popcornu.

Zrobiło mi się trochę…smutno?

Czy ja wyglądam, jakbym miał trąd, przepraszam bardzo?

Raczyłem się na niego spojrzeć, oczywiście, jak przystało na taką wredną poczwarkę jak ja, nie oszczędziłem mu mrużenia oczu.

No! Niech wie, że mi podpadł!

Zadowolony z tego desperackiego aktu samoobrony, już chciałem odwrócić głowę, gdy na jego policzki wkradł się delikatny rumieniec.

Moje ego zaraz rozsadzi z wrażenia. Powinienem teraz sam siebie zgnoić…

Łaskawie pozwoliłem sobie wrócić do oglądania tej żenady. Mniej strasznego horroru już chyba bardziej nie można spieprzyć.

- Aaaaa! – doszedł mnie wrzask z prawej strony.

Kiba -.-

No tak, on to się chyba potrafi przestraszyć własnego cienia.

Wiecie….Szkoda mi biedaka. Aktualnie ściskał białą, małą poduszeczkę między udami i pół-leżał w pozycji embrionalnej na grubym fotelu.
Oczy otwarte na oścież, delikatnie przygryzał dolną wargę przednimi zębami, a rękoma obejmował się w klatce.

Temu to jak zwykle odpierdziela.

Zastanowiłem się nad propozycją Sasuke – mianowicie, kiedy gorsze zachowanie Kiby miałoby mnie denerwować, zapewniał mnie, że wystarczy strzał w potylicę.

Hmmmmmm……?

Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym delikatnie zacząłem podnosić dłoń.

PLASK!

No nie! To stało się zbyt szybko. Sasuke nagle przechylił się nade mną, opierając o moje kolana i biorąc potężny zamach….strzelił w dokładnie to samo miejsce, na które ja się napaliłem.

- No kurdeee! – wyrwało mi się.

- Nooo to raczej ja powinienem tutaj poprzeklinać! – mruknął, rozmasowując dłonią piekący kark.

- Nie narzekaj, ode mnie byś dostał mocniej. – rzuciłem, wracając do oglądania filmu.

- Zaskakujesz, Uzumaki. – usłyszałem cichy szept Uchihy tuż przy moim uchu.

***

- T-to było straszne! – krzyknął Inuzuka, gdy tylko pokazały się końcowe napisy. Ktoś zapalił światło.

- No oczywiście…. Połowa ośmiolatków lub nawet młodszych pousypiała z nudów, ale ty oczywiście prawie się popłakałeś… - zaczął Uchiha, a ja zdziwiłem się – moje zdanie odnośnie tego filmu i zachowania Kiby było takie same…

- Nie popłakałem! Po prostu jestem …. Bardzo wrażliwym dzieckiem…

Już dłużej nie mogłem wytrzymać – roześmiałem się więc na cały głos, a lekko niższy od mojego, śmiech Uchihy, rozniósł się w idealnej harmonii z moim, po niemal całym domu.

Kiba chyba troszeczkę się podłamał, mając takich kumpli, ale co mi tam – raz się żyje.

- Idę spać, gołąbeczki. See ya. – mruknął smutno i ruszył powłócząc nogami na górę, do swojego pokoju.

Chwilę później Sasuke zwijał się na ziemi trzymając się na biodro.
Mały Kami pokazał pazurki, wbijając rękę w bok Uchihy.

- Auuuu! – zawył.

- Nie bądź babą, draniu. Ja się będę zbierał do chaty.

- Nie zostajesz na noc?

- Yyyy. Nie, dzięki. Poczekam już u siebie na tate. Zresztą, jestem już prawie zdrowy, zawsze szybko zdrowiałem.

- Aha. No to okey. Chodź, pójdę z tobą i kawałek cię odprowadzę, bo jeszcze zemdlejesz na środku osiedla.

- Och, ta troska, kurcze, dzięęęęęęki. Sam oczywiście nie dałbym sobie rady – zironizowałem sobie, pogrywając nim.

- Nie marudź, bo odprowadzi cię nie tak fajny i w ogóle super jak ja chłopak, tylko Kiba.

- No to go wołaj, bo serio chcę już iść. – Parsknąłem śmiechem.

- Podłyyyy. – zajęczał, zarzucając na ramiona czarną kurtkę z szarym kapturem, wykonanym z bluzowato-podobnego materiału. – Kiba! Dzieciaki są twoje! Apteczka jest nad zlewem! – krzyknął.

Apteczka nad zlewem?

- Aż tak często dochodzi tutaj do takich jatek? – zapytałem, gdy tylko zatrzasnęły się za nami drzwi.

- Kiedy Kiba zostaje sam z dzieciakami? Ta apteczka to dziesiąty zestaw od początku wakacji. Babka w aptece już chciała wydawać mi kartę stałego klienta, bo połowa naszego majątku leci na opatrunki dla poszkodowanych, w wyniku….obcowania z Kibą. – mruknął, po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Jeeej. Nagle poczułem nieodpartą chęć….zakupu całej torby lekarstw i temu podobnych środkach sanitarnych.

- Kup, ich nigdy nie za mało….gdy Kiba wpada do czyjegoś życia. To jak nowotwór….Tylko że rak wychodzi taniej niż Kiba.

- Pocieszające….

- Nie bardzo. – mruknął kwaśno, rozchlapując butem sporą kałużę.

***

- Um… No to, do jutra… - mruknąłem, trąc czubkiem trampka o asfalt przed domem.

- TO jest twój dom?  - zapytał, lekko się dławiąc.

- Mhm.

- Piękny.

Czy on musi mówić takie żenujące rzeczy?

- Eeee, no dzięki. No to pa.

- Mhm, narka. – rzucił luźno, okręcił się na pięcie i po paru minutach zniknął mi z oczu.

- Ta, narka. – palnąłem sam do siebie.

Zacząłem się macać (ah, wy zboczuchy!) po wszystkich kieszeniach, w nadziei odnalezienia kluczy od domu. Znalazłem je w kieszeni w lewej nogawce, na wysokości kolana. Trzymając w dłoni pęk kluczy z błękitną wywieszką żaby wczepiłem klucz od głównego zamku drzwi w dziurkę i przekręciłem. Zamek stęknął pod naporem tego żelastwa, a po naciśnięciu klamki, drzwi chętnie odskoczyły, jakby bardzo się za mną stęskniły.

Pierwsze co zrobiłem po powrocie, to otworzyłem szeroko okna, żeby lekko wywietrzyć. Zabrałem się za porządki – odkurzyłem, pozmywałem to, co zostawił tato brudnym, a nawet podlałem kwiaty.

Zdążyłem jeszcze włączyć telewizor w momencie, gdy nadano pierwsze dźwięki oznaczające początek transmisji jazdy figurowej na lodzie w parach.

W czasie przerwy skoczyłem sobie jeszcze po soczek….No co, mistrz też musi pić, nu?

Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i wlepiłem gały, kibicując mojej ulubionej parze.
Tak serio, to nie wiem czemu im kibicuję. W sumie, chyba chodzi o to, że zawsze mają takie super wypasione, zcekinione, błękitnusie stroje, które tak świetnie na nich leżą.

***

- Yo! – dobiegł mnie radosno-zmęczony krzyk mojego taty z dołu. Po chwili usłyszałem uderzenie torby o ziemię i zsunięcie butów ze stóp. Pare uderzeń bosych stóp o podłogę i w salonie pojawił się we własnej osobie mój ojciec.

- Hey.

- Mhm. Co oglądasz? – rzucił, wchodząc do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma szklankami soku jabłkowego. Podał mi jedną ze szklanek i rozsiadł się na kanapie obok mnie, cicho wzdychając. – Jak zwykle monotematyczny. Tylko te łyżwy i łyżwy. – Znowu westchnął.

- Lepsze to niż praca na okrągło. – w końcu to z siebie wyrzuciłem.

- A jak ci idą łyżwy? Masz nadzieję na podium?

- Nie mam nadziei. Po prostu tam wjadę i wygram złoto, zobaczysz. – palnąłem, równo rżnąc głupa.

- Super. Wiesz co, Naru?

- Hm? – mruknąłem, cały czas wgapiając oczy w ekran przed sobą.

- Z wyglądu to ty może jesteś prawie identyczny jak ja, ale charakter, to przynajmniej pół twojej matki. – stęknął, poprawiając nogi i kładąc je na stoliku.

- To dobrze?

- Ehhh. – westchnął. – Genialnie. Genialnie, Naruto. – powiedział, roztrzepując dłonią moje włosy, co zaskutkowało głośnym prychnięciem wydobywającym się z mojego gardła. – zawsze było jej wszędzie pełno. Ty, tak samo jak twoja matka, jesteś jedyny w swoim rodzaju.

Jeeeej. A ja myślałem, że to Uchiha pierdzieli takie żenujące frazesy….

- Eee, dzięki tato.

- Luzik. Zamawiamy pizzę? – zapytał, sięgając po komórkę.

- Oki.

- Jaką wziąć?

- Mafię. Tylko pamiętaj: na jednej połówce bez cebuli, pieczarek, za to z kukurydzą i podwójnym bekonem, na drugiej połówce bez cebuli, papryki, za to z podwójnym serem i szynką.

- Eeee….na jednej połówce bez pieczarek i…eeeee….hmpf… wiesz ty co? Sam dzwoń. – syknął, podając mi komórkę. – tam już chyba klną na nasz adres, takie instrukcje podajesz.

- No co?! Lubię dobrze jeść. Pan płaci, pan każe.

- Mhm. Ale pamiętaj, że to ja płacę.

- Już niebawem…

- Hm? Co masz na myśli? – zapytał, unosząc brwi w dziwnym grymasie.

Jeśli już mój tato podnosi brwi – znaczy to, że jest cholernie ciekawy i nie odpuści mi odpowiedzi na to pytanie. A ja głupi, zacząłem sam go podpuszczać.
Udawałem, że nie wiem o co chodzi, ale nie opuszczając brwi, zaczął mrużyć oczy.
To z kolei oznaczało, że jest bardzo ciekawy, a w dodatku nie zawaha się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swoje. Jeśli się nie mylę, to jeśli przez następne siedem sekund mu nie powiem, uchyli usta, szykując w głowie odpowiednio sformułowane, podchwytliwe pytanie, o naturę mojej tajemnicy, które zostanie rzucone po kolejnych trzech sekundach.


HA! – otworzył usta.

- Główna nagroda, za złoto, wynosi 250 tysięcy dolarów. Więc może usamodzielnię się szybciej niż myślałeś. – zachichotałem, widząc jego minę.

- Łał.

- Nooo. Trzeba było jeździć na łyżwach, zamiast się uczyć. – palnąłem. – Dobra, spadówka tato, burczy mi w głowie, a zanim przywiozą pizze to trochę czasu minie. – mruknąłem, odsyłającym tonem i wybrałem numer do mojej ulubionej pizzerii.

***

Aktualnie leżę sobie w łóżku, na brzuchu, w mojej niebieskiej piżamce, wymachując bosymi stopami w powietrzu.
No, zapomniałem dodać, że towarzyszy mi dobra książka i słoik nutelli, z którego co chwilę wyjmuję umazane czekoladą palce, gotowe do oblizania.

Powinni to raczej nazwać czekolada instant.

O…ciekawe kiedy będzie czekolada w proszku. Zaleje sobie wodą, pare minut iii…BACH!
Słodziutka czekolada na miejscu.

Wiecie, czasami za dużo myślę – tato uważa, że gdybym poświęcił tyle samo czasu i energii na myślenie jak zaradzić głodowi na świecie, co teraz, na myślenie, w co się jutro ubrać – cały ten głód byłby już dawno przeszłością.

Chyba powinienem się obrazić, ale w chwili obecnej, jestem na to zbyt leniwy.

Znużony czytaniem oparłem głowę o okładkę książki, kiedy akurat rozbrzmiał mój wesoły dzwonek z Alvina i wiewiórek, o którym opowiadałem już wcześniej. – tym razem był to jednak znak, że dostałem esemesa. Ręka, jak to zwykle bywa wśród hormonalnie nabuzowanych nastolatków, oczekujących na romantyczne wyznanie miłości, samoistnie wystrzeliła i kliknęła ,,otwórz’’.

Yo, tu Sasuke.
Um, właściwie, chyba przyszedłeś wczoraj po zeszyty, nie?
No to jak już będziesz zdrowy, to możesz wpaść po nie znowu, bo zapomniałeś je zabrać….

Hm…romantyczne wyznanie miłości to to nie jest, ale wystarczyło jedno wzruszenie ramion, żeby srać na cały świat. Nutella stanowczo za bardzo odciąga mnie od realu.

Jednak w moim naturalnym zachowaniu można dopatrzeć się nieodpartej pokusy dogryzania innym i karcenia ich.
Toteż w jednej chwili ponownie chwyciłem za ,,fona’’ (bo tak szczerze, to nienawidzę tego określenia….Takie lamerskie jest.) i napisałem do Sasuke.

Yyyy…Oczywiście nie przyszło Tobie na myśl, że skoro jestem chory, a zeszyty pożyczyłem Ci, będąc pełnym łaskawości człowiekiem, to mógłbyś pofatygować tłusty zadek i w trzech podskokach przynieść mi je w zębach?

Oooo… Aż mhrocznie zachichotałem, gdy szukając błędów przeszukałem na szybko całą wiadomość.

Śliiiij, mój mały :)

Wróciłem do czytania książki.

3 komentarze:

  1. Romantyczne wyznanie to to nie było fakt faktem xD ale się pofatygował żeby napisać a to już coś xd
    No nic, rozdział perfekcyjny... Nic dodać nic ująć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. HA! A ja mam czekoladę w proszku XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ Naruto jest wredny... Lubię to! I teraz mam ochotę na nutelle... Nie.dobrze... Moja dieta pójdzie w cholerę :/

    OdpowiedzUsuń