Rozdział
jedenasty
Time
changes everything even you and I have changed
The rain, the winter’s pain has made us fade away
I still remember everything,
That old December, the fears, the cold
I really wonder how you feel
on these nights so alone
I hope some day you’ll see me
I hope some day you’ll spot me in the crowd
Take my hand and kiss me
I hope some day you’ll say my name out loud
Tell me, tell me about your feelings
Tell me about your stories
Look into my eyes and come on closer
Make me immortal with a kiss
Tell me about your feelings
Tell me about your stories
We know it’s over so tell me it’s over and
Life will be better in Spring
The rain, the winter’s pain has made us fade away
I still remember everything,
That old December, the fears, the cold
I really wonder how you feel
on these nights so alone
I hope some day you’ll see me
I hope some day you’ll spot me in the crowd
Take my hand and kiss me
I hope some day you’ll say my name out loud
Tell me, tell me about your feelings
Tell me about your stories
Look into my eyes and come on closer
Make me immortal with a kiss
Tell me about your feelings
Tell me about your stories
We know it’s over so tell me it’s over and
Life will be better in Spring
- No dawać, siadajcie wygodnie. – rzucił do nas, i do nowo
przybyłych dzieciaków, które zajmowały miejsca na puchatym dywanie. Rozsiadłem
się na kanapie, kiedy Sasuke wyszedł zrobić mikrofalówkowy popcorn.
- Yatta! – zakrzyknął wesoło Inuzuka, kiedy na ekran
wpłynęły pierwsze napisy filmu. Rozprostował powoli nogi i klapnął na fotel po
prawej stronie groszkowej kanapy.
Po chwili do pokoju wrócił Sasuke, który zajął miejsce na
kanapie obok mnie.
W dłoniach trzymał dużą niebieską miskę wypełnioną po brzegi
popcornem.
Kiedy Kiba skończył wciskać na chama wszystkie te jaskrawe
guziczki pilota, rozpoczął się film. Któreś z dzieciaków zgasiło światło.
***
- Aaaaa! – wybuchła wrzawa przy pierwszej ,,strasznej’’
scenie, przy której raczyłem tylko lekko sobie ziewnąć.
Sięgnąłem po garstkę popcornu. Jednak jak na złość, w tym
samym momencie co Uchiha.
Poskutkowało to zetknięciem się naszych rąk. Niby nic, ale
on od razu się spiął i szybko zabrał rękę.
Po tym zdarzeniu już nie wziął więcej popcornu.
Zrobiło mi się trochę…smutno?
Czy ja wyglądam, jakbym miał trąd, przepraszam bardzo?
Raczyłem się na niego spojrzeć, oczywiście, jak przystało na
taką wredną poczwarkę jak ja, nie oszczędziłem mu mrużenia oczu.
No! Niech wie, że mi podpadł!
Zadowolony z tego desperackiego aktu samoobrony, już
chciałem odwrócić głowę, gdy na jego policzki wkradł się delikatny rumieniec.
Moje ego zaraz rozsadzi z wrażenia. Powinienem teraz sam
siebie zgnoić…
Łaskawie pozwoliłem sobie wrócić do oglądania tej żenady.
Mniej strasznego horroru już chyba bardziej nie można spieprzyć.
- Aaaaa! – doszedł mnie wrzask z prawej strony.
Kiba -.-
No tak, on to się chyba potrafi przestraszyć własnego
cienia.
Wiecie….Szkoda mi biedaka. Aktualnie ściskał białą, małą
poduszeczkę między udami i pół-leżał w pozycji embrionalnej na grubym fotelu.
Oczy otwarte na oścież, delikatnie przygryzał dolną wargę
przednimi zębami, a rękoma obejmował się w klatce.
Temu to jak zwykle odpierdziela.
Zastanowiłem się nad propozycją Sasuke – mianowicie, kiedy
gorsze zachowanie Kiby miałoby mnie denerwować, zapewniał mnie, że wystarczy
strzał w potylicę.
Hmmmmmm……?
Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym delikatnie zacząłem
podnosić dłoń.
PLASK!
No nie! To stało się zbyt szybko. Sasuke nagle przechylił
się nade mną, opierając o moje kolana i biorąc potężny zamach….strzelił w
dokładnie to samo miejsce, na które ja się napaliłem.
- No kurdeee! – wyrwało mi się.
- Nooo to raczej ja powinienem tutaj poprzeklinać! –
mruknął, rozmasowując dłonią piekący kark.
- Nie narzekaj, ode mnie byś dostał mocniej. – rzuciłem,
wracając do oglądania filmu.
- Zaskakujesz, Uzumaki. – usłyszałem cichy szept Uchihy tuż
przy moim uchu.
***
- T-to było straszne! – krzyknął Inuzuka, gdy tylko pokazały
się końcowe napisy. Ktoś zapalił światło.
- No oczywiście…. Połowa ośmiolatków lub nawet młodszych
pousypiała z nudów, ale ty oczywiście prawie się popłakałeś… - zaczął Uchiha, a
ja zdziwiłem się – moje zdanie odnośnie tego filmu i zachowania Kiby było takie
same…
- Nie popłakałem! Po prostu jestem …. Bardzo wrażliwym
dzieckiem…
Już dłużej nie mogłem wytrzymać – roześmiałem się więc na
cały głos, a lekko niższy od mojego, śmiech Uchihy, rozniósł się w idealnej
harmonii z moim, po niemal całym domu.
Kiba chyba troszeczkę się podłamał, mając takich kumpli, ale
co mi tam – raz się żyje.
- Idę spać, gołąbeczki. See ya. – mruknął smutno i ruszył
powłócząc nogami na górę, do swojego pokoju.
Chwilę później Sasuke zwijał się na ziemi trzymając się na
biodro.
Mały Kami pokazał pazurki, wbijając rękę w bok Uchihy.
- Auuuu! – zawył.
- Nie bądź babą, draniu. Ja się będę zbierał do chaty.
- Nie zostajesz na noc?
- Yyyy. Nie, dzięki. Poczekam już u siebie na tate. Zresztą,
jestem już prawie zdrowy, zawsze szybko zdrowiałem.
- Aha. No to okey. Chodź, pójdę z tobą i kawałek cię
odprowadzę, bo jeszcze zemdlejesz na środku osiedla.
- Och, ta troska, kurcze, dzięęęęęęki. Sam oczywiście nie
dałbym sobie rady – zironizowałem sobie, pogrywając nim.
- Nie marudź, bo odprowadzi cię nie tak fajny i w ogóle
super jak ja chłopak, tylko Kiba.
- No to go wołaj, bo serio chcę już iść. – Parsknąłem
śmiechem.
- Podłyyyy. – zajęczał, zarzucając na ramiona czarną kurtkę
z szarym kapturem, wykonanym z bluzowato-podobnego materiału. – Kiba! Dzieciaki
są twoje! Apteczka jest nad zlewem! – krzyknął.
Apteczka nad zlewem?
- Aż tak często dochodzi tutaj do takich jatek? – zapytałem,
gdy tylko zatrzasnęły się za nami drzwi.
- Kiedy Kiba zostaje sam z dzieciakami? Ta apteczka to
dziesiąty zestaw od początku wakacji. Babka w aptece już chciała wydawać mi
kartę stałego klienta, bo połowa naszego majątku leci na opatrunki dla
poszkodowanych, w wyniku….obcowania z Kibą. – mruknął, po czym oboje
wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jeeej. Nagle poczułem nieodpartą chęć….zakupu całej torby
lekarstw i temu podobnych środkach sanitarnych.
- Kup, ich nigdy nie za mało….gdy Kiba wpada do czyjegoś
życia. To jak nowotwór….Tylko że rak wychodzi taniej niż Kiba.
- Pocieszające….
- Nie bardzo. – mruknął kwaśno, rozchlapując butem sporą
kałużę.
***
- Um… No to, do jutra… - mruknąłem, trąc czubkiem trampka o
asfalt przed domem.
- TO jest twój dom? - zapytał, lekko się dławiąc.
- Mhm.
- Piękny.
Czy on musi mówić takie żenujące rzeczy?
- Eeee, no dzięki. No to pa.
- Mhm, narka. – rzucił luźno, okręcił się na pięcie i po
paru minutach zniknął mi z oczu.
- Ta, narka. – palnąłem sam do siebie.
Zacząłem się macać (ah, wy zboczuchy!) po wszystkich
kieszeniach, w nadziei odnalezienia kluczy od domu. Znalazłem je w kieszeni w
lewej nogawce, na wysokości kolana. Trzymając w dłoni pęk kluczy z błękitną
wywieszką żaby wczepiłem klucz od głównego zamku drzwi w dziurkę i
przekręciłem. Zamek stęknął pod naporem tego żelastwa, a po naciśnięciu klamki,
drzwi chętnie odskoczyły, jakby bardzo się za mną stęskniły.
Pierwsze co zrobiłem po powrocie, to otworzyłem szeroko
okna, żeby lekko wywietrzyć. Zabrałem się za porządki – odkurzyłem, pozmywałem
to, co zostawił tato brudnym, a nawet podlałem kwiaty.
Zdążyłem jeszcze włączyć telewizor w momencie, gdy nadano
pierwsze dźwięki oznaczające początek transmisji jazdy figurowej na lodzie w
parach.
W czasie przerwy skoczyłem sobie jeszcze po soczek….No co,
mistrz też musi pić, nu?
Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i wlepiłem gały,
kibicując mojej ulubionej parze.
Tak serio, to nie wiem czemu im kibicuję. W sumie, chyba
chodzi o to, że zawsze mają takie super wypasione, zcekinione, błękitnusie
stroje, które tak świetnie na nich leżą.
***
- Yo! – dobiegł mnie radosno-zmęczony krzyk mojego taty z
dołu. Po chwili usłyszałem uderzenie torby o ziemię i zsunięcie butów ze stóp.
Pare uderzeń bosych stóp o podłogę i w salonie pojawił się we własnej osobie
mój ojciec.
- Hey.
- Mhm. Co oglądasz? – rzucił, wchodząc do kuchni. Po chwili
wrócił z dwoma szklankami soku jabłkowego. Podał mi jedną ze szklanek i
rozsiadł się na kanapie obok mnie, cicho wzdychając. – Jak zwykle
monotematyczny. Tylko te łyżwy i łyżwy. – Znowu westchnął.
- Lepsze to niż praca na okrągło. – w końcu to z siebie
wyrzuciłem.
- A jak ci idą łyżwy? Masz nadzieję na podium?
- Nie mam nadziei. Po prostu tam wjadę i wygram złoto,
zobaczysz. – palnąłem, równo rżnąc głupa.
- Super. Wiesz co, Naru?
- Hm? – mruknąłem, cały czas wgapiając oczy w ekran przed
sobą.
- Z wyglądu to ty może jesteś prawie identyczny jak ja, ale
charakter, to przynajmniej pół twojej matki. – stęknął, poprawiając nogi i
kładąc je na stoliku.
- To dobrze?
- Ehhh. – westchnął. – Genialnie. Genialnie, Naruto. –
powiedział, roztrzepując dłonią moje włosy, co zaskutkowało głośnym
prychnięciem wydobywającym się z mojego gardła. – zawsze było jej wszędzie
pełno. Ty, tak samo jak twoja matka, jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Jeeeej. A ja myślałem, że to Uchiha pierdzieli takie
żenujące frazesy….
- Eee, dzięki tato.
- Luzik. Zamawiamy pizzę? – zapytał, sięgając po komórkę.
- Oki.
- Jaką wziąć?
- Mafię. Tylko pamiętaj: na jednej połówce bez cebuli,
pieczarek, za to z kukurydzą i podwójnym bekonem, na drugiej połówce bez
cebuli, papryki, za to z podwójnym serem i szynką.
- Eeee….na jednej połówce bez pieczarek i…eeeee….hmpf… wiesz
ty co? Sam dzwoń. – syknął, podając mi komórkę. – tam już chyba klną na nasz
adres, takie instrukcje podajesz.
- No co?! Lubię dobrze jeść. Pan płaci, pan każe.
- Mhm. Ale pamiętaj, że to ja płacę.
- Już niebawem…
- Hm? Co masz na myśli? – zapytał, unosząc brwi w dziwnym
grymasie.
Jeśli już mój tato podnosi brwi – znaczy to, że jest
cholernie ciekawy i nie odpuści mi odpowiedzi na to pytanie. A ja głupi,
zacząłem sam go podpuszczać.
Udawałem, że nie wiem o co chodzi, ale nie opuszczając brwi,
zaczął mrużyć oczy.
To z kolei oznaczało, że jest bardzo ciekawy, a w dodatku
nie zawaha się przed niczym, byleby tylko osiągnąć swoje. Jeśli się nie mylę,
to jeśli przez następne siedem sekund mu nie powiem, uchyli usta, szykując w
głowie odpowiednio sformułowane, podchwytliwe pytanie, o naturę mojej
tajemnicy, które zostanie rzucone po kolejnych trzech sekundach.
…
HA! – otworzył usta.
- Główna nagroda, za złoto, wynosi 250 tysięcy dolarów. Więc
może usamodzielnię się szybciej niż myślałeś. – zachichotałem, widząc jego
minę.
- Łał.
- Nooo. Trzeba było jeździć na łyżwach, zamiast się uczyć. –
palnąłem. – Dobra, spadówka tato, burczy mi w głowie, a zanim przywiozą pizze
to trochę czasu minie. – mruknąłem, odsyłającym tonem i wybrałem numer do mojej
ulubionej pizzerii.
***
Aktualnie leżę sobie w łóżku, na brzuchu, w mojej
niebieskiej piżamce, wymachując bosymi stopami w powietrzu.
No, zapomniałem dodać, że towarzyszy mi dobra książka i
słoik nutelli, z którego co chwilę wyjmuję umazane czekoladą palce, gotowe do
oblizania.
Powinni to raczej nazwać czekolada instant.
O…ciekawe kiedy będzie czekolada w proszku. Zaleje sobie
wodą, pare minut iii…BACH!
Słodziutka czekolada na miejscu.
Wiecie, czasami za dużo myślę – tato uważa, że gdybym
poświęcił tyle samo czasu i energii na myślenie jak zaradzić głodowi na
świecie, co teraz, na myślenie, w co się jutro ubrać – cały ten głód byłby już
dawno przeszłością.
Chyba powinienem się obrazić, ale w chwili obecnej, jestem
na to zbyt leniwy.
Znużony czytaniem oparłem głowę o okładkę książki, kiedy
akurat rozbrzmiał mój wesoły dzwonek z Alvina i wiewiórek, o którym opowiadałem
już wcześniej. – tym razem był to jednak znak, że dostałem esemesa. Ręka, jak
to zwykle bywa wśród hormonalnie nabuzowanych nastolatków, oczekujących na
romantyczne wyznanie miłości, samoistnie wystrzeliła i kliknęła ,,otwórz’’.
Yo, tu Sasuke.
Um, właściwie, chyba przyszedłeś wczoraj po zeszyty, nie?
No to jak już będziesz zdrowy, to możesz wpaść po nie
znowu, bo zapomniałeś je zabrać….
Hm…romantyczne wyznanie miłości to to nie jest, ale
wystarczyło jedno wzruszenie ramion, żeby srać na cały świat. Nutella stanowczo
za bardzo odciąga mnie od realu.
Jednak w moim naturalnym zachowaniu można dopatrzeć się
nieodpartej pokusy dogryzania innym i karcenia ich.
Toteż w jednej chwili ponownie chwyciłem za ,,fona’’ (bo tak
szczerze, to nienawidzę tego określenia….Takie lamerskie jest.) i napisałem do
Sasuke.
Yyyy…Oczywiście nie przyszło Tobie na myśl, że skoro
jestem chory, a zeszyty pożyczyłem Ci, będąc pełnym łaskawości człowiekiem, to
mógłbyś pofatygować tłusty zadek i w trzech podskokach przynieść mi je w
zębach?
Oooo… Aż mhrocznie zachichotałem, gdy szukając błędów
przeszukałem na szybko całą wiadomość.
Śliiiij, mój mały :)
Wróciłem do czytania książki.
Romantyczne wyznanie to to nie było fakt faktem xD ale się pofatygował żeby napisać a to już coś xd
OdpowiedzUsuńNo nic, rozdział perfekcyjny... Nic dodać nic ująć ;)
HA! A ja mam czekoladę w proszku XD
OdpowiedzUsuńAleż Naruto jest wredny... Lubię to! I teraz mam ochotę na nutelle... Nie.dobrze... Moja dieta pójdzie w cholerę :/
OdpowiedzUsuń