Rozdział
szesnasty
I like
Where we are
When we drive
In your car
I like where we are
Here
You are the one, the one that lies close to me
Whispers hello I miss you quite terribly
I fell in love, in love with you suddenly
There’s no place else I could be, but here in your arms
Where we are
When we drive
In your car
I like where we are
Here
You are the one, the one that lies close to me
Whispers hello I miss you quite terribly
I fell in love, in love with you suddenly
There’s no place else I could be, but here in your arms
W tak oto nie-cudowny sposób nastał poniedziałek. Tak jak
każdy przeciętny uczeń, nienawidzę poniedziałków. Nie tyle z powodu powrotu do
nauki ile z tego, że przez skręconą kostkę nie będę dziś mieć treningu z Anko.
Tak więc totalnie nabuzowany, ledwo utrzymując sarkazm na
wodzy, wyszedłem z domu trzaskając drzwiami i ,,fukając’’ na Shikamaru. Słońce
świeci, wiater wieje, a ja wciągnąłem nosem trzy kleje.
Jeśli mowa o tych klejach….od tygodnia Sasuke się do mnie
prawie nie odzywa. Zachowuje się strasznie dziwnie. Obiecał mi pomóc w mojej
pracy, a koniec końców musiałem zrobić cokolwiek, więc wybrałem… klej. Praca
nie była super, więc zaoszczędzę sobie opisywania takiego syfu.
Kiedy wspominałem, że pogoda jest cudowna…Wcale nie
kłamałem. Normalnie skakałbym z radości, pojechał nad jezioro, taplał się w
wodzie i byczył całe dnie. Poza szkołą, oczywiście.
Ale dziś nie było normalnie. Byłem chory, skażony, zepsuty.
Miałem… D.O.Ł.A.
I nawet Shikamaru, przeważnie luźny i mało upierdliwy,
wydawał się być…irytujący.
Wszystko jest takie….głupie!
Ja pierdziu…
Doszliśmy do szkoły, jak zwykle gadając o pierdołach.
Kiedy tylko znaleźliśmy się w szkolnym korytarzu, tak
przyjemnie chłodnym w ten upalny dzień, pożegnaliśmy się. On pobiegł do kibla,
bo chyba coś go pogoniło, a ja klapnąłem na parapecie koło sali od geografii.
Włożyłem w uszy słuchawki i zatopiłem się w myśli.
Myślałem o wszystkim: O tym, że mam wyjątkowo dobrze dobrane
bransoletki, że moje odbicie w oknie jest zachwycające, chyba się lekko
opaliłem, włosy nie sterczą tak ohydnie jak zawsze, i że….
Dobra, wcale nie myślałem o tym co wymieniłem.
Możecie nie wierzyć, ale chyba się zmieniam.
Myślałem o Sasuke i o tym, co właściwie mu się stało, że na
powrót stał się taki…
Odpychający.
Modliłem się o to, żeby więcej nie widzieć mrocznej wersji
jego wzroku, jednak i to spełzło na niczym.
Westchnąłem, zjeżdżając palcami po szybie. Była przyjemnie
chłodna.
Gdyby tu nie było tyle osób, pewnie zrzuciłbym koszulkę i
zaczął się tulić do tej szyby.
Prychnąłem głośno, kiedy zjawił się nasz nauczyciel.
Powlokłem się za resztą klasy na swoje miejsce i klapnąłem, nie kryjąc
rozdrażnienia.
***
Całą lekcję nie mogłem się skupić. Myślałem o niebieskich
migdałach, szarych komórkach i truskawkowych lizakach lodowych.
Mhmhmh- mruknąłem, gdy wyobraziłem sobie, że wsysam się w
jednego z truskawkowych cudów.
Jezu, nie wytrzymam tutaj.
I to bynajmniej nie przez hemoroidy.
- Może pan Uzumaki? – usłyszałem twardy głos sensei’a. Oczy
same powiększyły mi się do rozmiarów talerzy, a usta ułożyły się w dziwny
dziubek.
- Eeeeee?
- No, macie państwo przykład chronicznego zaparcia. Chyba
sobie z tym nie poradzi. Więc? Kto zna prawidłową odpowiedź?
- Czaaaaad – mruknąłem do siebie, wywracając oczami.
- No, powinszować. A już myślałem, że nikt w tej klasie nie
słuchał. Nie dałeś się zwieść, Uzumaki. – ciągnął nauczyciel, uważnie mi się
przyglądając.
- Cóż, to cały ja. – przyznałem, posyłając mu uśmiech i
ogółem robiąc pewnie strasznie głupią minę. Chciałem jeszcze dodać ,,geografia
górą!’’ ale uznałem to za lekką przesadę.
Więcej szczęścia niż rozumu…
I wiecie co? Może i bym nadal się karcił w myślach za
nieuwagę i rozkojarzenie, ale…
Truskawkowe lizaaaaaaki loodoooowe….
Ja pierdziuuu!
***
Lekcja w-fu. Siedziałem z usztywnioną nogą na trybunach.
Dzisiejsza lekcja odbywała się na basenie.
Nie lubiłem lekcji na basenie. Nie czułem się komfortowo
odsłaniając chociażby brzuch, nie mówiąc już o tych wszystkich obcisłych
bokserkach…przecież, Jezu kochany, one niczego nie kryją prawie!
Pociągnąłem sobie shake’a truskawkowego. Może i mam problem
z nogą, ale nic nie powstrzyma mnie przed wypadem z Kibą do McDonald’a na
długiej przerwie.
Właśnie weszła męska część mojej klasy, jako iż byliśmy na
basenie i lodzie podzieleni na grupy. Wszyscy z mojej klasy na szczęście
wyglądają strasznie…laczkowato, więc na lekcjach tego typu nie wyglądam
przynajmniej blado.
No, może prawie wszyscy. Kiba wygląda…fajnie. Uchiha zresztą
też, chociaż raz na jakiś czas się na mnie spoglądał, w sumie, to wszyscy
chłopacy wglądają fajnie, jeśli zestawić ich z Choujim…Co do Sasuke…on chyba
nie wie, czego chce.
Najpierw mnie unika, a później się na mnie gapi.
Chyba się na niego sfochałem. W takim razie, popatrzę sobie
na wysiłki Kiby.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, wsysając się w shake’a.
***
- O mój boszzzzeeee – jęknąłem, ciągnąc za sobą swój plecak
po korytarzu. – Przyznaję się, chciałem ładną pogodę, ale nie AŻ TAK. –
marudziłem, idąc ramię w ramię z Narą. – Gdybym był upierdliwy to wal przez
łeb… - dodałem, prychając.
Już po chwili smagnął mnie ręką przez głowę.
- Aaaaaał? – jęknąłem, oklapłszy na ławce przed klasą. –
Dobrze, że to już ostatnia lekcja.
- Mhm. Wszystko okey? – zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Jassssne. Poza tym, że wszystko mnie wkurza. Ta, jest
cool.
- Cóż za pasja! Aż roznosi cię energia! – sarknął,
przyglądając się swoim butom.
- Ha. Ha. Ha. To naprawdę…żałosny dowcip.
- Sorki, ale jesteś dziś niemożliwie upierdliwy. – mruknął,
poklepując mnie po ramieniu i robiąc niezidentyfikowany wyraz twarzy.
- Odezwał się… - mruknąłem.
***
- Yatta! – krzyknąłem, wybiegając z budynku. Od razu
rozciągnąłem się na placu, w międzyczasie oczekując na Narę.
Wyszedł luźnym krokiem dwie minuty później. Po drodze do
domu skoczyliśmy do spożywczego i razem zjedliśmy palcami cały słoik nutelli.
No dobra…ja zjadłem, a on mi pomagał…
Dochodząc na podjazd domu, przybiliśmy sobie piąstki i
rozeszliśmy się.
Wpakowałem się do domu. Już od progu przywitał mnie miły
zapach.
Zdezorientowany i zaskoczony wkroczyłem do kuchni, gdzie mój
tato…gotował.
Łoł…to, że jest w domu jest już sporym szokiem, nie
wspominając o tym, że GOTUJE.
- Hey. Siadaj, już podaję.
- Eee. Okey. – mruknąłem i się rozsiadłem. Po chwili tato
podsunął mi pod nos talerz z jajecznicą.
- Ludzie, czy wyście powariowali? Na okrągło pakujecie we
mnie jajecznice. Geeez.
- Nie chcesz, nie jedz. – powiedział, przeczesując włosy.
- Coś jest nie tak… - mruknąłem, celując w niego widelcem.
- Co ma być nie tak? – zapytał, marszcząc groźnie brwi.
- Coś ukrywasz, czuję to.
- E tam, nie wiem o czym gadasz. Śpieszę się, zaraz będę
wychodzić. Dasz sobie radę sam?
Zrobiłem tylko wielkie oczy.
- Naprawdę musisz pytać? – zachichotałem. Co jak co, ale to
tak jakby pytać anglika, czy mówi po angielsku.
- Dobra, wierzę w ciebie. Lecę się ubrać. Smacznego. –
rzucił jeszcze, zanim zbiegł do swojej sypialni.
- Taaa… Super smaczne. – mruknąłem, rozgrzebując swój
,,pełnowartościowy’’ posiłek.
***
Zbiegłem na dół słysząc jakiś hałas. Mój tato wyżywał się na
parasolu, który ni jak nie chciał się otworzyć.
Muszę przyznać – jestem zdumiony. Ojciec miał na sobie
widocznie nowy garnitur. Czarny, szyty na miarę. Na stopach nowiutkie skórzane,
czarne buty z dłuższymi czubkami. Biała koszula i wąski, czarny krawat. No i
ten bukiet czerwonych róż w lewej ręce.
- Randka? – zapytałem zdumiony. Mój ojciec nie był na randce
od…no, od kiedy mama umarła.
- Eeee. Nie. – palnął, z widocznymi rumieńcami na twarzy. –
muszę urobić przedstawicielkę firmy z którą mamy zrobić fuzję.
- Jasssssne. – syknąłem, siadając na schodku i podziwiając.
Dobrze, że wyglądamy na młodszych niż w rzeczywistości
jesteśmy. Mój tato jest niczego sobie.
- Dlatego czerwone róże? I AŻ tyle? –
palnąłem, głośno się śmiejąc.
Spojrzał się na mnie, groźnie mrużąc oczy. Zirytował się
chyba.
- Jak wyglądam? – spytał, okręcając się wokół własnej osi.
- Unikasz odpowiedzi. – mruknąłem, szczerząc do niego
wszystkie swoje białe ząbki.
- Powiedziałem, muszę ją urobić.
- Wrócisz na noc? – spytałem, ale zaraz tego pożałowałem.
Zacząłem się głośno śmiać i oberwałem plaskaczem w ucho. – Oj, daj spokój! Mam
już szesnaście lat!
- Ehhh…- mruknął, mierząc mnie wzrokiem. – Zdecydowanie za
szybko rośniesz. Być może nie wrócę, jeśli będę dłużej pracować.
- Akurat pracować…. – bąknąłem, znowu wybuchając śmiechem.
Tym razem byłem szybszy i zdążyłem uniknąć morderczego ciosu parasolką.
- Następnym razem wezmę młotek.
Nie mogłem się opanować i nadal głośno rechotałem.
W końcu jakoś mi się udało, ale opłaciłem to bólem brzucha.
- Powodzenia tato.
W tym momencie było coś takiego… ckliwego. W sposobie, w
jaki się na mnie patrzył, czytałem jakby ,, jestem z ciebie taki dumny, wykapany
ja itp. Itd.’’ Lekko się do mnie uśmiechał, więc i ja posłałem mu nasz rodzinny
uśmiech.
- Uważaj na siebie. – rzuciłem, kiedy przymykał już drzwi.
- Ty też. Pamiętaj – zero alkoholu, papierosów, seksu,
pornosów, masturbacji, narkotyków, przetrzymywania ludzi, obrotu ludzkimi
narządami i wszystkiego co wymyślą twoi kumple. Tobie jakoś ufam bardziej niż
im.
- Nie no, dzięęęki.
- Nie siedź sam, zamów pizze i baw się dobrze. Kasę masz na
stole w kuchni.
- Dzięki.
- Pa.
- Pa. – rzuciłem, słysząc głuchy trzask drzwi.
Chwyciłem za komórkę i wybrałem numer do Nary.
***
- Yo – bąknął Nara przekraczając próg mojego domu. – Wziąłem
ze sobą z polecenia Anko nagrania jazd figurowych, parę płyt z piosenkami i, to
już z mojej inwencji, paczkę mikrofalówkowego popcornu. Pomyślałem, że jeśli
już mam się nudzić oglądając takie pląsy, to mogę chociaż zjeść coś smacznego.
- Dobry pomysł. Daj popcorn, zrobię, ty w tym czasie dorwij
się do DVD.
- Mhm. – mruknął, zdejmując buty. Kiedy on oklapł przed telewizorem,
ja dobrałem się do mikrofalówki.
***
- I jak, gotowe? – spytałem, kładąc pełną miskę popcornu na
ławę.
- Ta. – mruknął, wziął pilota i rzucił się na łóżko obok
mnie. – Co się stało znowu z Uchihą?
- Też zauważyłeś? – rzuciłem, przyglądając się pierwszemu
zawodnikowi. Nie robił nic, czego ja bym nie zrobił, więc wzruszyłem ramionami
i zerknąłem na Shikamaru. – Może spóźnia mu się okres.
- Raz na tydzień?
- Raczej przez tydzień. – mruknąłem, po czym oboje
parsknęliśmy śmiechem.
- Ty wiesz, może złapał jakąś chorobę weneryczną albo cuś….
- Ta. Załapał Kibę.
- Chyba kiłę… - sprostował.
- No wiem, ale Kiba jest bardziej upierdliwy od kiły.
- Skąd wiesz? – zapytał. Szczerze powiem, nie dałem zbić się
z tropu.
- Anko mi pokazała. – mruknąłem półgębkiem, próbując go
zignorować. Kątem oka widziałem jak się na mnie gapi z otwartymi ustami jakby
chciał coś powiedzieć.
W końcu nie wytrzymałem i zacząłem się tarzać ze śmiechu.
Wtedy to Shika ogarnął się i zaczął strzelać mi klapsy poduszeczką.
- Perwers. – syknąłem, kiedy się uspokoiliśmy.
- Ciesz się, że to nie był klaps z niespodzianką. –
powiedział, uśmiechając się diabolicznie na samą myśl.
- Klaps z niespodzianką?
- Mhm. Tak jak normalny klaps, tyle że zginasz fakersa do wewnątrz
dłoni, tak że pozostaje prosty i sam rozumiesz jaki jest target. Klaps analny,
to jest coś.
- Geeez. Nie dość, że kręcą cię dużo starsze kobiety, to
jeszcze takie fantazje… Coraz bardziej cię lubię, Nara.
- Super. Zawsze marzyłem, żeby ktoś polubił mnie tylko za
perwersje. – baknął obrażony.
- Serio? Ja też! – przyznałem.
- Boże, to był sarkazm.
- Serio? Tamto też ! – palnąłem i razem wybuchliśmy
śmiechem.
- A jaka jest twoja największa perwersja?
- Eeee. Nie wiem. – bąknąłem, układając usta w dziubek.
- Jak można nie wiedzieć? Nigdy nic sobie nie pomyślałeś?
Jak patrzyłeś na dziewczynę, która ci się podoba…
- Eeee. Bo ja wiem…? Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek
mi się podobał….
- Nic?! Null? Łobody? Zero? Jezu Naru…!
- To źle?
- Nooo em… Sam już nie wiem. A może…chłopak? – zapytał,
podnosząc brwi.
- Eeee, nie dzięki, aż tak zdesperowany nie jestem.
- No ale pomyśl. Wszyscy mówią, że jesteś metroseksualny i w
ogóle. Wiesz, ja tam nic nie mam…
- Nie jestem pedałem! – syknąłem marszcząc brwi.
- Okey! – odparł, unosząc dłonie na wysokość twarzy jakbym
był jakimś policjantem. – Fajne bransoletki. – sarknął.
Przecholował smarkacz, więc trzepnąłem go poduszką w mordkę.
Prychnął głośno i udawał, że jest zafascynowany jazdą
figurową.
Żal.
- O! Tak mógłbyś się nauczyć ! – palnął w miarę
podekscytowany pewnym Rosjaninem.
- Tak umiem.
- Serio?
- Mhm. Anko mnie trenuje, myślisz że daje mi jakieś wolne?
- No chyba nie, skoro nawet ze skręconą nogą musisz to
oglądać.
- No i super. Wole oglądać niż być bity za każdym razem jak
coś mi nie wyjdzie.
- Bije cię? – zapytał przerażony.
- Nie, ale chciałem na nią napsioczyć. Niech ma za swoje.
- Znam to. Oj jak ja to dobrze znaaaam. – rozpłynął się.
Moja pierwsza reakcja: JAK TO NARU NIE JEST HOMOSEKSUALNY?!
OdpowiedzUsuńTak tak, wiem XD
Rozdział fajny ale czemu Naruto cały czas nie gapił się na Sasuke kiedy byli na basenie?! Ja się pytam! SKANDAL ;-;