środa, 9 stycznia 2013

Rozdział szesnasty


Rozdział szesnasty

I like
Where we are
When we drive
In your car
I like where we are
Here

You are the one, the one that lies close to me
Whispers hello I miss you quite terribly
I fell in love, in love with you suddenly
There’s no place else I could be, but here in your arms


W tak oto nie-cudowny sposób nastał poniedziałek. Tak jak każdy przeciętny uczeń, nienawidzę poniedziałków. Nie tyle z powodu powrotu do nauki ile z tego, że przez skręconą kostkę nie będę dziś mieć treningu z Anko.
Tak więc totalnie nabuzowany, ledwo utrzymując sarkazm na wodzy, wyszedłem z domu trzaskając drzwiami i ,,fukając’’ na Shikamaru. Słońce świeci, wiater wieje, a ja wciągnąłem nosem trzy kleje.
Jeśli mowa o tych klejach….od tygodnia Sasuke się do mnie prawie nie odzywa. Zachowuje się strasznie dziwnie. Obiecał mi pomóc w mojej pracy, a koniec końców musiałem zrobić cokolwiek, więc wybrałem… klej. Praca nie była super, więc zaoszczędzę sobie opisywania takiego syfu.
Kiedy wspominałem, że pogoda jest cudowna…Wcale nie kłamałem. Normalnie skakałbym z radości, pojechał nad jezioro, taplał się w wodzie i byczył całe dnie. Poza szkołą, oczywiście.
Ale dziś nie było normalnie. Byłem chory, skażony, zepsuty.
Miałem… D.O.Ł.A.
I nawet Shikamaru, przeważnie luźny i mało upierdliwy, wydawał się być…irytujący.
Wszystko jest takie….głupie!
Ja pierdziu…
Doszliśmy do szkoły, jak zwykle gadając o pierdołach.
Kiedy tylko znaleźliśmy się w szkolnym korytarzu, tak przyjemnie chłodnym w ten upalny dzień, pożegnaliśmy się. On pobiegł do kibla, bo chyba coś go pogoniło, a ja klapnąłem na parapecie koło sali od geografii.
Włożyłem w uszy słuchawki i zatopiłem się w myśli.
Myślałem o wszystkim: O tym, że mam wyjątkowo dobrze dobrane bransoletki, że moje odbicie w oknie jest zachwycające, chyba się lekko opaliłem, włosy nie sterczą tak ohydnie jak zawsze, i że….
Dobra, wcale nie myślałem o tym co wymieniłem.
Możecie nie wierzyć, ale chyba się zmieniam.
Myślałem o Sasuke i o tym, co właściwie mu się stało, że na powrót stał się taki…
Odpychający.
Modliłem się o to, żeby więcej nie widzieć mrocznej wersji jego wzroku, jednak i to spełzło na niczym.
Westchnąłem, zjeżdżając palcami po szybie. Była przyjemnie chłodna.
Gdyby tu nie było tyle osób, pewnie zrzuciłbym koszulkę i zaczął się tulić do tej szyby.

Prychnąłem głośno, kiedy zjawił się nasz nauczyciel. Powlokłem się za resztą klasy na swoje miejsce i klapnąłem, nie kryjąc rozdrażnienia.

***

Całą lekcję nie mogłem się skupić. Myślałem o niebieskich migdałach, szarych komórkach i truskawkowych lizakach lodowych.
Mhmhmh- mruknąłem, gdy wyobraziłem sobie, że wsysam się w jednego z truskawkowych cudów.
Jezu, nie wytrzymam tutaj.
I to bynajmniej nie przez hemoroidy.

- Może pan Uzumaki? – usłyszałem twardy głos sensei’a. Oczy same powiększyły mi się do rozmiarów talerzy, a usta ułożyły się w dziwny dziubek.

- Eeeeee?

- No, macie państwo przykład chronicznego zaparcia. Chyba sobie z tym nie poradzi. Więc? Kto zna prawidłową odpowiedź?

- Czaaaaad – mruknąłem do siebie, wywracając oczami.

- No, powinszować. A już myślałem, że nikt w tej klasie nie słuchał. Nie dałeś się zwieść, Uzumaki. – ciągnął nauczyciel, uważnie mi się przyglądając.

- Cóż, to cały ja. – przyznałem, posyłając mu uśmiech i ogółem robiąc pewnie strasznie głupią minę. Chciałem jeszcze dodać ,,geografia górą!’’ ale uznałem to za lekką przesadę.

Więcej szczęścia niż rozumu…
I wiecie co? Może i bym nadal się karcił w myślach za nieuwagę i rozkojarzenie, ale…
Truskawkowe lizaaaaaaki loodoooowe….

Ja pierdziuuu!

***

Lekcja w-fu. Siedziałem z usztywnioną nogą na trybunach. Dzisiejsza lekcja odbywała się na basenie.
Nie lubiłem lekcji na basenie. Nie czułem się komfortowo odsłaniając chociażby brzuch, nie mówiąc już o tych wszystkich obcisłych bokserkach…przecież, Jezu kochany, one niczego nie kryją prawie!
Pociągnąłem sobie shake’a truskawkowego. Może i mam problem z nogą, ale nic nie powstrzyma mnie przed wypadem z Kibą do McDonald’a na długiej przerwie.

Właśnie weszła męska część mojej klasy, jako iż byliśmy na basenie i lodzie podzieleni na grupy. Wszyscy z mojej klasy na szczęście wyglądają strasznie…laczkowato, więc na lekcjach tego typu nie wyglądam przynajmniej blado.
No, może prawie wszyscy. Kiba wygląda…fajnie. Uchiha zresztą też, chociaż raz na jakiś czas się na mnie spoglądał, w sumie, to wszyscy chłopacy wglądają fajnie, jeśli zestawić ich z Choujim…Co do Sasuke…on chyba nie wie, czego chce.
Najpierw mnie unika, a później się na mnie gapi.
Chyba się na niego sfochałem. W takim razie, popatrzę sobie na wysiłki Kiby.

Uśmiechnąłem się sam do siebie, wsysając się w shake’a.

***

- O mój boszzzzeeee – jęknąłem, ciągnąc za sobą swój plecak po korytarzu. – Przyznaję się, chciałem ładną pogodę, ale nie AŻ TAK. – marudziłem, idąc ramię w ramię z Narą. – Gdybym był upierdliwy to wal przez łeb… - dodałem, prychając.

Już po chwili smagnął mnie ręką przez głowę.

- Aaaaaał? – jęknąłem, oklapłszy na ławce przed klasą. – Dobrze, że to już ostatnia lekcja.

- Mhm. Wszystko okey? – zapytał, uważnie mi się przyglądając.

- Jassssne. Poza tym, że wszystko mnie wkurza. Ta, jest cool.

- Cóż za pasja! Aż roznosi cię energia! – sarknął, przyglądając się swoim butom.

- Ha. Ha. Ha. To naprawdę…żałosny dowcip.

- Sorki, ale jesteś dziś niemożliwie upierdliwy. – mruknął, poklepując mnie po ramieniu i robiąc niezidentyfikowany wyraz twarzy.

- Odezwał się… - mruknąłem.

***

- Yatta! – krzyknąłem, wybiegając z budynku. Od razu rozciągnąłem się na placu, w międzyczasie oczekując na Narę.
Wyszedł luźnym krokiem dwie minuty później. Po drodze do domu skoczyliśmy do spożywczego i razem zjedliśmy palcami cały słoik nutelli.
No dobra…ja zjadłem, a on mi pomagał…

Dochodząc na podjazd domu, przybiliśmy sobie piąstki i rozeszliśmy się.

Wpakowałem się do domu. Już od progu przywitał mnie miły zapach.
Zdezorientowany i zaskoczony wkroczyłem do kuchni, gdzie mój tato…gotował.
Łoł…to, że jest w domu jest już sporym szokiem, nie wspominając o tym, że GOTUJE.

- Hey. Siadaj, już podaję.

- Eee. Okey. – mruknąłem i się rozsiadłem. Po chwili tato podsunął mi pod nos talerz z jajecznicą.

- Ludzie, czy wyście powariowali? Na okrągło pakujecie we mnie jajecznice. Geeez.

- Nie chcesz, nie jedz. – powiedział, przeczesując włosy.

- Coś jest nie tak… - mruknąłem, celując w niego widelcem.

- Co ma być nie tak? – zapytał, marszcząc groźnie brwi.

- Coś ukrywasz, czuję to.

- E tam, nie wiem o czym gadasz. Śpieszę się, zaraz będę wychodzić. Dasz sobie radę sam?

Zrobiłem tylko wielkie oczy.

- Naprawdę musisz pytać? – zachichotałem. Co jak co, ale to tak jakby pytać anglika, czy mówi po angielsku.

- Dobra, wierzę w ciebie. Lecę się ubrać. Smacznego. – rzucił jeszcze, zanim zbiegł do swojej sypialni.

- Taaa… Super smaczne. – mruknąłem, rozgrzebując swój ,,pełnowartościowy’’ posiłek.

***

Zbiegłem na dół słysząc jakiś hałas. Mój tato wyżywał się na parasolu, który ni jak nie chciał się otworzyć.
Muszę przyznać – jestem zdumiony. Ojciec miał na sobie widocznie nowy garnitur. Czarny, szyty na miarę. Na stopach nowiutkie skórzane, czarne buty z dłuższymi czubkami. Biała koszula i wąski, czarny krawat. No i ten bukiet czerwonych róż w lewej ręce.

- Randka? – zapytałem zdumiony. Mój ojciec nie był na randce od…no, od kiedy mama umarła.

- Eeee. Nie. – palnął, z widocznymi rumieńcami na twarzy. – muszę urobić przedstawicielkę firmy z którą mamy zrobić fuzję.

- Jasssssne. – syknąłem, siadając na schodku i podziwiając.
Dobrze, że wyglądamy na młodszych niż w rzeczywistości jesteśmy. Mój tato jest niczego sobie.

- Dlatego czerwone róże? I AŻ tyle? – palnąłem, głośno się śmiejąc.

Spojrzał się na mnie, groźnie mrużąc oczy. Zirytował się chyba.

- Jak wyglądam? – spytał, okręcając się wokół własnej osi.

- Unikasz odpowiedzi. – mruknąłem, szczerząc do niego wszystkie swoje białe ząbki.

- Powiedziałem, muszę ją urobić.

- Wrócisz na noc? – spytałem, ale zaraz tego pożałowałem. Zacząłem się głośno śmiać i oberwałem plaskaczem w ucho. – Oj, daj spokój! Mam już szesnaście lat!

- Ehhh…- mruknął, mierząc mnie wzrokiem. – Zdecydowanie za szybko rośniesz. Być może nie wrócę, jeśli będę dłużej pracować.

- Akurat pracować…. – bąknąłem, znowu wybuchając śmiechem. Tym razem byłem szybszy i zdążyłem uniknąć morderczego ciosu parasolką.

- Następnym razem wezmę młotek.

Nie mogłem się opanować i nadal głośno rechotałem.
W końcu jakoś mi się udało, ale opłaciłem to bólem brzucha.

- Powodzenia tato.

W tym momencie było coś takiego… ckliwego. W sposobie, w jaki się na mnie patrzył, czytałem jakby ,, jestem z ciebie taki dumny, wykapany ja itp. Itd.’’ Lekko się do mnie uśmiechał, więc i ja posłałem mu nasz rodzinny uśmiech.

- Uważaj na siebie. – rzuciłem, kiedy przymykał już drzwi.

- Ty też. Pamiętaj – zero alkoholu, papierosów, seksu, pornosów, masturbacji, narkotyków, przetrzymywania ludzi, obrotu ludzkimi narządami i wszystkiego co wymyślą twoi kumple. Tobie jakoś ufam bardziej niż im.

- Nie no, dzięęęki.

- Nie siedź sam, zamów pizze i baw się dobrze. Kasę masz na stole w kuchni.

- Dzięki.

- Pa.

- Pa. – rzuciłem, słysząc głuchy trzask drzwi.

Chwyciłem za komórkę i wybrałem numer do Nary.

***

- Yo – bąknął Nara przekraczając próg mojego domu. – Wziąłem ze sobą z polecenia Anko nagrania jazd figurowych, parę płyt z piosenkami i, to już z mojej inwencji, paczkę mikrofalówkowego popcornu. Pomyślałem, że jeśli już mam się nudzić oglądając takie pląsy, to mogę chociaż zjeść coś smacznego.

- Dobry pomysł. Daj popcorn, zrobię, ty w tym czasie dorwij się do DVD.

- Mhm. – mruknął, zdejmując buty. Kiedy on oklapł przed telewizorem, ja dobrałem się do mikrofalówki.

***

- I jak, gotowe? – spytałem, kładąc pełną miskę popcornu na ławę.

- Ta. – mruknął, wziął pilota i rzucił się na łóżko obok mnie. – Co się stało znowu z Uchihą?

- Też zauważyłeś? – rzuciłem, przyglądając się pierwszemu zawodnikowi. Nie robił nic, czego ja bym nie zrobił, więc wzruszyłem ramionami i zerknąłem na Shikamaru. – Może spóźnia mu się okres.

- Raz na tydzień?

- Raczej przez tydzień. – mruknąłem, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.

- Ty wiesz, może złapał jakąś chorobę weneryczną albo cuś….

- Ta. Załapał Kibę.

- Chyba kiłę… - sprostował.

- No wiem, ale Kiba jest bardziej upierdliwy od kiły.

- Skąd wiesz? – zapytał. Szczerze powiem, nie dałem zbić się z tropu.

- Anko mi pokazała. – mruknąłem półgębkiem, próbując go zignorować. Kątem oka widziałem jak się na mnie gapi z otwartymi ustami jakby chciał coś powiedzieć.
W końcu nie wytrzymałem i zacząłem się tarzać ze śmiechu. Wtedy to Shika ogarnął się i zaczął strzelać mi klapsy poduszeczką.

- Perwers. – syknąłem, kiedy się uspokoiliśmy.

- Ciesz się, że to nie był klaps z niespodzianką. – powiedział, uśmiechając się diabolicznie na samą myśl.

- Klaps z niespodzianką?

- Mhm. Tak jak normalny klaps, tyle że zginasz fakersa do wewnątrz dłoni, tak że pozostaje prosty i sam rozumiesz jaki jest target. Klaps analny, to jest coś.

- Geeez. Nie dość, że kręcą cię dużo starsze kobiety, to jeszcze takie fantazje… Coraz bardziej cię lubię, Nara.

- Super. Zawsze marzyłem, żeby ktoś polubił mnie tylko za perwersje. – baknął obrażony.

- Serio? Ja też! – przyznałem.

- Boże, to był sarkazm.

- Serio? Tamto też ! – palnąłem i razem wybuchliśmy śmiechem.

- A jaka jest twoja największa perwersja?

- Eeee. Nie wiem. – bąknąłem, układając usta w dziubek.

- Jak można nie wiedzieć? Nigdy nic sobie nie pomyślałeś? Jak patrzyłeś na dziewczynę, która ci się podoba…

- Eeee. Bo ja wiem…? Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek mi się podobał….

- Nic?! Null? Łobody? Zero? Jezu Naru…!

- To źle?

- Nooo em… Sam już nie wiem. A może…chłopak? – zapytał, podnosząc brwi.

- Eeee, nie dzięki, aż tak zdesperowany nie jestem.

- No ale pomyśl. Wszyscy mówią, że jesteś metroseksualny i w ogóle. Wiesz, ja tam nic nie mam…

- Nie jestem pedałem! – syknąłem marszcząc brwi.

- Okey! – odparł, unosząc dłonie na wysokość twarzy jakbym był jakimś policjantem. – Fajne bransoletki. – sarknął.

Przecholował smarkacz, więc trzepnąłem go poduszką w mordkę.
Prychnął głośno i udawał, że jest zafascynowany jazdą figurową.
Żal.

- O! Tak mógłbyś się nauczyć ! – palnął w miarę podekscytowany pewnym Rosjaninem.

- Tak umiem.

- Serio?

- Mhm. Anko mnie trenuje, myślisz że daje mi jakieś wolne?

- No chyba nie, skoro nawet ze skręconą nogą musisz to oglądać.

- No i super. Wole oglądać niż być bity za każdym razem jak coś mi nie wyjdzie.

- Bije cię? – zapytał przerażony.

- Nie, ale chciałem na nią napsioczyć. Niech ma za swoje.

- Znam to. Oj jak ja to dobrze znaaaam. – rozpłynął się.

1 komentarz:

  1. Moja pierwsza reakcja: JAK TO NARU NIE JEST HOMOSEKSUALNY?!
    Tak tak, wiem XD
    Rozdział fajny ale czemu Naruto cały czas nie gapił się na Sasuke kiedy byli na basenie?! Ja się pytam! SKANDAL ;-;

    OdpowiedzUsuń