Rozdział
dziewiętnasty
Have I
told you lately that I love you
Have I told you there's no one else above you
Fill my heart with gladness
take away all my sadness
ease my troubles that's what you do
There's a love that's divine
and it's yours and it's mine like the sun
And at the end of the day
we should give thanks and pray
to the one, to the one
Have I told you there's no one else above you
Fill my heart with gladness
take away all my sadness
ease my troubles that's what you do
There's a love that's divine
and it's yours and it's mine like the sun
And at the end of the day
we should give thanks and pray
to the one, to the one
- Aaaaałłłłłooooooo żesz kurwa mać! – krzyczałem,
przygryzając sobie od wewnątrz policzki.
- Jebani naziści, jak mnie wypuścicie, tak wam skopie dupy,
że nie ogarniecie! – dawałem upust swojej złości, tupiąc nogami i wyrywając się
z mocnego uścisku Nary.
***
< pięć minut później >
- Błagam, proszę, już będę grzeczny, tylko przestańcie już,
dłużej nie wytrzymam. – zaskomlałem, a oczy zaszły mi łzami. – Co ja wam
takiego zrobiłem, że tak mnie karzecie?
- zapytałem z nutką goryczy w głosie. Czułem się taki
bezsilny – wykorzystywany i bezwartościowy jak pusta lalka.
Wszystko mnie bolało. Albo raczej – wszystko dopiero
zaczynało mnie boleć. Wiedziałem, że szybko im nie ucieknę, a kiedy ze mną
skończą – zostawią mnie samego, a ja będę szwędać się i czołgać w bólu do domu.
Moja droga ninja, ja pierdziuuu…
Skrzywiłem się, gdy po moim ciele rozeszła się kolejna fala
bólu.
Nigdy bym nie pomyślał, że grzesząc czeka mnie taka kara.
Za co mi to ludzie robią? Dlaczego akurat mnie obierają za
cel numer jeden?
Uważają, że mi w ten sposób pomogą?
Do czego niby ma to prowadzić?
Tak wiele pytań krążyło po mojej głowie… Tak wiele
tajemnic pozostawało nierozwiązanych.
Czułem się, jakby ktoś oblał mnie benzyną, a później
podpalił.
I weź tu człowieku zrób z siebie emo. Jak oni mogą sami się
krzywdzić, skoro to tak bardzo….boli…ten teges?
Aby zająć czymś myśli, wrzuciłem sobie do głowy szkołę.
Wyobrażałem sobie, że sunę po chłodnym lodzie, pęd mierzwi mi włosy, a ja się
śmieję…
- Aaaaaa! Ja pieprze, nigdy wam tego nie wybaczę! –
krzyknąłem, gdy ich działania poskutkowały na mnie jak kubeł zimnej wody.
Od zaciskania szczęk całkowicie zdrętwiałą mi twarz. Powieki
latały mi jak po czterdziestu czarnych kawach i hektolitrach coli. Drżałem z
bólu na całym ciele, a pot spływał mi ciurkiem po twarzy.
Dmuchnąłem sobie w grzywkę, by nie odgryźć sobie języka.
- Jak Boga kocham, jak stąd wyjd…- urwałem, bo ONA ZNOWU TO
ZROBIŁA. – sadyści. – jęknąłem, modląc się by zemdleć.
< kolejne minuty bólu później >
- Shikamaru! – syknąłem, kiedy Anko skoczyła do kuchni po
kolejną porcję. – stary druhu, błagam, uratuj mnie. Oddam ci wszystko, zrobię
czego zapragniesz, tylko zabierz mnie z rąk tej psychopatki! – jęknąłem. Twarz
miałem już sparaliżowaną jak po botoksie.
- Heh. Nie ma mowy. Sam się o to prosiłeś. Zobaczysz jak
szczęśliwy będziesz, kiedy wyjdziesz na wolność. – powiedział. Jego oczy
błyszczały jak w jakimś sadomasochistycznym amoku. Wyglądał jak jakiś
perwersyjny alfons w jednym z niskobudżetowych filmów pornograficznych.
A ja miałem być jego dziwką? Noł kurcze łej ( No way – dla
ciężko kapujących ^^ ) !
- Zobaczysz jaki ty będziesz nieszczęśliwy, kiedy wyjdę na
wolność… - sarknąłem, odwracając głowę w bok.
Wiecie…próbowałem go czymś zająć, by niepostrzeżenie wysunąć
z kieszeni komórkę.
Do ~Kiba~
SOS – STOP-
Ratuj! – STOP - Przetrzymywany wbrew woli – STOP – Anko –
STOP – Bliski koniec – STOP – dzwoń na policję.
Już miałem wysłać, kiedy przez drżenie dłoni niechcący
zsunąłem komórkę z krzesła.
Rozległ się głuchy łoskot, kiedy komórka zetknęła się z
dywanem.
- No no no. Co próbujemy zrobić? – zapytał śpiewająco Nara,
schylając się po komórkę.
- No nie! Naprawdę chciałeś to wysłać? Anko byłoby taaaaak
przykro. – powiedział, z twarzą wykrzywioną niczym rasowy morderca. Aż ciarki
przeszły mi po plecach, kiedy zorientowałem się, w jaki shit wpadłem.
- Już jestem. – powiedziała rozweselona Anko, kładąc plastry
na stole. – czas się brać do roboty, jeszcze masa zabawy przed nami. –
powiedziała, doklepując plaster do moich przedramion.
- Niech was diabli. – szepnąłem, zanim po pomieszczeniu
rozległ się mój krzyk.
Jednak nie udało się zemdleć.
- Jeszcze mi podziękujesz, kiedy… - zaczęła, kiedy wpadłem
jej w słowo.
- Kiedy co?
- Kiedy…eeee. No nie wiem, tak czy siak, jeśli nie
podziękujesz, to wynajdę jeszcze coś gorszego. – zapiszczała, w sadystycznym
szale.
< dwie zdepilowane ręce później >
--- W teorii ---
Wszędzie była krew zmieszana z moczem. Po brodzie spływała
mi stróżka śliny. Nie trzymałem już elementów defekacji, strasznie śmierdziało.
Moi napastnicy nachylili się nade mną kolejny raz. Chciałem
umrzeć.
--- W praktyce ---
Kiedy kazali mi ściągnąć spodnie, nie wierzyłem własnym
uszom. Chwilę później Nara zerwał ze mnie jeansy. Dzięki bogu, że ubrałem
porządne bokserki, a nie jakieś…
Skąpe majteczki.
Musiałem się wtedy strasznie rumienić, bo Nara z Anko co
chwilę szeptali sobie coś do ucha, po czym głośno się śmiali.
Obnażenie to nie jest moja ulubiona forma zabawy.
Było mi już całkiem obojętne, co ze mną zrobią. Czy zakopią
mnie żywcem, czy zdepilują mi głowę – sram na to.
Byleby nie zerwali mi bokserek…
Bo Nara popłacze się z zazdrości… - palnął cichy szept w
mojej głosie, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem.
Anko i Shikamaru przypatrywali mi się przez moment ze zgrozą
wymalowaną na twarzy. Po chwili oboje wzruszyli ramionami, twierdząc, że jestem
szalony i kontynuowali zbezczeszczenie mojej świętej skóry.
- Mogłabyś chociaż schłodzić ręce, skoro tak bardzo lubisz
mnie dotykać. – bąknąłem seryjnie obrażony, mrużąc gniewnie oczy.
- Chciałbyś. – mruknęła, doklejając plaster do wewnętrznej
strony mojego prawego uda.
- Ankoooo… - zajęczałem.
- Tak Narusiu? – spytała przymilnie, przekrzywiając głowę.
- Pieprz się. – syknąłem, z zadowoleniem na twarzy.
- Bardzo proszę. – dodała, ciągnąc za plaster.
- Kurw…. Smaż się w piekle.
- Mhm. – usłyszałem cichy pomruk i głośny śmiech Nary z
kuchni.
- Donieść ci jeszcze? – zapytał, nie mogąc się opanować.
- Tak, Naruś też się doczekać nie może. – zawołała, patrząc
się na mnie i szczerząc do mnie zęby.
- Jak cholera….
< zdepilowana noga później >
Wiecie…. zdepilowaną nogę później, była druga zdepilowana
noga…
Masę łez, gróźb, syków, jęków, ohów i ahów…
Nie mogłem uwierzyć w to, że po chwili Anko stwierdziła, że
,, póki co starczy’’ i czas kończyć już ze mną tę ,,zabawę’’.
Odwiązali moje nadgarstki z krzesła i Nara podsunął mi
spodnie.
- I co, nie było tak źle, prawda? – zapytał, uśmiechnięty od
ucha do ucha.
- Hmpf.
- Dobra, ubieraj się szybciej bo zamkną nam wszystkie
sklepy.
- Sklepy? – zapytałem przerażony, przygryzając dolną wargę.
Nie ma mowy, żebym w takim stanie pokazał się na ulicy. Będę chodzić jak
pingwin, a ręce trzymać do góry, żeby nic mnie nie szczypało.
- Aha. Czas kupić ci jakieś sexy ciuszki, dodatki i tego
typu rzeczy. – powiedziała Anko, rzucając swoją torbę pod wieszak w
przedpokoju.
- Po co? – zapytałem, wstając z krzesła i ubierając spodnie.
Od razu tego pożałowałem, piszcząc jak oparzony, gdy materiał spodni zetknął
się z moją skórą. – ale pasztet. – jęknąłem, robiąc z ust dziubek.
- Dobra, idziemy! – zakomenderowała Anko, po czym wyszliśmy
z domu. Faktycznie musiałem chodzić jak pingwin – w dodatku niesamowicie
zwabiałem szeroko uśmiechniętych gapiów.
- Powinienem sobie nakleić karteczkę ,, świeżo depilowane’’,
może wtedy by się tak nie dziwili. – bąknąłem, chowając głowę w ramionach i
wpatrując się w swoje buty.
- Nie marudź, dobrze jest! – powiedziała Anko, klepiąc mnie
po ramieniu.
Dobrze, że skończyli depilację po nogach i rękach. Gdyby
posunęli się dalej, pewnie nie miałbym siły oddychać. Albo ochoty, kto tam może
wiedzieć.
***
- Masz, przymierz jeszcze to. – powiedziała przymilnie Anko,
przerzucając mi do kabiny obcisłe, skórzane spodnie.
- Nie ma mowy! – zaparłem się rękami o lustro w
przebieralni, głośno sapiąc ze złości. – Nie idę na żadne ugody! Dajecie mi tu
sam syf.
I od tego się zaczęło. Dopiero teraz Anko wpadła w jakiś
dziwny amok zakupowy, przeszukując półki, regały, wieszaki z tak przerażającym
wyrazem twarzy, że nawet Nara nie był już taki pewny, czy dobrze zrobił
pomagając jej.
W końcu wcisnęli mi w dłonie pełno ciuchów i kazali mi się
przebierać.
Nie miałem innego wyjścia, więc posłuchałem ich.
Syczałem głośno, gdy tylko przychodziło do zakładania spodni
lub koszulek z długim rękawem. Materiał boleśnie przesuwał się po mojej skórze,
na której nie dopatrzyłem się nawet śladu, drobnego faktu, że kiedyś istniał tu
choćby jeden włos.
Skóra nadal była lekko zaczerwieniona.
Marzyłem o kąpieli w lodowatej wodzie i kubku pełnym
truskawkowych lodów.
Sapnąłem głośno. Musiałem przyznać, że jednak teraz bardziej
się postarali. Spojrzałem na ciemne jeansy, trochę luźne i bordową koszulkę z
długim rękawem.
Kto by pomyślał, że czerwień tak dobrze wygląda na
blondynach!
Jedyne co mi się nie podobało, to buty. Były zdecydowanie
zbyt skate’owskie, ale Anko tak groźnie tupnęła, że zgodziłem się je kupić.
Oczywiście po jakimś czasie tak okropnie je sobie upodobałem, że nie chciałem
nosić innych butów.
Kupiłem sobie jeszcze szarą bluzę z kapturem, ciemne spodnie
w kratkę, takie rurkowate i z trzydzieści par bokserek, jako iż Anko uparła
się, że powinienem ustalić sobie bieliznę na każdy dzień miesiąca. W dodatku
próbowała wcisnąć mi stringi, ostro argumentując to w tenże sposób:
- Nie! Musisz, musisz, musisz je mieć! One będą idealne na
treningi łyżwiarskie….! Nie pozwolę Ci ćwiczyć w innych! – palnęła, z ognikami
w oczach.
- To ja chyba rzucam łyżwy. – mruknąłem, naciągając niemalże
jeden jedyny paseczek w majtkach. Z drugiej strony, przynajmniej były bez
koronki…
No i wiecie – moja pupcia w takich majteczkach – ho ho ho.
Święta coraz bliżej…
- Nie ma mowy.- mruknąłem, wrzucając je do koszyka jakiejś
staruszki przechodzącej obok nas. – Dobrej zabawy. – dodałem za nią, ale chyba
nie usłyszała.
Dopiero po chwili spostrzegłem, że Anko mierzy mnie groźnym
wzrokiem.
- I tak postawię na swoim! – powiedziała, odwracając się i
wychodząc ze sklepu.
Zapłaciłem za swoje rzeczy i pobiegłem za ćwierkoczącą parą.
Nara uparł się, że po tak ,,pracowitym dniu’’ ( PHI!
Pracowitym! On chyba nie wie co to znaczy cierpieć katusze ! ) należą się im
duże lody, oczywiście ja miałem je postawić.
Razem z Shiką poszliśmy zamówić desery.
- Co podać? – zapytał jakiś karmelowo-włosy chłopak, mniej
więcej w moim wieku.
- Deser. – palnąłem, wydymając dolną wargę.
- Jaki? – zapytał, lekko zbity z tropu.
- Hm… Dziesięć kostek lodu, zamiast bitej śmietany poproszę
porcję pantenolu ( pianka na poparzenia itp. Itd. – dop. Blu) i bardzo mocno
schłodzona łyżka.
- Z polewą czy bez? – zapytał, szeroko uśmiechnięty. Miał
napraaaaawdę fajne oczy!
- Eeee. Daj cokolwiek z truskawkami… - bąknąłem obrażony na
to, że miał czelność się ze mnie śmiać.
***
Kiedy wszedłem do domu i rzuciłem torby z zakupami na
ziemię, usłyszałem głośny jęk. Zaniepokojony wszedłem cicho po schodach, przeklinając
obcierające spodnie.
To, co zobaczyłem, odebrało dziewictwo moim oczom na resztę
mojego pieprzonego życia.
Mój ojciec…uprawiał… no ten teges…. z jakimś babsztylem w
salonie… I ten, no…ekhem…
Jedynym plusem zaistniałej sytuacji było to, że byli pod kołdrą
i poza pierwszym szokiem, moje zdrowie zbytnio nie ucierpiało.
- Jezu! Naru… - krzyknął mój ojciec, dopiero teraz mnie
zauważając.
Zobaczyłem spanikowaną twarz kobiety, którą już chyba kiedyś
widziałem…
Tak czy siak, nie chcąc ich peszyć, sypnąłem krótkie
,,Miło było poznać. Wrócę później.’’ I wybiegłem z domu.
Złapałem się za głowę ciężko oddychając. Oby tylko się
zabezpieczyli, oby tylko się zabezpieczyli, oby tylko… - powtarzałem jak
mantrę, próbując powstrzymać odruch wymiotny.
Wiecie, to jest tak – wiedziałem, że mój ojciec
uprawia/uprawiał seks, ale w życiu nie chciałem tego oglądać!
Cały markotny i zdegustowany ruszyłem tam, skąd przyszedłem
– do galeriowej lodziarni.
Cel – zetrzeć truskawkami smak tej chwili….
***
- Lód czy truskawki? – zapytał, zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć. Stałem z otwartymi ustami, patrząc się jak murzyn w bateryjkę.
- Truskawki, zdecydowanie truskawki. – bąknąłem, nadymając
policzki. Chłopak był lekko wyższy niż ja, i dużo łatwiej wychodziło mu uśmiechanie
się.
- Zaraz przyniosę. – powiedział, zabierając się do pakowania
słodkości w deser.
Wybrałem sobie wolny stolik, osłonięty od ludzi, z fajnym
widokiem przez szklaną szybę na ludzi panoszących się po ulicy.
Nie czekałem długo, kiedy pojawił się mój wybawiciel – to
jest pucharek truskawkowy w całej swojej krasie.
- Proszę. – powiedział karmelkowo – włosy, stawiając deser
przede mną. – Czy na pewno dobrze się czujesz? – zapytał, cmokając głośno.
- Eee, ta. – mruknąłem, wzruszając ramionami.
- Daleko mieszkasz? Żebyś przypadkiem nie padł na ulicy.
- Co cię to w ogóle obchodzi? – zapytałem prychając. Po
chwili jednak przeprosiłem, bo on po prostu starał się być dla mnie miły.
- Właśnie skończyłem pracę, głupio byłoby dać człowiekowi
zemdleć gdzieś w rowie.
- Nie nie, wszystko w porządku. – powiedziałem, grzebiąc w
swoim pucharku. – Po prostu… Miałeś kiedyś uczucie, że wszystko ci się wali? Że
nie masz już nad niczym kontroli i po prostu… nie wiem dokąd to wszystko
zmierza. – przyznałem, sam nie wiedząc dlaczego mu to mówię. Wydawał się być
miły.
Zdziwiłem się, kiedy opadł na krzesło obok mnie. Oparł brodę
na nadgarstkach i wpatrywał mi się przez moment.
- Nie, chyba nie bardzo. Może po prostu tak ci się wydaje?
Ja sam decyduję o tym, co robić, czego nie. Nikt nie mówi niczego za mnie. –
powiedział, po czym dodał – staram się szybko usamodzielnić i zostawić za sobą
wszystko, co stoi ponad moim zdaniem. Strasznie cenię sobie swoją autonomię.
Przyjrzałem się mu taksującym wzrokiem. Chyba miał racje.
Może i ja powinienem wziąć się w garść i przeżyć swoje życie tak jak chcę ja, a
nie inni?
- Naruto. – powiedziałem, wyciągając do niego swoją dłoń.
- William. – odpowiedział, ściskając moją dłoń trochę zbyt
optymistycznie i szeroko się uśmiechając.
- Czy ja cię gdzieś już nie widziałem? – zapytałem,
marszcząc brwi i połykając kolejną megaśną porcję lodów.
- Chodzimy razem do szkoły. – odparł, szybko mrugając.
- Aha. – odpowiedziałem rezolutnie, oblizując wargi.
- Więc, co się stało?
- Wiesz co…chyba nie uwierzysz, ale…
Hahaha... G.E.N.I.A.L.N.E!!!! XD
OdpowiedzUsuńWydepilowali go?! Nogi, nogami - okej. Ale kto, do cholery, depiluje ręce?! o_O I po jasną cholerę?!
OdpowiedzUsuńLudzie depilują ręce, co w tym dziwnego? Ja niestety nie bo niemam czego tam golić ale zdaje się to być normalne XD
OdpowiedzUsuńNIE NIE NIE! To je SasuNaru a nie WillNaru ;-; protest XD