poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Wszystko się kiedyś ułoży.


Halo? Czy kogoś tu jeszcze zastałem?
Kwarantanna sporo zmienia w życiu. Mam nadzieję, że ktoś się ucieszy z tego, że pod wpływem różnych czynników postanowiłem coś tutaj napisać. Przyznam, że to bardzo dobre uczucie - wrócić do pisania po kilku latach. Mam świadomość, że trochę inaczej mi się teraz pisze, mam nadzieje, że nie będzie Wam to przeszkadzać. 

Opowiadanie nie jest z fandomu Naruto, jest autorskie, ale mam nadzieję że przypadnie Wam do gustu.
Niedługo powinniście usłyszeć ode mnie raz jeszcze! 



***
Rozdział pierwszy
Wszystko się kiedyś ułoży.




Czasami wszystkie siły tego świata nie wystarczają na powstrzymanie napływających do oczu łez. Chwile bywają ciężkie. Bywają dni, o które nikt nie prosił. Bywają też noce, kiedy oddalibyśmy wszystko, by choć na chwilę zatrzymać niechciane emocje. Pomiędzy nimi, bywają też chwile zapomnienia, kiedy w końcu udaje nam się zasnąć, i choć na moment odciąć się od niechcianych myśli.
Choć minęło sporo czasu, wciąż pamiętam jakie to uczucie, gdy zmuszasz się do wzięcia następnego oddechu. Pamiętam jak to jest płakać nad sobą. Lub kiedy starasz się wejrzeć w swoją przyszłość i nie widzisz niczego, o co warto byłoby się postarać. Wciąż potrafię zanucić w głowie melodię ciszy, która przygrywała mi w bezsenne noce, kiedy - całym swoim istnieniem - pragnąłem. Kiedy błądziłem myślami po naszych wspólnych momentach, nadawałem kształt najrozmaitszym scenariuszom, tworzyłem najlepszą wersję nas.
Po latach lepiej radzę sobie ze słowami. Potrafię nazywać rzeczy po imieniu. Potrafię rozpoznać tęsknotę, gdy ją czuję. Nie potrafię jednak odpowiadać na pytania. A wygląda na to, że nie potrafię również ich unikać.
 Czy można w ogóle tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało? Czy można nauczyć się miłości, jeśli jej nikt nie odwzajemnił? Jeśli nikt nas nie kocha – skąd wiemy jak powinniśmy kochać?
Z wiekiem przychodzi zrozmienie. Tak się mówi, ale to tak nie działa. Jedyne, co przychodzi z wiekiem, to jakaś dziwna pewność, że choć sami nie mamy racji, to nikt inny też jej nigdy nie ma. I choć nauczono nas szukać odpowiedzi, to nie nauczono nas ich znajdywać.
Czasem jednak, pojawiają się same. Czasem, pojawiają się niechciane. Czasem przychodzą odpowiedzi na pytania, o których zdążyliśmy zapomnieć. Szczególnie w noce jak ta.
Wszystkie bolesne wspomnienia, które pielęgnowałem w sobie całymi latami, są dziś zaledwie ulotnymi wspomnieniami z czasów, które dawno przeminęły. Choć przetrwały w moim umyśle, są jedynie odległym echem łapczywie wyciągającym po mnie ręce w noce takie jak ta. Nie wiem, po co wracam do tych chwil. Lata mijają, a mnie udało się zepchnąć niechciane myśli i bolesne wspomnienia w najczarniejszy kąt mojego umysłu. A mimo to, jakaś moja część jest świadoma, że wraz z porzuceniem niechcianych wspomnień i niepożądanych uczuć, zgubiłem też rzeczy, o których warto było pamiętać.
Bycie dorosłym przyniosło spokój, ale nie ofiarowało ukojenia. Pozwoliło brać głębokie, pewne oddechy, i oddało kontrolę w moje ręce, ale słono sobie za to policzyło. Choć świat zewnętrzny stoi otworem – to, co wewnątrz, zdążyło uschnąć.
Nadszedł inny rodzaj tęsknoty. Wyczekiwanie za kimś, kto kroczy przed tobą, jest bezcelowe. Zamiast spotkać się w jednym miejscu – coraz bardziej się oddalacie. I choć wasze drogi już nigdy się nie spotkają, zaczynasz tęsknić nie za osobą, na którą czekałeś. Zaczynasz tęsknić za osobą, którą byłeś.
Czasem wydaje mi się, że pozjadałem wszystkie rozumy tego świata. Jestem taki logiczny, poukładany. Ścieram kurze dwa razy w tygodniu. Potrafię sam załatwiać swoje sprawy. Sam umawiam się do lekarza. Wiem, że soda i kwasek cytrynowy potrafią wywabić herbatę z mebli. Tyle się nauczyłem, tylko wciąż nie rozumiem.
Być może taka jest uroda ludzkiego życia. Nowe doświadczenia wypierają te stare. Niby cały czas jestem tą samą osobą, a czuję się jakbym obserwował kogoś innego.
Dlaczego nie płaczę? Dlaczego moje serce wciąż jest całe? Przecież dopiero co pozwoliłem odejśc człowiekowi któremu poświęciłem lata mojego życia. Powinienem coś czuć. Stara wersja mnie na pewno by coś poczuła.
Chciałbym znów mieć szesnaście lat. Chciałbym znów coś poczuć. Chciałbym poddać się i iść z prądem. Może lepiej byłoby czuć się rozdartym i roztrzaskanym, niż całym, lecz pustym? Czasem... Czasem za dużo myślę. Szczególnie w noce jak ta.

***

- Wychodzisz już? – zapytał Michał. Choć pytanie to padło z jego ust, w jego oczach napotkałem zupełnie inne.
-Nie martw się, wszystko ok. – rzuciłem, zarzucając na ramiona kurtkę. Podniosłem z ziemi plecak i wyszedłem, prosząc by za mną zamknął.
Michał był dobrym przyjacielem. Poznaliśmy się na studiach, polubiliśmy się od razu. Obecnie po dość chłodnym rozstaniu nie bardzo miałem się gdzie podziać, więc wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Byłem mu wdzięczny. Chociaż rozstanie poszło lepiej niż się spodziewałem, ciężko było wyobrazić sobie dalsze wspólne mieszkanie.
Poza tym, Michał miał na mnie dobry wpływ. Odciągał uwagę. Choć czasem bywał nieznośnym heterykiem, potrafił ze mną rozmawiać. Wiedział o mnie niebezpiecznie dużo. Może właśnie dlatego w jego oczach widywałem troskę i zmartwienie. Wiedział, jak bardzo autodestrukcyjny potrafiłem być.
Nie mam jednak ku temu powodów. To nie tak, że rozstanie mnie zaskoczyło. Czasem miłość to po prostu za mało. Poza tym, nie wydaje mi się żeby tylko mi ulżyło po tej decyzji. Czasem niezdecydowanie potrafi wyrządzić znacznie większą krzywdę.
Przyznam, że z każdym dniem czuję się lepiej. Uśmiecham się częściej, i szerzej. Wróciłem do moich zainteresowań. Mam więcej czasu dla przyjaciół. Z niektórymi nawet odnowiłem kontakt po wielu latach.
Przez chwilę nawet zastanawiałem się, czy może warto napisać do niego. Czy mnie jeszcze pamięta? Ja pamiętam. Zaskakująco dużo. Potrafię sobie wyobrazić uniesiony kącik jego ust. Kojarzę znamię na jego lewej łopatce. Pamiętam, że w drugiej klasie gimnazjum jego rozmiar buta wynosił czterdzieści jeden. Mogę nawet wyrecytować dziewięć cyfr jego numeru, jeśli to wciąż jego numer.
Kilka lat temu odnalazłem jego konto w internecie. Prawie się nie zmienił. Może to moje postrzeganie się nie zmieniło?
Chyba ma się dobrze. Wygląda zdrowo. Wiem, że dużo biega, i że ma psa. I, chyba, dziewczynę.
Czasem się zastanawiam, co by było gdybym mu powiedział? Gdybym był bardziej wylewny? Gdybym wyznał mu, że to, co czuję, przerasta moje pojmowanie? Że choć nigdy o to nie prosił, byłem całkowicie jego?
Potrafię sobie wyobrazić jak by się to skończyło. Może chociaż teraz mniej bym o tym myślał? Może potrzebowałem usłyszeć kilka ostrych słów, żeby się ogarnąć?
To nie tak, że czekam na niego przez te wszystkie lata. Próbowałem różnych rzeczy. Natknąłem się na wielu ludzi. Każde jedno doświadczenie odsuwało mnie dalej od szesnastoletniej wersji mnie, która jednak wciąż we mnie tkwiła, i wciąż śledziła wzrokiem za oddalającą się sylwetką.
Chyba właśnie o to chodzi. Wydaje mi się, że zaczynam rozumieć. Że nie tęskno mi za nim, tylko za mną. Że chcę znów być niewinnym, przepełnionym emocjami chłopakiem, który nie spędzał godzin analizując wszystko wokół. Który nie doszukiwał się ukrytych motywów, nie próbował manipulować ludźmi i nie potrzebował wiele by śmiać się i płakać.
Może po prostu myślę o nim bo przypomina mi o mnie?

***

Praca w biurze potrafiła się straszne dłużyć. Na początku byłem bardzo zadowolony z faktu współdzielenia przestrzeni ze współpracownikami, licząc na zawiązanie ciekawych znajomości. Teraz jednak zaczynam marzyć o odosobnionym biurku, gdzieś za zamkniętymi drzwiami. Może to przez to, że czuję się nieco przytłoczony.
Jedną z zalet takiego miejsca pracy, jest kontakt z ludźmi. Nigdy się nie spodziewałem, że poza szkołą można napotkać na ciepłych, otwartych ludzi, którzy do pewnego stopnia również zachowali jakieś mgliste marzenia o zawarciu szczerej i prostej przyjaźni.
- Piotr, widziałeś maila od szefowej? – zagadnęła Gosia, rzucając teczkę z materiałami na stół sparowany z moim. Zajęła miejsce przy komputerze naprzeciwko mnie, unosząc brwi i czekając na odpowiedź.
- Nie, dopiero co sam przyszedłem. O co chodzi? – zapytałem, uśmiechając się pod nosem.
Po ubrudzonym kawą białym kołnierzyku koszuli Gosi poznałem, że dzień nie był dla niej łaskawy. Dziewczyna dostrzegła kierunek mojego spojrzenia i wywróciła oczami.
- Daj spokój, długo by tłumaczyć. W każdym razie odpalaj maila, wleciał nowy projekt, ale trafi w ręce tego, kto zaoferuje najlepszą propozycję. – wyjaśniła, wyciągając nawilżone chusteczki i próbując jakoś uratować swój kołnierzyk.
- Zostaw, na przerwie pomogę ci się tego pozbyć. – zaoferowałem, przenosząc wzrok na swój monitor i zaglądając do swojej skrzynki mailowej. Jeśli się z tym szybko uporamy będzie czas na ploteczki.
To kolejny z plusów takiej pracy. Trafiłem tu na ludzi którzy są równie gadatliwi jak ja. Czas szybciej płynie kiedy spędza się go w towarzystwie ciekawych osób. Poza tym, nawet nie wiem kiedy Gosia stała się stałym elementem mojego życia. Nie ma dnia żebyśmy nie gadali, nie wymieniali głupich uwag czy sobie nie dokazywali, oczywiście w przyjacielskim tego słowa znaczeniu.
Gosia okazała się też wspaniałym wsparciem. Być może była jedyną osobą, której udało się przejrzeć mnie na wskroś i zauważyć, że pod uśmiechami i żartami chowam swój brak pewności siebie i emocjonalną niestabilność.
- Czemu tak śmiesznie marszczysz brwi? – zapytała, obserwując mnie uważnie znad swojego monitora.
- Dostałem maila od znajomego z liceum. Za dwa miesiące chcą zrobić zjazd licealny. – odparłem skonsternowany, nie potrafiąc nazwać własnych uczuć.
- To chyba spoko, nie? – zapytała, wysyłając mi zaproszenie do edytowania projektu. – Ok, powinieneś już móc wejść.
- Daj mi chwilę, czytam jeszcze tego maila. – odparłem, przebiegając wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu. – Niby spoko, ale nie wiem czy chcę. Właściwie na dziewięćdziesiąt procent nie chcę. To głupie.
- Może warto spróbować? To już dziesięc lat?
- Osiem. – odparłem, wgapiając się w podpis maila.
- Dziwnie tak, myślałam że takie rzeczy organizuje się w okrągłe rocznice. – przyznała Gosia przenosząc na mnie wzrok ze swojego monitora.
- Mail wysłany przez kuzynkę Mateusza.
- Och. – wypadło Gosi z ust. – nie dziwię się braku chęci. Co teraz?
- Nie wiem. Nawet jak nie potwierdzę udziału to będą dzwonić i próbować mnie przekonać. Pewnie będzie tam też Alek, Miki i reszta, więc nie będzie cringu, ale na samą myśl że miałbym tam go spotkać...
- Do kiedy musisz dać odpowiedź? – przerwała mi Gosia. Na jej twarzy malowało się współczucie.
- Do końca tego miesiąca. Sam nie wiem co o tym myśleć. Pewnie wszyscy wezmą swoich partnerów i partnerki, będą pokazywać zdjęcia dzieciaków i trajkotać o ślubach... – wyliczałem, krzywiąc się i szukając u Gosi zrozumienia.
- Możesz zabrać mnie, będę udawać zakochaną w tobie młodą kobietę sukcesu, z sześciocyfrową sumą na koncie. Dla ciebie ubiorę się nawet w lateks.
- Tak, to by zrobiło na moich znajomych wrażenie. – sarknąłem, wyobrażając sobię Gosie w czymś pikantnym.
- Napisz im, że zobaczysz czy uda Ci się przylecieć z Toronto, bo twoja laska zajęta jest ogarnianiem dużego przedsięwzięcia. – zaproponowała, uśmiechając się z rozmarzeniem.
- Może ty byś dała radę poudawać trochę kobietę sukcesu – zacząłem, rozważając dalsze słowa – ale ja nijak nie dam rady udawać pociągu do kobiet.
- Tak, ten pociąg już dawno odjechał. – pokiwała ze zrozumieniem głową, marszcząc przy tym dziwnie oczy.
- Ha ha. – odparłem sucho, pełnym irytacji głosem.
Przez chwilę w powietrzu zawisła cisza. Rozważałem za i przeciw, nadal wpatrując się w podpis maila.
- Co jak przyjdzie z osobą towarzyszącą? – rzuciłem, bardziej do siebie niż do Gosi, czując jak coś przewraca się w moim żołądku.
- Pamiętam jak kiedyś opowiadałeś mi o nim i zarzekałeś się, że nic już nie czujesz. Skąd te wahanie teraz? – zapytała Gosia, wyciągając z torebki notes.
- Nie wiem. Wszystko jakby wróciło, kiedy o tym pomyślałem. Wiesz, mówią że pierwsza miłość nie rdzewieje... – zacząłem, sam gdybając nad naturą moich uczuć.
- Kiedyś nazywałeś to zauroczeniem. To jak to w końcu było?
- Czy zauroczenie może trwać ponad osiem lat? – żachnąłem się, po czym przygryzłem dolną wargę i zamknąłem maila. Żadnego pożytku nie będzie z roztrząsania tego teraz.
- Ty mi powiedz, to ty publikowałeś licencjat na ten temat.
- Tak, to czyni mnie prawdziwym specjalistą. – zironizowałem. – Gosia... Pójdziesz tam ze mną?
- Przecież wiesz, że tak. Ale najpierw postawisz mi kolację. – zapewniła, uśmiechając się szeroko. Dziewczyna lubiła imprezować. Nie zliczyłbym ile poranków rozpoczęliśmy na tylnich siedzeniach ubera, wracająć po nocy pełnej alkoholu i tańca.
- Ale jako psiapsi. Nie wrócę do kłamania i udawania kogoś kim nie jestem. – uznałem, że warto to podkreślić już teraz. Ten etap miałem już dawno za sobą. Wejście z powrotem do szafy byłoby jak zaprzeczenie wszystkich lat pracy nad sobą i budowania jakiegoś poczucia własnej wartości.
- Nawet przed Mateuszem? – zapytała z wyraźnym zainteresowaniem.
- Nawet przed Mateuszem. – odparłem chłodno, ale chyba bez przekonania, bo Gosia nie spuszczała ze mnie uważnego spojrzenia jeszcze przez dłuższą chwilę.

***

Lubiłem wracać pieszo do domu. Praca w otwartej przestrzeni naszego biurowca była świetna, ale czasem człowiek potrzebuje odpocząć od zgiełku i ludzi.
Przeważnie się nie spieszę. Szczególnie, kiedy po srogiej zimie doczekałem się słonecznych dni maja, kiedy wystarczającym okryciem wierzchnim okazywał się cienki sweter. Chyba mam coś z romantyka, albo to kolejny z efektów upływających lat, bo zacząłem zwracać dużą uwagę na drobne rzeczy. Ciepło promieni słońca, rozgrzewających moje policzki i ręce, delikatny wiatr, rejestrowany gdzieś ledwo na granicy świadomości, jakoś dziwnie dodający energii, i zapach powietrza, nieco kwiatowy, ale bez przesady. Lubiłem takie dni. Przez taką pogodę i rewelacje dzisiejszego dnia odruchowo wróciłem wspomnieniami do czasów liceum, kiedy słoneczne przerwy spędzałem leżąc na trawie z Mateuszem, tuż za płotem szkoły, obserwując płynące po niebie nieliczne chmury. W pamięci wciąż miałem zapach świeżo skoszonej trawy, jego lekko spoconej skóry i wody toaletowej, z którą czasami przesadzał. Pamiętam widok jego odsłoniętych kostek u stóp, iskrzących się w słońcu czekoladowych oczu, i smukłych, długich palców bawiących się źdźbłem trawy.
Nie byłem wtedy świadom głębi swoich uczuć. Może wydawało mi się, że wiedziałem, ale po tylu latach miałem na ten temat inne zdanie. Czy to nie dziwne, że po takim czasie wciąż pamiętam co na sobie nosił, kiedy razem szliśmy na rozpoczęcie gimnazjum? Potrafię wydobyć ze swojej pamięci jego portfel, w którym trzymał zdjęcie swojej gimnazjalnej dziewczyny, który przyprawiał mnie o mdłości. Nigdy później nie potrafiłem poczuć zazdrości. To tak jakbym wszystko zużył na niego.
Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz.
Miki.
Miki, a właściwie Mikołaj, to jeden z przyjaciół z czasów szkolnych, z którym udało mi się utrzymać bardzo dobry kontakt. Spotykaliśmy się kilkanaście razy w roku, kiedy pojawiał się w Polsce. Praca za granicą niewiele go zmieniła. Uznałem to za szczęście, że nasze drogi się kiedyś przecięły. Wiedział o mnie mniej więcej tyle samo co Gosia, może minus pikantne szczegóły mojego życia uczuciowego. Kiedy jeszcze takowe istniało.
- No co tam? – spytałem do telefonu, skręcając w uliczkę parku prowadzącą do mieszkania Michała.
- Widziałeś maila? – spytał bezpośrednio. Miki miał fajny głos. Radiowy. Nawet kiedy mówił oczywiste głupoty, przyjemnie się tego słuchało.
- Taaaaaaaa – jęknąłem, spoglądając w niebo.
- Zabookowałem sobie lot. Ogarnij dupę, nie chcę słyszeć żadnego biadolenia. – skwitował, zapewne spodziewając się, że będę stawiał opór.
- On tam będzie. – odparłem krótko, licząc, że zrozumie.
- Ja też tam będę. Poza tym po tylu latach pora się ogarnąc stary. – zaśmiał się. Potrafiłem sobie wyobrazić jak kręci głową z niedowierzaniem.
Często słyszę, że ludzie są nietolerancyjni. Mnie osobiście nigdy to nie dotknęło. Po skończeniu liceum wybrałem się na studia do Poznania. Miki, Alek i Szymon, byli dla mnie prawie-przyjaciółmi. Prawie, bo przez większą część liceum ukrywałem prawdę o sobie w obawie przed konsekwencjami. Nie potrafiłem jednak znieść okłamywania ich, kiedy zaproponowali mi wspólne zamieszkanie na okres studiów. Zrzuciłem wtedy największy ciężar jaki kiedykolwiek dźwigałem na swoich barkach, a oni go całkiem nieźle udźwignęli. W skrócie: wyśmiali mnie za patosową wiadomość jaką im wysłałem (nie byłem wystarczająco odważny by powiedzieć im to w twarz!) i zapewnili, że bliżej mi do idioty niż do geja, ale są wystarczająco tolerancyjni.
- Pomyślę nad tym. – obiecałem, chociaż bez przekonania.
- W to nie wątpię. Słuchaj, nie myśl o nim, tylko o możliwości spotkania się całą paczką. Lipiec ma być osom. Spędzimy trochę czasu na zjeździe, a potem skoczymy nad morze, posiedzimy kilka dni, jak za starych lat.
Eh. Wszystko brzmiało pięknie.
- Bardzo mi zależy. – dodał po chwili, wiedząc zapewne, że nie potrafię mu długo odmawiać.
- No daj mi trochę czasu. – poprosiłem, ledwo powstrzymując złożenie obietnicy, na którą jeszcze nie byłem gotów.
- W porządku. Naślę na ciebie Szymka jak będziesz się ociągał. – zagroził, ale nawet przez telefon potrafiłem wyczuć, że się uśmiecha.
- Zabierasz Magdę? – zmieniłem nieco temat, by rozmowa nie zeszła na gorsze tory.
- Nie wiem. Ma sporo pracy, a ja liczyłem na małe get-together w starym teamie.
- Oooo, Polaczek posiedział w UK kilka miesięcy i już zapomniał rodzimego. – skwitowałem kwaśno, jednak poczułem jak na twarzy wykwita mi szeroki uśmiech.
Po drugiej stronie Miki zaśmiał się szczerze, i przez chwilę poczułem się jakby nic się nie zmieniło od początku studiów, jakby nie dzieliło nas kilkaset kilometrów.
- Alek ma urodziny w lipcu. – rzucił nagle Miki, a ja od razu podchwyciłem aluzję.
- Na ten moment mogę ci obiecać, że nad morze z wami wyskoczę. Co do zjazdu...
- Mateusz też będzie nad morzem. – poinformował mnie Miki, wyduszając z moich płuc resztę powietrza.
Poczułem jak gorąco rozlewa się po moim ciele. Było coś w tym imieniu, co powodowało, że moje serce zaczynało dudnić ze zdwojoną mocą, a po ciele rozchodził się dreszcz.
- C-czemu? – wydukałem tylko, nie będąc pewnym czy głos nie załamie mi się przy dłuższym zdaniu.
- Przecież też jest częścią paczki. – odparł spokojnie Miki, tłumacząc to głosem jakby mówił do głupiego dziecka.
- Ta, częścią paczki, która na kilka lat zapomniała o reszcie. – sarknąłem, czując swego rodzaju niesmak w ustach.
- Ogółem zapowiada się że wyjazd będzie dość zatłoczony. – przekonywał dalej, widocznie starając się mnie uspokoić.
- Miki, oddzwonię później ok? Stoję pod klatką i nie mogę kluczy znaleźć. – zapewniłem, będąc w pełni świadomym jak żałośnie brzmiała ta wymówka.
- Jasne. – odparł po chwili i rzucił krótkie do usłyszenia zanim się rozłączył.
- Nie widzę tego lipca. – skwitowałem sam do siebie.

6 komentarzy:

  1. Rozdział dość ciekawy,ale jednak opowiadania z uniwersum Naturo w twoim wykonaniu najbardziej do mnie przemawiają(chociaż wszystkie z nich są bardzo uniwersalne). Szkoda jedynie,że to jest zapewne jednorazowy rozdział,a następny pojawi się za 2 lata(o ile w ogóle). Jednak mimo wszystko,życzę dużo weny w tych trudnych dla wszystkich czasach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    nawet nie wiesz jak ten post mnie ucieszył... zaglądam od czasu do czasu tutaj, a w planach na najbliższy czas miałam powrót do opowiadań... a tutaj och... zabieram się zaraz za czytanie...
    weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. miło, że wróciłeś;
    weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę późno ogarnęłam xD ale teraz rzadko czytam yaoi w ogóle ;... ;

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, bardzo mi się podoba... to och biedny Piotr zakochany w koledze, a może i tamten był w nim zakochany ale nie miał odwagi przyznac sie Piotrkowi do tego uczucia...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń