środa, 9 stycznia 2013

Rozdział czwarty


Rozdział czwarty

- Co myślisz o tej? – zapytał, przykładając do siebie koszulę w kolorze wyblakłego błękitu.
- Chyba najlepsza z tych wszystkich – skwitował Elliot taksując go uważnie wzrokiem.
- Nie mam do niej butów… – mruknął, krzywiąc usta.
- Nie marnujmy czasu. Na dolnym piętrze widziałem idealne trampki – rzucił Elliot, zabierając wybrane ciuchy i idąc płacić. Po chwili w kolejce za nim stanął Matt ciągnąc koszyk pełen ciuchów.
- Dobrze, że matka dała mi swoją kartę – rzucił wesoło, oglądając bransoletki przy kasie.
- Mhmmmmm – mruknął cicho Elliot.
Oboje byli strasznie skrępowani tym, czego uczestnikami byli w przebieralni. Kiedy Matt oderwał się od chłopaka, Elliot wybiegł z przebieralni, a Matt zaklął szpetnie. Czuli się bardzo zażenowani, więc nie rozmawiali o sytuacji, która zaistniała. Jedynie mętne spojrzenie blondyna dawało do zrozumienia, że chłopaka trawią ponure myśli.
Matthew sam nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Przecież ustalili, że między nimi nigdy by nie wypaliło. Poza tym, był chyba zakochany w Alex’ie, więc jak mógłby lecieć na dwa fronty? Musiał przyznać, że pocałunek z chłopakiem był niezwykły i nie wydawało mu się, żeby Elliot uciekł, dlatego, że słabo całował…
Zapłacił za ciuchy i razem z blondynem wyszli ze sklepu. Nie potrafił znaleźć słów, by jakoś zacząć rozmowę. Skrzywił się na samą myśl, że będzie musiał się wytłumaczyć.
- Elliot – mruknął, łapiąc go za ramię. – Przepraszam, nie powinienem był. Nie wiem co we mnie wstąpiło, a nie chcę cię stracić jako przyjaciela i…
- Spoko – wpadł mu w słowo. – Trzeba po prostu przyznać, że uległeś przez moją anielską aparycję – powiedział, posyłając mu szeroki uśmiech, który jednak nie sięgał uszu.
- Taa, to chyba to – mruknął chłopak, roztrzepując mu włosy, by jakoś złagodzić atmosferę. – Masz ochotę na gorącą czekoladę? – spytał, a zanim otrzymał odpowiedź, już ciągnął Elliot’a w stronę kawiarenki.
- Wygląda na to, że mam – skwitował, unosząc brew do góry.

***

- Hej, jesteś tam? – powtórzył któryś raz z rzędu, machając dłonią przed nosem Matt’a.
- Co? A, tak, przepraszam. Zwyczajnie się zamyśliłem – odparł, poprawiając grzywkę.
- Coś sprośnego? – spytał, prawie wciskając nos w czekoladę.
Przez chwilę Matthew chciał zostawić to pytanie bez odpowiedzi, jednak wiedząc, że zdradzą go rumieńce, odparł:
- Może troszeczkę.
- Największy deser za twoje myśli? – zaproponował blondyn, podpierając się łokciami o stół.
- Weź, jak nie zmieszczę się w spodnie, to mogę zapomnieć o randce…
- Och, raaaandce? – zawył Elliot, energicznie mrugając.
- No, ehm, wiesz co mam na myśli…
- Przyznaj się, myślałeś o tym, że po alkoholu być może znowu będzie mieć na ciebie ochotę? – rzucił, bez owijania. Elliot był strasznie bezpośrednią osobą, stwierdził w myśli szatyn. Kiedyś wpadnie przez to w kłopoty.
- No dobra, myślałem o czymś w tym stylu. A teraz idź kupić mi ten deser – sarknął, chowając twarz w dłoniach. Był doprawdy słabym człowiekiem!
- Spoko, wiedziałem, że się złamiesz. Nie boisz się przytyć? – zapytał, sprawdzając dłonią grubość swojego portfela.
- Nie, spodnie i tak nie będą mi potrzebne przy Alex’ie.
- Hm, to logiczne. Skoro chcesz go dopaść, to może idźcie razem na zakupy, a jak będziecie razem w przebieralni, to go…
- Elliot! – wykrzyknął szatyn. Musiał mu wypominać? – Przecież cię przeprosiłem!
- Nooo, ale ja się nie skarżę. To tylko taka rada, zresztą – całkiem skuteczna – parsknął, ugaszając złość Matt’a szerokim uśmiechem. – Poza tym, było całkiem fajnie – rzucił, mrugnąwszy powieką. Po chwili obrócił się i ruszył po deser.
- Całkiem fajnie! Było zajebiście – mruknął pod nosem. – Każdemu urwałoby macicę, a on twierdzi, że było tylko fajnie… – urwał, bo Elliot obrócił się w jego stronę. Posłał mu szeroki uśmiech, po czym odpowiedział coś kasjerce. Matt zmarszczył brwi, gdy dostrzegł mizdrzącą się do niego kobietę. Jak on to robił? Ludzie od razu pałali do niego tą niezmąconą życzliwością…

***

Trzy dni minęły w zastraszającym tempie. Matt sam już nie wiedział, czy spotkanie z Alex’em budzi w nim ciekawość, czy rozgoryczenie – chłopak bowiem wcale nie dawał po sobie poznać, czy cokolwiek pamięta.
W końcu jednak, kiedy zbliżał się czas przybycia Elliot’a, stanął przed lustrem starannie taksując odbicie wzrokiem. Miał na sobie szary, cienki sweterek z trójkątnym wcięciem u szyi, dość dobrze przylegający do ciała i czarne rurki. Zastanowił się przez chwilę, czy nie lepiej podziałałby lateksowy kostium, ale z uśmiechem jednak musiał zaprzeczyć.
Gdy wybiła ustalona godzina, w domu rozległ się dźwięk dzwonka. Matt czym prędzej wyskoczył z pokoju i prawie zleciał ze schodów. Zanim dotarł do drzwi, rzucił tylko,,pa!’’ rodzicom, przesiadującym w kuchni, zerwał kurtkę z wieszaka i wyleciał pędem z domu.
- Łał. Gdzie ci tak śpieszno? – zapytał Elliot.
- Może gdybyś się tak nie wystroił, myślałbym, że zapomniałeś o stypie z Jessie’m.
Na wspomnienie tego imienia, szkarłatny rumieniec zakwitł na policzkach blondyna.
Trzeba jednakże przyznać Matthew’owi rację: Elliot wiele trudu włożył, by prezentować się tak, a nie inaczej. Miał na sobie koszulę w kolorze wyblakłego błękitu, luźne jeansy i białe tenisówki. Jego twarz jaśniała rozpromieniona, gościł, bowiem na niej szeroki uśmiech, okolony lekkimi dołeczkami w policzkach. W spojrzeniu mieściło się coś, co wręcz krzyczało do bruneta rajem, a włosy były na tyle obgumione, że sterczały w każdą stronę, jednak wystarczająco słabo, by wydawały się naturalne i miękkie.
- Nie rzucaj się na Alex’a, bo nie jestem pewien, czy mógłbym z tobą konkurować – mruknął, zresztą zgodnie z prawdą, ruszając ciemną uliczką. Powietrze było chłodne, rzewne, toteż korzystając z okazji Matt zaciągnął się nim. Skrzywił się na myśl, że przez następne godziny będzie musiał wytrzymywać cały przygniatający dym papierosowy i duszący zapach alkoholu.
- Coś ty, wyglądasz całkiem nieźle – skwitował blondyn, wkładając ręce w kieszenie.
- Całkiem nieźle? – powtórzył Matt, taksując chłopaka chłodnym spojrzeniem. – Powinieneś zaprzeczyć…
- No wiesz, gdybym powiedział, że wyglądasz seksownie, mógłbyś znowu się na mnie rzucić i próbować udusić ustami…
- Elliot! – krzyknął z niedowierzania, i tym razem to jego policzki zakrył szkarłat.
- Dobra, dobra, tylko żartuję – odburknął chłopak. – Obiecaj mi tylko, że nie dasz mi się za mocno spić. Robi się ze mnie wtedy mała dziwka, a nie chcę, żeby Jessie tego doświadczył.
- Mhm. Mogłem wziąć aparat, wtedy mógłbym cię szantażować.
- Podejrzewam, że i bez zdjęć dasz mi się we znaki. Ale zmieńmy temat na coś przyjemniejszego – mruknął. Przez chwilę grzebał w kieszeniach, po czym włożył coś w rękę Matt’a.
Szatyn rozwarł rękę.
- Prezerwatywa? To ma być ten przyjemniejszy temat?
- No, a nie? – zapytał, a na jego twarz powrócił ten szatański uśmieszek.
- Po co mi to?
- Chryste, a jak znowu obudzisz się koło Alex’a? – zapytał. Ten argument podziałał na niego jak kubeł zimnej wody.
- A więc i ty nie pozwól mi się spić.
- Nie ma mowy. Po pierwsze dobre bzykanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a po drugie, zanim ty się upijesz, ja będę już gwałcił nogi przechodniów niczym nigdy niezaspokojony pies.
Matt przez chwilę wpatrywał się w,,prezent’’. W końcu jednak wzruszył ramionami i schował go do kieszeni, próbując zatrzymać siłą woli rumieniec wlewający się na policzki.


***

Zapukali mocno trzy razy, a po chwili otworzył im Alex. Najpierw jego spojrzenie padło na Matt’a, przy czym chłopakowi zdawało się, że jego twarz nagle pojaśniała, po czym padła na Elliot’a. Widocznie się zasępił, ale po chwili nadrobił minę przemiłym tonem głosu:
- Siemka, prawie się spóźniliście – rzucił, nadal przyglądając się niskiemu blondynowi.
- Um, Elliot, to Alex, Alex, poznaj Elliot’a – mruknął formułkę grzecznościową. Kiedy uścisnęli sobie dłonie, chłopak obrócił się i poprowadził ich do wnętrza.
Jeśli zdawało im się, że na zewnątrz huczała muzyka, to tutaj trwała wojna secesyjna.
- O! Widzę bar! – rzucił Elliot, po czym skinął głową w jakiś punkt i zaczął przepychać się pomiędzy tłumem.
- Tyle go widziałem – mruknął Matt, a zapytany przez Alex’a o to, co powiedział, wzruszył jedynie ramionami. Przeniósł swój wzrok na czarującego amanta. Miał na sobie białą koszulę z czarną kamizelką. Guziki były rozpięte tak, że Matt’owi ciężko było oderwać od niego oczu.
- Coś nie tak!? – krzyknął Alex, prawie zaniepokojony.
-Wszystko okey! Fajny wisiorek! – rzucił, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Dzięki.
Matt przez chwilę wpatrywał się w niego w milczeniu, nie mogąc znaleźć tematu do rozmowy, więc skrępowany w końcu skapitulował i poszukał wzrokiem przyjaciela.
Elliot siedział na kanapie w rogu pokoju, z kubkiem w dłoni i wpatrywał się uparcie w jeden punkt. Kiedy Matt podążył wzrokiem po linii prostej, dostrzegł Jessie’go obtańcowującego jakąś dziewczynę.
Skrzywił się, po czym ponownie spojrzał na Alex’a.
- Czemu tak przypatrujesz się tamtemu chłopakowi?
- Co? – odparł, unosząc brwi.
- Elliot. Czemu się na niego gapisz? – powtórzył, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Mam go pilnować, żeby się nie upił.
- Nic nie słyszę! – krzyknął Alex, co ledwo dotarło uszu Matt’a. – Chodź, znajdziemy spokojniejsze miejsce! – dodał, nachylając się nad uchem szatyna. Chłopak drgnął, czując na szyi jego oddech. Wcale tego nie chciał, ale jego nogi same zachwiały się, gdy dotarł do niego zapach chłopaka. Może to było coś jak deja vu, ale odniósł wrażenie, że zna ten zapach.
Blondyn jednak, ku niezadowoleniu chłopaka, odsunął się tak szybko, jak się zbliżył. Kiedy tylko się odwrócił, Matt wymierzył sobie siarczysty policzek, nakazując w myślach spokój.
Szatyn musiał przepychać się łokciami między ludźmi, żeby nadążyć za tempem Alex’a. Chłopak zabrał ze stołu dwa kubki piwa, jeden podając Matthew’owi, a potem zaprowadził ich na piętro.
Szatyn z lekkim powątpiewaniem wpatrywał się w drzwi od pokoi, słysząc niekiedy niepokojące dźwięki – czasem dwuznaczne, czasem zaś wybitnie jednoznaczne.
Miał tylko nadzieję, że jego policzki nie płoną.
W końcu jednak Alex doprowadził ich do okna, przez które wyszli na dach. Tam rozsiedli się, próżno oczekując wygód, gdyż dachówki potrafią nieźle dać po miednicy.
- Skoro w końcu mogę cię usłyszeć – zaczął, lekko zachrypniętym głosem, co tylko podkręciło Matt’a mocniej – czemu tak przypatrywałeś się Elliot’owi?
- Powinienem go pilnować, żeby się nie upił.
- Jezu, czemu wy tak boicie się upić? – spytał, a dla poparcia swych słów przyłożył kubek do ust.
- A co w tym dobrego? – zapytał Matt, marszcząc brwi i wpatrując się w różowe wargi towarzysza.
- Nie wiem. Po prostu, ludzie boją się chwytać szczęście, przeważnie. A jak się napiją, nie myślą, dlaczego czegoś chcą, tylko, co zrobić, żeby dostać to, czego pragną.
- Złota recepta? Napij się, a wszystkie marzenia się spełnią?
- Nie wszystkie. Ale to tylko kwestia niedomówień.
- A ty? Lubisz niedomówienia? – zapytał Matt, biorąc łyk zimnego napoju.
- Możliwe – odparł, po dłuższej przerwie. – To dodaje trochę pikanterii. Ludzie boją się alkoholu, bo boją się zrobić to, co naprawdę chcieliby urzeczywistnić. Więc, czego boi się twój mały przyjaciel?
- Jeśli on jest mały, to ja także…
- Nie przeczę. – mruknął Alex, unosząc dłonie jak w geście pojednania.
- Doigrasz się. Jak się spiję, zrobię to, co chcę, i…
- …rzucisz się na mnie?
- Z pięściami – dopowiedział Matt, mrużąc oczy.
- Wracając do tematu, czego boi się Elliot?
- Boi się, że rzuci się na Jessie’go.
- Z pięściami…? – zapytał Alex, przez co Matt prawie się zakrztusił kolejnym łykiem.
- Właściwie, to nie… – zaczął, czując jak na policzki wpływa gorący rumieniec.
- W takim razie, po co miałby się rzucać?
- Myślałem, że lubisz niedomówienia…
- A, kiwając głową z zaangażowaniem.
- Łał – mruknął Alex. – Nie przeszkadza ci, że on jest…no wiesz…
- Hm, nie bardzo – rzucił, zresztą – zgodnie z prawdą.
- Czy ty…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz