środa, 9 stycznia 2013

Rozdział pierwszy



Rozdział pierwszy

Zaczynam przerzucanie autorskiego opowiadania na ten blog. Postacie niezwiazane z fandomem Naruto! Kreacje bohaterów należą tylko do mnie.
Rozdział zbetowany przeze mnie, ale jest 1 w nocy i mogłem coś przeoczyć :D Proszę o wytykanie wszelkich błędów w komentarzach, to wezmę się za poprawki już jutro :)

Rozdział pierwszy

Otworzył gwałtowanie oczy, czego zaraz pożałował. Pod wpływem mocnego światła zmrużył powieki, wciągając w płuca chłodne, poranne powietrze. Obrzucił spojrzeniem pokój i spostrzegł się, że nie jest u siebie. Nie znał pomieszczenia, w którym się znajdował. Sięgając pamięcią wstecz próbował przypomnieć sobie jak się tam znalazł, lecz nic sobie nie przypominał, za to mocno rozbolała go głowa. Przeciągnął się, wyginając plecy w łuk i przykleił policzek do poduszki. Jego źrenice rozszerzyły się z zaskoczenia, gdy obok siebie dostrzegł jakiegoś chłopaka, który spał twardym snem. Dopiero po chwili dotarło do niego, że chłopak śpi nago, a kołdra przykrywa skąpo tylko najintymniejsze miejsca. Przesunął wzrokiem po na przemian opadającej i podnoszącej się klatce oraz udzie wysuniętym spod przykrycia, co sprawiło że poczuł się bardzo niekomfortowo, a po jego ciele rozlało się jakieś dziwne ciepło. Przełknął głośno ślinę czując, jak się rumieni.Mimo szoku, to jeszcze nie było najdziwniejsze w całej tej sytuacji. Matthew, bo tak właśnie miał na imię przerażony chłopak, nie potrzebował wiele, by wydedukować, do czego między nimi doszło. On także był nagi, więc odruchowo podciągnął kołdrę pod samą szyję, co z kolei wywołało ból dolnych partii ciała. Skrzywił się, syknął i na powrót zalał go rumieniec.Przez moment przyglądał się śpiącemu chłopakowi. Był chyba najprzystojniejszym blondynem jakiego spotkał w całym popieprzonym życiu. Miał proste, gęste brwi, ładnie wykrojone usta i delikatnie zadarty nos. 
Chwilę zajęło mu dojście do siebie i zatrzymanie galopujących myśli na temat koloru jego oczu. Jego zniewalająca aparycja była więc jedyną pociechą zaistniałej sytuacji, chociaż swój pierwszy raz wyobrażał sobie zupełnie inaczej: przede wszystkim nie z chłopakiem, a szczególnie nie takim, którego nawet nie znał.Wysunął się z jękiem spod przykrycia, rumieniąc się na samą myśl, że jego towarzysz mógł zbudzić się w każdej chwili. Swoje ciuchy odnalazł rozrzucone po całym pokoju, ułożone w trasę od łóżka aż do drzwi; choć bardziej prawdopodobne było, że wszystko zaczęło się przy drzwiach. Zawstydził się na samą myśl, że mogło być trochę dziko i próbował nie myśleć o tym, że jednak chciałby to pamiętać…Zerknął ostatni raz na śpiącego chłopaka, chcąc go dobrze zapamiętać. Nie wiedział nawet, czy chłopak jest z jego liceum, ponieważ sam dopiero co sprowadził się do Nowego Jorku.Westchnął cicho, dmuchnął sobie w grzywkę i wyszedł z pokoju, uspokoiwszy się dopiero po cichym kliknięciu drzwi. Nie patrząc się za siebie zszedł po schodach na dół, przypatrując się upitym nastolatkom napotykanym po drodze. Wszyscy jeszcze spali, za co był ogromnie wdzięczny.Kiedy wyszedł z domu zmrużył oczy i ochłonął całkiem. Chciał zostawić ostatnie wydarzenia daleko za sobą. Nie warto wracać do czegoś, czego się nie pamięta.

***

Początek września jest chyba najprzyjemniejszym momentem w ciągu roku. Wszystko pozostaje do późna skąpane w blasku słońca, zieleń jest soczysta jak w samym środku wiosny, jest ciepło, ale nie na tyle, by pot spływał nam po twarzy od samego kiwnięcia palcem.W gruncie rzeczy, Matthew Carter był szczęśliwy. Może i przespał się z jakimś chłopakiem, ale to jeszcze nie koniec świata, prawda?Grunt, że może zacząć życie od nowa. Nowe miasto, nowi znajomi, nowe perspektywy. I to cholernie przyjemne wrześniowe ciepło było po prostu niezastąpione.Mógł być kim tylko by zapragnął.
- Pięknie! – rzucił w przestrzeń, zastanawiając się, gdzie on właściwie jest. Nie miał bladego pojęcia gdzie się znajdował i jak miał odnaleźć drogę do domu. Wiele czasu zleciało mu na wypytywaniu przechodniów, tłumaczeniu i lokalizacji metra.W końcu jednak dotarł na ulicę, gdzie znajdował się jego nowy dom. Biały domek jednorodzinny, ze spadzistym dachem pokrytym czarną dachówką, otoczony ciemnym, metalowym płotem. Przez samą furtkę do posiadłości ludzie zazdrościli klnąc pod nosem, nie mówiąc już o tym, co znajdowało się za nią.Przed domem znajdował się okrągły plac, otoczony wokoło niskimi choinkami. Równa, soczyście zielona trawa wyglądała jakby ogrodnicy strzygli ją nożyczkami i pielęgnowali każde źdźbło z osobna.Gdy tylko przeszedł przez furtkę, ze schodów przed domem rzucił się w jego stronę duży, biszkoptowy labrador, który w parę sekund do niego doskoczył, machając entuzjastycznie ogonem i szczekając głośno.
- Hej Savuś. – mruknął, kucając i drapiąc psa za uszami. – Tęskniłeś? – zapytał, na co odpowiedziało mu głośne szczeknięcie. – Tak myślałem. – zaśmiał się, wstając i ruszając w stronę drzwi. Pies pospacerował za nim, nie przestając machać ogonem.
W przedpokoju zdjął szybko buty i pobiegł po schodach na górę, do swojego pokoju.Jednym z licznych bonusów tego domu były schody łączące piętra w ten sposób, że zaczynały się tuż przy drzwiach wejściowych, co pozwalało uniknąć niespokojnego spojrzenia rodziców.Jego rodzice bywali w domu bardzo rzadko – obydwoje zajęci byli niemal przez całą dobę i często wyjeżdżali. Jego matka była przedstawicielem firmy farmaceutycznej, więc często bywała w rozjazdach, ojciec zaś miał firmę budowlaną, więc na czas wykonania prac błąkał się po całych Stanach popędzając robotników do szybszej pracy.By jakoś zorganizować mu czas, od dziecka wpychali go gdzie popadnie. Przerabiał już kółka teatralne, grę na fortepianie, od dziecka uczył się francuskiego i hiszpańskiego, był nawet przez dwa miesiące na balecie, ale cudem przekonał rodziców, że tego nie chce.Ściągnął przepoconą koszulkę i wyszedł do łazienki by doprowadzić się do ładu. Wziął szybki, chłodny prysznic i umył zęby. Kiedy jego wzrok spoczął na lustrze, przestraszył się nie na żarty. 
Pod oczami widniały sińce, ale najgorsze było to, że obojczyki, szyję i część klatki były ozdobione czerwonymi punkcikami, które ciężko było pomylić z czymkolwiek.Matthew nie miał nigdy dziewczyny. Bywał często w rozjazdach i dopiero kiedy miał rozpocząć liceum, rodzice zdecydowali, że dla niego najlepiej będzie znaleźć dom na stałe. Była to przyjemna odmiana, chociaż pierwsze dni w Nowym Jorku wywoływały w chłopcu mieszane uczucia.Przechylił głowę w bok, taksując się spojrzeniem. Z jego odbicia wpatrywały się w niego błyszczące, ciemne, bursztynowe oczy. Orzechowe włosy były dłuższe od tych jakie normalnie nosił, ale podobały mu się. Grzywka niesfornie opadała na twarz, sięgając do brwi i układając się samoistnie w interesujące ,,pazurki’’.Wyszedł z łazienki kierując swe kroki do pokoju. Dominowały w nim odcienie brązu. Ciemne meble stały po jednej ścianie, naprzeciwko wejścia do pokoju. Po lewej stronie stało łóżko małżeńskie, a jego rozmiar wcale nie przeszkadzał Matthew, który uwielbiał się na nim wiercić. Ściany pokryte były czekoladową tapetą, a bardzo ciemne panele podłogowe przesłaniał waniliowy, froterkowy dywan, który przełamywał trochę brązową kolorystykę pomieszczenia. Gdyby nie duże okno, dające sporo światła, pokój mógłby zdawać się zbyt ciemny. Jemu jednak bardzo się on podobał. Działał kojąco na jego nerwy i pozwalał mu wypocząć po ciężkiej nocy.Nie tracąc czasu na dalsze filozofowanie ubrał się. By ukryć ślady na szyi, które, ile razy o nich tylko pomyślał, wprawiały go w zakłopotanie i sprawiały, że się rumienił, wsunął przez głowę biały golf, którego nie nosił od prawie roku. Podwinął rękawy do łokci i zszedł do kuchni napić się, bo bardzo go suszyło.

***

Nim się obejrzał, nastała niedziela. Weekendy to te krótkie okresy, w których widywał rodziców dłużej niż przez pięć minut, więc zjedli wspólnie śniadanie.
- Jak nowa szkoła? – zapytała mama, kładąc przed nim talerz z jajkami i bekonem.
- Zadziwiająco fajna. Chociaż jest paru przerażających nauczycieli.
- Jeśli będziesz miał jakieś problemy z ich strony, to masz w nas wsparcie. Swoją drogą pamiętam do tej pory swojego nauczyciela fizyki. Czarny kolor skóry nie daje nauczycielom prawa, by zaniżali ocenę białym. – bąknął ojciec, rozgrzebując jedzenie na talerzu.No tak, pomyślał Matthew, zerkając na ojca ukosem. Nie podobało mu się zacofanie rodziców na niektóre tematy, także tolerancji rasowej, religijnej czy choćby…orientacji. Sam przecież przespał się z chłopakiem, więc głupio byłoby zgadzać się z ojcem w takich sprawach.Jego ojciec wciąż czasami zachowywał się jak dziecko, co bywało nie na miejscu, zważywszy że miał dość twarde poglądy, przez które ciężko było się przebić.Matka była trochę bardziej wyrozumiała, ale czasem i ona, zaślepiona stereotypami, przestawała myśleć sama za siebie.Matthew był ich jedynym synem, więc starał się ich nie rozczarowywać, ale coraz ciężej było mu wytrzymać z nimi, nie próbując przeforsować własnego zdania. Tym razem jednak milczał, gdyż przyznanie się do seksu w wieku szesnastu lat, szczególnie z chłopakiem, nie mogło mu wyjść na dobre.
- Poznałeś kogoś fajnego? – zapytała matka, sadowiąc się koło niego przy stole.
Czy poznał? Zależy. Nie wiedział, czy zanim wskoczyli do łóżka wymienili choćby trzy słowa między sobą. Choć nie ukrywał, że był fajny, a sama myśl o nagim chłopaku sprawiła, że jego policzki zapłonęły.
- Parę osób. Wszyscy są mili i ogółem jest mi dobrze. – Bąknął, dopiero po chwili myśląc nad prawdziwym znaczeniem ,,jest mi dobrze’’.  – Idę do siebie. – rzucił, wstając od stołu i wkładając naczynia do zlewu. Kolejnym wielkim plusem nowego mieszkania okazało się nowe łóżko, którego miękki materac był prawdziwym błogosławieństwem. Opuszczanie go z samego rana bywało co prawda brutalne i niezbyt miłe, ale kiedy wieczorami wskakiwał na łóżko, był gotowy umrzeć ze szczęścia.Teraz jednak, gdy tylko położył się na materacu, nie mógł znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji. Czegoś mu brakowało i już po chwili zaczął zastanawiać się, jak to wczoraj było. Przygryzał co jakiś czas wargę, wpatrując się zmąconym wzrokiem w widoki za oknem i myśląc o towarzyszu ostatniej przygody.Seks z chłopakiem przecież nie musiał oznaczać jakiejś katastrofy. No, dobra, może i odczuwał dyskomfort przy siadaniu i chodzeniu, ale musiało mu być dobrze, skoro nie uciekł stamtąd z piskiem. Jedynym wytłumaczeniem braku wspomnień była perspektywa dodania czegoś do ponczu. Nigdy nic mocniejszego nie pił, stąd logiczne jest to, że mógł popełnić błąd. W takiej sytuacji także potrafił odnaleźć pozytywne strony, pewnie przez całe to słońce wlewające się przez okno do pokoju. Chłopak był nieziemsko przystojny, i nie ważne jak pedalsko to brzmiało, podobał mu się. W głowie wciąż widział jego ładnie zarysowany brzuch i przymknięte powieki zwieńczone długimi, gęstymi rzęsami.

***

- Czy będzie coś jeszcze? – zapytała kasjerka, uprzejma brunetka, wpatrując się w niego dużymi oczami.- Nie to wszystko.
- To będzie dziewięć dolarów i pięćdziesiąt centów. – powiedziała, kiedy Matthew sięgnął do kieszeni po portfel. Zaczął lekko panikować, gdy zdał sobie sprawę, że portfel został w jego pokoju na biurku, tak jak go zostawił.
- Przepraszam, zapomniałem portfela… – mruknął, czując na sobie wzrok całej kolejki czekającej przy kasie.
- To może ja zapłacę. – zadeklarował brunet stojący obok niego. Wyglądał na jego rówieśnika, był przystojny i lekko od niego wyższy. Kiedy uśmiechnął się, wątpliwości Matt’a rozwiały się w jednej chwili pozostawiając tylko uczucie wdzięczności.
- Dzięki. – mruknął, kiedy wyszli ze sklepu.
- Nie ma za co. – rzucił, przystając na moment. – w którą stronę idziesz?
- Tamtą. – powiedział, wymachując dłonią w kierunku domu.
- No więc masz okazję odwdzięczyć się inteligentną rozmową, jeśli oczywiście sprostasz, bo idę w tym samym kierunku. – zaproponował, ruszając nieśpiesznym krokiem.
- Skąd pewność, że chcę się odwdzięczyć? – zapytał uśmiechając się szeroko i doganiając go.
- Oh, nie radzę się droczyć. – palnął.
- Czemu nie?- Bo jestem w tym mistrzem, nie masz żadnych szans.

W ten oto sposób Matthew nawiązał pierwszą znajomość. Jesse okazał się być rok starszym uczniem tego samego liceum, więc po drodze nie stronił od radzenia mu odnośnie lekcji, sposobów na udane ściąganie i podejścia do różnych nauczycieli. Okazało się także, że Jesse był zawodnikiem szkolnej drużyny siatkarskiej, więc Matt został zaproszony na pierwszy w sezonie mecz, w następnym tygodniu.Rozmowa przebiegała zadziwiająco luźno, jak na znajomość nawiązaną zaledwie parę minut wcześniej. Matthew po raz kolejny zdecydował, że życie w Nowym Jorku może mieć swoje uroki i cieszył się ogromnie, że będzie miał z kim pogadać. Okazało się bowiem, że Jesse mieszkał wraz z babcią i dziadkiem na tej samej ulicy co on sam, więc nie mieli do siebie daleko.
- No, to do zobaczenia. – zaintonował wesoło brunet, wyciągając w jego kierunku dłoń, którą Matt uścisnął bez wahania.
- Ta, trzymaj się. – mruknął na odchodne, po czym obrócił się na pięcie i nie oglądając się za siebie ruszył do domu.

2 komentarze:

  1. Jedna maluteńka poprawka:):
    ,,Sięgając pamięcią wstecz próbował przypomnieć sobie jak się tam znalazł, lecz nic sobie nie przypominał, za to mocno rozbolała go głowa. ''

    Powtórzenie słowa przypomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  2. No fajnie się zapowiada :)
    Haha, no musiał się nieźle upić skoro nic nie pamięta C;

    OdpowiedzUsuń