sobota, 25 kwietnia 2020

Wszystko się kiedyś ułoży - Rozdział drugi


Cześć! Na talerzu drugi rozdział opowiadania :D Przyznam, że zajęło mi to wciąż zaskakująco dużo czasu, ale na pewno pobiłem swoje ostatnie osiągnięcia :V 

~ mateusz.p - też się cieszę! Co z weną - zobaczymy.
~Denearis Uzumaki - Potrafię to zrozumieć, też lubię wciąż czytywać fanficki :) Nie obiecuję nic, ale rozważam kontynuowanie pozostałych opowiadań. Wszystko zależy od sam nie wiem czego :D Natomiast to opowiadanie zmierza w kierunku dość personalnym, dużo poważniejszym, także zobaczymy co to z tego będzie :D P.S. - wyrobiłem się szybciej niż w 2 lata! 
~ Basia - Cóż, bardzo dziękuję, że mimo upływu lat nie przestałaś zaglądać! 

Przy okazji - można mnie od niedawna znaleźć na Wattpadzie - @CallMeByBlueName
Jeszcze nie wszystkie opowiadania zostały przeniesione, ale niektóre już tak :) Zachęcam do zajrzenia.


Nie przedłużając - zapraszam do czytania! 

Wszystko się kiedyś ułoży.
Rozdział drugi.

- O, cześć – przywitała mnie Kaśka, narzeczona Szymona. – Nie wiedziałam, że mamy gości – rzuciła do mojego rozmówcy, unosząc brwi.
- Ano mamy – odparł jej wkrótce-mąż i posłał do mnie pocieszycielski uśmiech. Kasia nie należała do najbardziej towarzyskich osób, a Szymon miał w sobie za mało ikry, żeby zachowywać się asertywnie. Nie to, żebym miał prawo mieć o to pretensje. Jeśli mu to pasowało, to i mnie powinno.
- Wybacz, nie chciałem się narzucać – wyjaśniłem jej, zdrapując z trzymanej przeze mnie butelki piwa naklejkę. – Trafiliśmy na siebie w sklepie i tak jakoś wyszło. Mam wrażenie że wieki się nie widzieliśmy – przyznałem, patrząc się spod grzywki na Szymona. Jego usta, ściśnięte w wąską linię, wygięły się na moment do góry.
- Dzwonił do ciebie Miki? – zapytał, wstając i pomagając Kasi rozpakować zakupy, które właśnie wniosła do kuchni.
- Taaa. Co ty o tym myślisz? – zapytałem, po czym pociągnąłem z butelki dłuższy łyk. Na tę rozmowę warto się było uzbroić. Czy nie mieliśmy już innych tematów do rozmowy?
- Nie wiem. Kamil jest jeszcze malutki, Kasia pracuje, a nie wiem kto miałby się opiekować dzieciurkiem podczas mojej nieobecności – zaczął się tłumaczyć. Rozumiałem jego trudną sytuację. Obecnie musiało być ciężko znaleźć opiekunkę na kilka dni, a Kamil był malutkim berbeciem śpiącym słodko w swojej kołysce. Chociaż od porodu minęło kilka tygodni, minie jeszcze wiele lat zanim Szymon przestanie mieć wyrzuty sumienia za każdym razem jak udziela się towarzysko ze starymi przyjaciółmi.
Cóż, ja przynajmniej nigdy nie doczekam się dziecka. Kiedyś bardzo przeżywałem brak owej perspektywy. Obecnie, kiedy w życiu moich znajomych pojawiły się ich miniaturowe kopie, można rzecz, że moje poglądy ewoluowały. Wystarczyło sobie od czasu do czasu uświadamiać, że następne dziesięć lat spędzę spokojnie, rozwijając się i realizując inne marzenia, podczas gdy moi przyjaciele będą siedzieć w domach z dziećmi. Nie zrozumcie mnie źle – pewnie jest w tym coś cudownego, i nawet trochę im zazdroszczę. Chodzi mi o to, że zacząłem dostrzegać korzyści płynące z braku posiadania potomstwa. Być może kiedyś dotknie mnie samotność, ale sprawienie sobie dziecka też ma swoje ryzyko.
Niemniej jednak, Szymon świetnie odnalazł się w nowej sytuacji. Był chudym, niezbyt wysokim chłopakiem o ciemnobrązowych włosach i zbyt wydatnym nosie. Z jego strasznie bladą skórą i podkrążonymi oczami sprawiał wrażenie chorego, choć w rzeczywistości nie potrafię sobie przypomnieć czy kiedykolwiek widziałem go choćby zakatarzonego. Wydawał się jednak, mimo wyzierającego z oczu zmęczenia, dużo szczęśliwszy odkąd poznał Kaśkę i doczekał się potomka.
- A ty co? Chyba nie masz takich wymówek, co? – zapytał Kamil, próbując upchnąć karton mleka na drzwiach lodówki.
- Niestety – stwierdziłem kwaśno, uśmiechając się pod nosem. – Szczerze, to trochę nie wiem co robić. Z jednej strony bardzo chcę spotkać się z chłopakami, a z drugiej strony...
- Nie ze wszystkimi? – dokończył za mnie, przerywając na moment rozpakowywanie zakupów, żeby poważnie zlustrować moją posępną minę. – Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? – zapytał, po czym zacisnął usta i zmarszczył brwi, nieco strapiony moim spojrzeniem.
Problem polegał na tym, że wszyscy myśleli, że przesadzam. Były momenty, w którym żałowałem, że przyznałem się do sekretu, który przez lata ciążył mi na sercu. Wydawało mi się wtedy, że temat mojej pierwszej miłości już nigdy nie powróci – chłopak nie odzywał się do nas odkąd wyjechał na studia do innego miasta. Zupełnie jakby wszystkie wspólnie spędzone chwile nie miały miejsca. Jakbyśmy nie znali się na wylot, jak łyse konie. Jakby to nie z nami wypił pierwsze piwo, spalił pierwszego papierosa, czy w tajemnicy przed rodzicami wyrwał się w nocy na koncert, na którym nie powinno nas być.
Może przemawia przeze mnie żal, bo to przy nim wypiłem pierwsze piwo. Przy nim spaliłem pierwszego papierosa i przy nim wyrywałem się na koncerty. I, pech chciał, to przy nim moje serce nauczyło się gonić wiatr. Łatwo było zrozumieć, że dla moich przyjaciół, może z wyłączeniem Gosi, była to tylko żałosna fanaberia nadmiernie dramatyzującego gejucha. Ale dla mnie wydawało się to bardzo realne. Wydawałoby się, że przez te wszystkie lata zapomnę o tym, jak głębokim uczuciem darzyłem Mateusza. Sam siebie przekonywałem niezliczoną ilośc razy, że to, co czułem, to jedynie nastoletnie zadurzenie, coś niezbyt realnego, co i tak nie przetrwałoby próby czasu. Ale może właśnie to, że nigdy nie skonfrontowałem buzujących we mnie uczuć i nigdy nie wyznałem chłopakowi prawdy, było powodem dla którego wciąż czekałem.
Wziąłem głęboki oddech, smakując formujące się na moim języku słowa.
- Prawdopodobnie pojadę. Chociaż czułbym się lepiej, gdybyś był tam ze mną – powiedziałem marnie, ledwo kontrolując swój łamiący się głos. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby dorosły facet rozpłakał się przyjacielowi w kuchni na wspomnienie nastoletniej miłości.
Moich uszu doszło głębokie westchnięcie Kasi. Miarkowała swojego narzeczonego nieodgadnionym spojrzeniem. Przez moment czułem na sobie jej świdrujące spojrzenie.
- Zapytam rodziców, czy nie zajęliby się przez te kilka dni małym – rzuciła spokojnym, rzeczowym tonem. Jej chłodna dłoń, która spoczęła pokrzepiająco na moim prawym barku, zacisnęła się na krótki moment, zanim zniknęła.
Chciałem coś powiedzieć, jakoś podziękować, ale nie bardzo ufałem swojemu głosowi. Szymon uśmiechnął się i puścił do mnie oko, jakbyśmy nadal mieli po czternaście lat. Być może jest coś prawdziwego w stwierdzeniu, że mężczyźni nigdy nie dorastają.
Gdzieś na krańcu świadomości zanotowałem, że Kaśka daje Szymonowi konkretne wytyczne co do naszego wyjazdu. Przyznam, że nie bardzo mogłem się skupić na ich cichej rozmowie. Wpatrywałem sie w swoje dłonie, które nie wyglądały już, jakby należały do czternastolatka. Nie wiem, kiedy ten czas tak minął, ale choć przed oczami miałem twarde dowody na to, że świat nie poczekał i ruszył dalej, gdzieś z tyłu głowy tkwiła jakaś niepokorna myśl, że nic tak naprawdę się nie zmieniło.
Myśl, że pewne rzeczy pozostają bez zmian, przeraża mnie bardziej, niż chciałbym przyznać.

***

- Wyglądasz jak gówno – skwitował kwaśno Michał, przyglądając mi się uważnie.
Czy teraz już każdy będzie się rozwodził nad tym, jak słabo sobie radzę z samym sobą?
- Tak też się czuję – odparłem, uśmiechając się szeroko i spoglądając na niego znad talerza. Wmusiłem w siebie odrobinę, choć bez większego apetytu.
- Zapodaj krótki briefing. Z tempem w jakim wpakowujesz się w dramaty, mam pewnie spore zaległości do nadrobienia.
- Ha, ha – sarknąłem, wpatrując się w niego nieprzychylnie przez dłuższy moment. Tak naprawdę nie miałem pomysłu od czego w ogóle powinienem zacząć.
- Więc? – ponaglił mnie, usadowiwszy się przy stole na taborecie stojącym obok mnie. Postawił przed sobą talerz z kanapkami, i zaczął intensywnie wsmarowywać twarde jak kamień masło w kromki chleba.
- Co one takiego ci zrobiły? – zapytałem, próbując zmienić temat.
- Próbujesz zmienić temat?
Niech go szlag.
- Mam się dobrze – powiedziałem. – Naprawdę – dodałem, kiedy rzucił mi przeciągłe spojrzenie. Kiedy nadal nie ustępował, westchnąłem głośno.
- Chyba nie masz zamiaru do niego wrócić? – zapytał po chwili Michał, żując kawałek kanapki.
- Co? Nie, przecież to ja chciałem ruszyć dalej! – warknąłem, nieco zirytowany. Michał ewidentnie nie zrozumiał, że zerwanie było moim pomysłem, i że czuję się teraz dużo lepiej. Rozumiem troskę, ale tylko dlatego, że lubię czasem dramatyzować, nie można zakładać, że nie podejmuję dobrych dla siebie decyzji, z których jestem w dłuższej perspektywie bardzo zadowolony.
- To o co chodzi? Wyglądasz jak siedem nieszczęść, a co wchodzę na Spotify to słuchasz „Sto piosenek o smutku”, „Dobry dzień, by umrzeć”, albo dziesięć innych playlist idealnych dla nastoletniego emo z problemami emocjonalnymi – wyliczył, zanim pociągnął długi łyk soku.
Wpatrywałem się w jego profil, zastanawiając się jak to się stało, że to akurat on zawsze mnie pocieszał? Sama jego obecność działała na mnie kojąco.
- Chodzi o kogoś innego. Pamiętasz jak opowiadałem ci o Mateuszu? – zapytałem, nie wiedząc właściwie dlaczego kontynuuję zwierzanie się mu.
Po prostu... rozmawianie z Michałem było tak cudownie proste. Na wszystko patrzył swoim uważnym spojrzeniem brązowych oczu, nie bojąc się postawić sprawy jasno. Był typem człowieka, który mocno stąpał po ziemi. Czasem nieco surowy, w głębi był troskliwym, wyrozumiałym chłopakiem. Dla większości jednak, niezdolnej do przejrzenia przez jego na pozór szorstkie usposobienie, pozostawał chłodnym i nieprzystępnym człowiekiem, nieangażującym się emocjonalnie w relacje międzyludzkie.
Michał pokiwał powoli głową, spuszczając wzrok na swój talerz.
- Czuję, że to nic dobrego – stwierdził, trącając mnie barkiem, jakby zachęcając do zwierzenia się mu. Cóż, i tak miałem taki zamiar.
- Taaa. Mamy zjazd licealny. Chłopaki szykują wypad nad morze, na który obaj jesteśmy zaproszeni.
- Wybierasz się? – zapytał, spoglądając na mnie zatroskanym spojrzeniem.
Pokiwałem w ciszy głową, wpatrując się w jego kanapki.
- Ja...jestem ciekaw, wiesz? – wyrzuciłem z siebie, po raz pierwszy artykuując to, co od dłuższego czasu huczało mi w głowie. – Jestem ciekaw jaki teraz jest. Mam nadzieję, że bardzo się zmienił, że mnie jakoś odepchnie, że jakoś to wszystko ostudzi – wydusiłem z siebie, prawie na jednym wdechu. Przełknąłem głośno ślinę, czując jak łzy znowu napływają mi do oczu. – Boże, mam wrażenie, że nigdy się od niego nie uwolnię.
- Dopuszczasz do siebie myśl, że nie wszystko stracone? – zapytał Michał, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- On jest hetero – wysyczałem niemal, akcentując wyraźnie ostatnie słowo. – Co jak co, ale ty powinieneś to zrozumieć – żachnąłem się, chwytając za jego szklankę i pociągając krótki łyk. Musiałem przepłukać gardło.
Michał milczał przez dłuższą chwilę, zanim odpowiedział.
- Gdyby mi po ilu, ośmiu latach? Gdyby mi jakiś chłopak po ośmiu latach powiedział, że nigdy nie przestał o mnie myśleć w tak rozgorączkowany sposób jak ty, idioto, to sam nie wiem co bym mu odpowiedział.
W kuchni zawisła cisza, a ja nie bardzo wiedziałem jak ją przerwać. Michał uśmiechnął się do mnie kącikami ust, ale z jego oczu wyzierał jakiś dziwny smutek. Zrobiło mi się od tego niedobrze. Nie lubiłem, kiedy ktoś zakładał, że trzeba się było nade mną użalać.
Z drugiej strony, wyznanie Michała trochę podniosło mnie na duchu. W jego słowach brzmiała jakaś dziwna i uspokajająca szczerość, która kazała mi wierzyć, że może ten wyjazd faktycznie nie musiał okazać się tragedią.
Oczywiście nie wierzę, że spotkamy się po latach i padniemy sobie w ramiona. Nie wierzę, że uzyskam jakieś domknięcie obecnej sytuacji. Nie wierzę nawet, że mam w sobie na tyle odwagi, by wyznać Mateuszowi, co utkwiło mi w sercu na dobre.
Do wyjazdu jest jeszcze całkiem długi czas. Mam nadzieję, że jest go wystarczająco dużo, bym zdołał się przygotować na wyjazd z bandą chłopaków, z których wszyscy poza jednym będą patrzeć na mnie z litością zaobserwowaną przed chwilą w oczach Michała.
- Czasem ci zazdroszczę, wiesz? – wypaliłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Mi? Czego? – zaśmiał się Michał. Od dłuższego czasu był singlem, a chociaż w moim mniemaniu był dość atrakcyjnym, wysokim i szczupłym chłopakiem, to jednak do tej pory nie bardzo powodziło mu się z kobietami.
- Bycia normalnym – rzuciłem, po czym rzuciłem mu uśmiech pełen zakłopotania, wstając od stołu by skierować swe kroki do salonu.
- Akurat orientacja jest tu najmniejszym problemem! – rzucił za mną, sięgając po kolejną kanapkę.
Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie.
Niedługo potem poprawiałem swoje prowizoryczne spanko, na kanapie, w salonie Michała. W duchu podziękowałem mu raz jeszcze za możliwość zatrzymania się u niego. Humor mi trochę zrzedł, kiedy przypomniałem sobie, że będę musiał ze swojego mieszkania zabrać większość swoich rzeczy, ale jakoś nie miałem do tego głowy. Prędzej czy później będę musiał skonfrontować się z moim byłym, ale może lepiej dać mu trochę więcej czasu?
Koniec końców, mam wrażenie, że bardzo go zraniłem. Zakończyłem kilkuletni związek w sumie nie podająć żadnego konkretnego powodu. To też nie tak, że mi się znudził. Po prostu pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że stoję w miejscu i przestałem czerpać przyjemność z życia.
Tomek, mój były, był naprawdę wspaniałym człowiekiem. Nieco odrealnionym, i nieco zbyt idealistycznie podchodził do życia, ale nigdy mnie nie zawiódł. Natomiast z biegiem czasu stało się dla mnie jasne, że nie byliśmy dla siebie stworzeni. On chciał stabilności, bezpieczeństwa i spokoju, ja chciałem emocji i życia w biegu.
Nie zrozumcie mnie źle – mieliśmy mnóśtwo rzeczy, które nas łączyły. Pomimo tego było jednak wiele innych, które ostatecznie doprowadziły mnie do podjęcia takiej, a nie innej, decyzji. Choć minęło raptem kilkanaście dni, z każdym kolejnym czułem się o niebo lepiej. Decyzja, którą podjąłem, rozwijała się we mnie od dłuższego czasu. Nie wiem, czy odwlekałem to ze strachu, niechęci przed zranieniem Tomka, czy po prostu ze zwykłego przyzwyczajenia.
Czasem trochę się boję, że zostanę sam. Wtedy możliwe, że odrobinę żałuję. Miałem kochającego chłopaka, który trwał u mego boku w lepszych i gorszych momentach. Z drugiej strony, byłem niemal pewny, że jeśli nasz związek miałby trwać dalej, wkrótce skakalibyśmy sobie do gardeł.
Poczułem na sobie spojrzenie Michała, który stał w progu i obserwował moje poczynania szczotkując zęby przed snem. Żaden z nas się nie odezwał, i po chwili chłopak wyszedł z pomieszczenia w kierunku łazienki. Odetchnąłem z ulgą. Chyba dość miałem moralizatorskich tekstów jak na jeden dzień.
Nie marzyłem o niczym innym, jak położyć się do wyrka po gorącej kąpieli i przespać choć kilka godzin.

***


Śpisz?
Gosia się martwiła. Nie powinienem jej mieszać w swoje problemy. Druga rano, a ja użalam się nad sobą jak wtedy, gdy byłem nastolatkiem. Nie do końca o to mi chodziło, kiedy myślałem jak cudownie byłoby nauczyć się przeżywać życie jak nastolatek.
Może to po prostu kwestia twardej kanapy na której przyszło mi spać w salonie Michała. Tak czy siak, nie spodziewałem się, że zasnę tej nocy.
Nie. Nie mogę.
Odpisałem na szybko i odłożyłem telefon na szafkę stojącą obok kanapy. Nie czekałem długo na odpowiedź.
Spacer?
Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie mieszkaliśmy zbyt blisko siebie, i pewnie w normalnych okolicznościach nie skorzystałbym z oferty, ale ciężko było mi sobie wyobrazić dalsze leżenie i wpatrywanie się w sufit.
Będę po Cb za 20.
W rzeczywistości droga zajęła mi trzydzieści minut, mimo że gnałem na rowerze jak poparzony. Gosia czekała na ławce na przystanku tramwajowym pod jej kamienicą.
- Też powinnam była wziąć rower? – zapytała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Trochę ją wystraszyłem swoim nagłym pojawieniem się, ale najwidoczniej próbowała to zatuszować.
- Nah, zaraz go gdzieś przypnę. Też nie mogłaś spać? – zapytałem, usiłując ustawić rower przy stojaku rowerowym i zapiąć go. Lubiłem to miasto. Natomiast nie miałem złudzeń co do usposobienia niektórych mieszkańców, czekających tylko na jakiś rower bez zabezpieczenia.
- Ucięłam sobie drzemkę dla urody koło osiemnastej, i takie są tego skutki. – wyznała, uśmiechając się pod nosem i obserwując moje poczynania. – Pomyślałam, że moglibyśmy skoczyć do tego parku koło twojej dawnej uczelni, wypić coś i pogadać.
- Um, ok. Przed wypłatą taka budżetowa opcja jest dość niezłym pomysłem – przyznałem, chowając klucze do plecaka.
Skierowaliśmy nasze kroki ku osiedlowemu sklepu, żeby kupić coś do picia. Niedługo potem siedzieliśmy w parku, który miał dla mnie ogromną wartość sentymentalną. A trzeba wspomnieć, że nie byłem chyba zbyt sentymentalną osobą.
- Miałem tutaj swoją pierwszą w życiu, poważną randkę – wyznałem siedzącej obok mnie Gosi. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.
- Poważnie, Piotr? Liczysz na coś, zabierając mnie w takie miejsce? – zapytała z przekąsem.
- Nie jesteś w moim typie – odparłem dziarsko, dziwnie świadom jak głupio musiałem wyglądać z głupkowatym uśmiechem, którego nie mogłem powstrzymać.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć? – ciągnęła temat, szukając w plecaku otwieracza. Tak, Gosia była tym rodzajem dziewczyny, która zawsze nosiła w torebce korkociąg do wina.
- Nie wiem czy jest o czym. Krótka, przelotna znajomość. To znaczy, tak to widzę z pespektywy czasu. Wtedy nie było mi tak do śmiechu, mocno przeżyłem takie pierwsze nastoletnie uniesienia, a potem dość gwałtowny koniec – przyznałem, podając jej swoje wino do otwarcia.
- To co było nie tak?
Wzruszyłem ramionami, wpatrując się w psa chodzącego wokół placu zabaw.
- Chyba odległość. Byliśmy dzieciakami, ja byłem emocjonalnie rozchwiany, bardzo naiwny i chyba nieco za bardzo siedziałem w swojej głowie.
- Bierzesz wszystko na siebie, co?
- Ooooj nie. Jemu też bym dużo zarzucił. Raczej każdy ma swoje problemy, po prostu własne znam lepiej i mam czas się nad nimi głowić – zaśmiałem się, kręcąc z niedowierzaniem głową. Niby jestem tą samą osobą, a wystarczy obrócić się i zerknąć za ramię, by dostrzec te wszystkie wersje samego siebie, które są i nie są, w tym samym czasie, mną. Dziwna sprawa.
- Ale wydaje mi się, że go kochałem. Albo tak uważałem. W każdym razie był dla mnie ważny.
Gosia pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym upiła łyk swojego wina.
- Wiedział o tym? – zapytała, wbijając wzrok w korony drzew. Wyglądała, jakby sama miała swoje powody do przemyśleń.
- Uhum. Mam nadzieję. Wspominałem, że spotkaliśmy się tylko raz? – zapytałem, znowu nie mogąc powstrzymać uśmiechu. – To, co potem się działo, to prawdziwa ciotodrama – przyznałem, nawilżając językiem wargi.
- To znaczy?
- Wyobraź sobie mnie, z dziesięc lat młodszego, naiwnego chłopaka z sercem na wierzchu, które łamie się po raz pierwszy – ciągnąłem, przypominająć sobie jaki kiedyś byłem. – To wszystko bardzo mnie zmieniło. Mam wrażenie, że odarło mnie trochę z emocji. Nigdy potem nie rzucałem się już w wir emocji. Raczej staram się wszystko kontrolować. Czasem wracam do tego wszystkiego myślami, bo staram się ocenić, jak wiele się zmieniło po tym wszystkim.
- Brzmisz jakbyś miał sto lat – skwitowała Gośka, po czym roześmiała się na widok mojej skrzywionej miny.
- Może mam – westchnąłem, wpatrując się w butelkę w moich rękach.