sobota, 20 października 2012

Rozdział czwarty


Rozdział czwarty

You remember whiskey on your daddy's breath
 So you always stick to wine
 And you scared your little brother half to death
 You just kept it all inside
 You can hear your mama cryin'
 Only now she cries for you.


            Wchodząc do domu, uderzył mnie silny odór sake. Szybko zrzuciłem japonki i pobiegłem do salonu.


Znowu to samo.

Zastałem ojca uwalonego na kanapie w brudnych ciuchach. Jego skołtunione włosy, o równie okropnym kolorze złota co moje, sterczały w milionach kierunków. Na stole stały dwa kartony ryżowej sake, kieliszek, paczka papierosów i komórka. Czyli zjadł już śniadanie, super. Nie ma to jak upić się najtańszym świństwem, by zalać swoje smutki.

Martwiłem się. Tak cholernie martwiłem się o tego dupka, przez którego najpewniej zarwę noc.

Westchnąłem, zebrałem kartony i kieliszek i wyniosłem do kuchni. Po chwili wróciłem ze ściereczką, starłem brudny stół, a wracając do kuchni wyrzuciłem paczkę papierosów do śmietnika.

Czułem jak do oczu napływają mi pierwsze łzy.

Cholercia, nie tak miało być.

Pociągnąłem nosem, otarłem oczy i wziąłem się za zmywanie brudnych naczyń. Nawet szybko mi to szło, ale trochę się ich naskładało, więc trochę mi to zajęło, by obczyścić całą kuchnię.

Poszedłem na górę, do swojego pokoju. Czas mnie gonił, było już późno, a ja wciąż miałem stertę lekcji do zrobienia na następny dzień. Dobrze, że jutro nie będzie treningu z Anko, zakwasy mnie pewnie wykończą.

W sumie byłem zadowolony z zejścia się Shikamaru z Anko. Między nimi jest trzynaście lat różnicy, ale tak naprawdę nie przeszkadzało mi to. Za to, mogę teraz bezkarnie podjudzać Shikamaru do wyrwania Anko na randkę, w celu uniknięcia własnego treningu.

Zabłysnęły mi chyba oczy z radości.

Pierwszy zeszyt. Matematyka. Poszła szybko. Doprawdy nie rozumiem, czemu ludzie tak narzekają na matematykę. Ja uwielbiam wszystko, co podchodzi pod kategorię ,,ścisłe’’.

Biologia, chemia, matematyka, fizyka, dosłownie wszystko. Za to totalnie olewam przedmioty humanistyczne, poza angielskim i francuskim. Zakochałem się totalnie we Francji, gdy pierwszy raz zabrał mnie tam tato. Od tamtej pory, nawet jeśli on nie ma na to czasu, wyjeżdżam na kolonie. Co roku odwiedzam miejsce, w którym kiedyś zamieszkam.


Po pierwszym zeszycie przyszła kolej na następne. Z nimi uwinąłem się równie szybko co z matematyką. Wstałem, rozciągnąłem się (a muszę przyznać, że na szpagacie się nie skończyło, dzięki Anko i pracy jaką mi poświęciła, brutalnie mnie rozciągając) i poczochrałem włosy, żeby lekko się rozbudzić. Zrzuciłem z siebie koszulkę, zgarnąłem z szafki mp4 i poszedłem do łazienki powylegiwać się w wannie. Odkręciłem kurki, ściągnąłem resztę ciuchów i wskoczyłem do wanny. Pobawiłem się chwilę płynami, żeby zrobić sobie piankę, włożyłem w uszy słuchawki i próbowałem nie przysnąć, odczuwając rozkosz, gdy ciepła woda rozgrzewała mi kości.


***


Od godziny leżałem już na łóżku na brzuchu, wymachując nogami w powietrzu i czytając jakieś kolorowe pisemko o modzie nastolatków.

Niebawem będę musiał wybrać się na jakieś zakupy… Może by tak wyrwać się do jakiejś galerii z Sakurką i Ino?

Po chwili usłyszałem głośne kroki, jakie wydają gołe stopy mocno uderzające piętami w grunt. Już w następnej sekundzie, gwałtownie zerwawszy się z łóżka popędziłem do toalety. Zastałem tu ojca, klęczącego na sedesem i wymiotującego.

Gwizdnąłem głośno zanim zdążyłem się powstrzymać. Poczułem się strasznie głupio. To ja powinienem pierwszy wymiotować przez upicie w nastoletnim wieku, a to ojciec powinien robić reprymendę mi. Tymczasem, było dokładnie na odwrót. I on śmie mówić o mojej niedojrzałości.

Znowu było mi go tak strasznie żal. Otworzyłem okno w toalecie, by udostępnić trochę chłodnego, świeżego powietrze. Uklęknąłem obok niego, ograniczyłem oddychanie na ten czas i zgarnąwszy mu włosy do tyłu, jako że miał je dłuższe od moich, starałem się, by przeszło mu to jak najłatwiej i by nie pobrudził sam siebie.

Na jednym razie się nie skończyło. Tato wyglądał coraz gorzej. Miał zapadnięte oczy, wąsko ściśnięte usta, kiedy nie zwracał i zmarszczone wysiłkiem czoło. Oddychał ciężko.

- Miałeś już nigdy nie pić, obiecałeś mi. – mruknąłem, ale licząc na jakąś wyrafinowaną odpowiedź, doczekałem się tylko kolejnej porcji wymiocin lądujących w spływie.

- Sam sobie jesteś winien – przyznałem, kiedy oskarżycielsko się na mnie spojrzał.

- Super, nie mogłem się doczekać Twoich zgryźliwych komentarzy.

- Sorki. Nie mogę uwierzyć, że muszę besztać własnego tatę. – sarknąłem, po czym nacisnąłem spłuczkę, by móc załapać chociaż trochę lżejszego powietrza. – dużo dzisiaj jadłeś?

- Daj mi jeszcze moment to zobaczysz. – odparł niechętnie, po czym oboje parsknęliśmy głośnym śmiechem.

Jak niedużo potrzeba, by wybaczyć sobie nawzajem, prawda? W kontaktach z moim ojcem było wiele kłótni i muszę przyznać, że dla nas obu jedynym sposobem na wybaczenie sobie nawzajem, jest sprowadzanie wszystkiego do żartu, a później żmudne rozmowy co zrobiliśmy źle. Tak było wygodniej nam obu.

A później już tylko długie zakupy. Nic nie poprawia humoru tak szybko, jak nowa bluzka czy drogie buty.





Minęło sporo czasu zanim poprawiło mu się na tyle, że zdołał się, z moją drobną pomocą, podnieść, obmyć twarz i zejść powrotem na dół, do swojej sypialni.

Szybko rozłożyłem mu łóżko, a kiedy już się położył przykryłem go kołdrą.

Byłbym świetnym ojcem, nah.

W drodze do swojego pokoju, rzuciłem okiem na zegarek. Wskazywał 2:30. Jupi. Rano znowu będę mieć taaaaakie wory pod oczami.

Znowu dzisiejszego dnia westchnąłem i zamiast iść do pokoju odbiłem do łazienki na piętrze, która mieściła się obok mojego pokoju.

Chyba trochę przeginam z tym wzdychaniem, weszło mi to w krew i nie mogę się tego pozbyć.

Wszedłem do łazienki, klepnąłem włącznik światła i podszedłem do lustra.

Ze mną to jest tak: gdy mam za dużo myśli w głowie, to nie ma bata, nie zasnę.

Tato czasem niby w żartach twierdzi, że mam ADHD. Chyba muszę przyznać mu rację, bo aż mnie telepie czasami energia.

Otworzyłem zielony słoiczek, nałożyłem trochę maści na koniuszki palców i zacząłem wklepywać krem pod oczy. Później jeszcze raz umyłem zęby, przeczyściłem czoło, nos i brodę tonikiem i ponownie spojrzałem w lustro. Było lepiej niż przed momentem, ale nikogo raczej jutro nie olśnię urodą. Trudno, jeden dzień muszą przeżyć bez klasowego ciacha.

Długo kombinowałem co jeszcze mógłbym zrobić, żeby lepiej wyglądać, ale ku mojemu przerażeniu – nie znalazłem niczego.

Westchnąłem.


- No nie! Znowuuu – zajęczałem. Uprzedzałem, że wzdychanie mam jakoś we krwi.

Tupnąłem jeszcze nogą i skoczyłem do swojego wyrka, szczelnie przykrywając się kołdrą i próbując nie myśleć o niczym.


***


Wstałem o szóstej. Trzy godziny snu to dla mnie zdecydowanie za mało, ale jeśli chcę jakoś wyglądać w szkolę i się nie spóźnić, muszę zerwać się już teraz. Po kolei prostowałem nogi, ręce i rozciągałem plecy, po czym szybko wstałem i powlokłem się niechętnie do toalety.

Ups

- Moje włoooosy! – jęczenie już chyba też mam we krwi. Ale wyglądałem dzisiaj gorzej, niż tato wczoraj, wiszący nad sedesem.

Szybko doskoczyłem do szczotki i nie tracąc czasu na wzdychanie i jęczenie zacząłem szarpać się z kolejnymi złocistymi kosmykami.

Jeśli nadal będą tak stały, to nie idę do szkoły.

Po chwili otaczał mnie istny burdel. Wszędzie leżały jakieś tubki, pojemniki, spray’e. Pianka do włosów, lakier, żel, guma i jakaś dziwna substancja do spryskiwania, która niby ,,Sprawi, że twoje włosy będą lśniły i dadzą się łatwo rozczesać.’’

Jeja, w tym momencie wydałem się sobie strasznie metroseksualny!

Chwilę później wcinałem szybko kanapki z pomidorem, bo nie zostało mi dużo czasu do wyjścia.

Wychyliłem szklankę zimnej już herbaty, zarzuciłem na ramiona błękitną bluzę z kapturem, podwinąłem rękawy i zarzuciwszy zgniłozieloną torbę z szorstkiego materiału wybiegłem na zewnątrz, gdzie czekał już na mnie Shikamaru, luzacko oparty o balustradę od schodów mojego domu. Uśmiechał się.

- Yo, balerina. – no kurka, jak śmie tak ze mnie kpić?

- Siemka pantoflarzu – odgryzłem się, a co! Niech wie gdzie jego miejsce.

- U…-zaczął.

- pierdliwe – dokończyłem, z bananem na twarzy.

- Koniec z nami, Uzumaki. – syknął, nadymając policzki oblane szkarłatem.

- Hai hai. Chodź już, nie mam zamiaru znowu jechać metrem.

- Mhm. Przynajmniej dzisiaj masz jakieś odpowiedniejsze obuwie. – zaśmiał się. Na wspomnienie moich pomarańczowych japonek głośno mu zawtórowałem.

- Ha. Ha.



***



Dzisiejszy dzień był dużo spokojniejszy niż wczorajszy. Jedyna jazda była, kiedy dorwała mnie ta sprzątaczka. Z kpiącym uśmieszkiem coś tam do mnie syknęła, ale powiedziałem, żeby myła tą posadzkę, bo nie będzie jej stać na chleb.

Miała strasznie głupią minę, a mnie zrobiło jej się cholernie szkoda. Sam nie wiem co się ze mną ostatnio dzieję. Jestem jakimś rypanym, narcystycznym gnojkiem, nie baczącym na uczucia innych. Co się stało z moim altruizmem?

Przeprosiłem ją. Oczywiście później, kiedy oboje odetchnęliśmy trochę. Wytłumaczyłem jej też, że naprawdę nie paliłem i nie palę, ale nie wyglądała na przekonaną. To jedna z tych osób, co myśli, że jest nieomylną wyrocznią i zna już ,,takich jak ja’’.


Siedziałem na lekcji matematyki. Nauczyciel tłumaczył znowu to samo, co lekcję temu. Nie wiem dlaczego, bo i tak nikt go nie słucha, oni po prostu nie chcą tego wiedzieć.

Rozejrzałem się po sali, co tylko utwierdziło mnie przy moich spostrzeżeniach. Zatrzymałem wzrok na Kibę, który o dziwo siedział sam. Poszukałem wzrokiem i nie znalazłem Sasuke w żadnej innej ławce. Jest chory czy co?

Właściwie, to nawet nie wiem czemu się tym zainteresowałem.

Lekcja minęła stosunkowo szybko. Zastanawiam się nad muzyką do mojej choreografii, na następne mistrzostwa. Może później wybiorę coś razem z Anko. Spakowałem się szybko, wrzucając na ślepo książki do torby i ruszyłem za tą bezkształtną masą uczniów, wylewającą się korytarzami na boisko szkolne. Po chwili poczułem szarpnięcie z boku, a gdy spojrzałem w tę stronę dostrzegłem Sakurkę. Poprowadziła mnie do a’la campingowego stołu otoczonego ławkami, na których siedzieli już Ino, Shikamaru, Neji, Hinata, Chouji, Temari, oraz, o dziwo, Kiba.

- Yo – przywitałem się i zająłem miejsce przy Shikamaru. Nie minęła chwila, a już zostałem wciągnięty w wir rozmowy, o wszystkim i wszystkich. Obgadywaliśmy równo wszystkich uczniów, nawet tych obecnych przy stoliku, nic sobie nie robiąc z ich obecności. Było fajnie, dopóki nie doszli do mnie.

- A wiecie co robi Naruuu…? – zaczął Shikamaru z szyderczym uśmieszkiem w stylu niedoszłych alkaidzkich samobójców. – on….

- Zamknij japę, bo ty wiesz co ja mogę powiedzieć…. – zagroziłem mu, z równie psychicznym uśmiechem neo dzieci.

- Ey, tak się bawić nie będziemy – zaczęła Temari, poparta przez krzyki Sakury i Ino. – jak gadamy o wszystkich, to o wszystkich. Jak się nie podoba Naru, to możesz nie słuchać – powiedziała, odrywając moje dłonie od szyi bruneta.

- Gadaj, obronię Cię.

- No…ale on wtedy…

- Ja wtedy… - starałem się mu przeszkodzić. Nie lubiłem gdy się ze mnie śmiali. Co innego z innych, ale nie ze mnie, o !

- Dobra, dobra. Nie chcę mówić, nie musi – powiedziała Sakurka, chyba reflektując się o czym on chce powiedzieć. Posłałem jej delikatny uśmiech dziękując w duchu i bezgłośnie poruszając ustami w słowa ‘dziękuję’.

Było dużo śmiechu, włącznie z nami samymi. Śmialiśmy się z każdego, nawet ze mnie, mimo, że nie wyszła na jaw moja jazda figurowska ani kontakty Shiki z Anko.

Tak jak myślałem – oni naprawdę uważają, że jestem metroseksualny, co było brutalnie przegadane tuż pod moim nosem, włącznie z pokazywaniem niektórych części mojej twarzy.

- Naru, czy ty operowałeś sobie nos? – palnęła w którymś momencie Temari, podejrzliwie mmi się przyglądając.

- Um, proszę? – powiedziałem, uprzednio opryskałem ich pitym przeze mnie izotonicznym błękitnym napojem. – nieeee, skąd ci to do głowy przyszło?

- Nie wiem, sorka… Jest po prostu taki…równy i lekko zadarty i…

- Skończ, bo się jeszcze w nim zakochasz. – uratował mnie Shika.

Westchnąłem.

- Skoro mój metroseksualizm i domniemane operacje plastyczne już dogłębnie obgadaliśmy i zdeptaliście już całe moje przyszłe szkolne życie, mieszając mnie z błotem…. Co będzie kolejną równie interesującą zabawą, oraz, co mnie trochę przeraża, kosztem kogo będziemy się bawić?

- No wiesz? Mów trochę prościej i wolniej, Chouji prawie się zakrztusił. – skarciła mnie blondynka.

- Sorki. Ale jemu i tak starczy już tego jedzenia, bo będzie gr…Ał, za co? – pisnąłem, czując łokcie Shikamaru i Sakury, wbijające mi się w żebra po obu stronach.

- Cz..cz.cz…czy ty powiedziałeś, że jestem….

W tym momencie przypomniałem sobie o ostrzeżeniach Shikamaru. Szybko objechałem sam siebie za nieostrożność, po czym wymusiłem delikatny uśmiech na swojej twarzy i wypowiedziałem:

- Że będziesz chory na grypę….strasssszzzzna choroba. Nie wiedziałeś, że siedemdziesiąt procent odporności bierze się z brzucha?

I stało się. Usłyszałem spuszczane powietrze przez każdego, kto siedział przy tym stoliku.

Poważnie, to było okropne! Jakby jakieś tornado rozwiało mi całą fryzurę, którą pieczołowicie rano układałem, przez godzinę!

Chouji się uspokoił. Dzięki Bogu! Nie wiem do czego byłby zdolny.

- Dobra, Kiba, czas na Ciebie… - zaczęła Ino, a Sakurka się spięła. Tak jakby to planowały….

- Co? Ale ja już byłem!

- No tiaa, ale nie było Sasuke! – zapiszczała, ustępując Kibie, by mógł się teraz bezkarnie powyżywać na brunecie.

- Nie no, nie! Tak się bawić nie będziemy.

- Ale musisz! Prawda, prawda? – dopytywała się Sakurka, szukając wsparcia u reszty.

- Proszę, dajcie mu spokój. – usłyszałem swój własny głos, co mnie trochę zdziwiło. Nie planowałem się odzywać w tej sprawie. Zanim spuściłem wzrok zobaczyłem jeszcze rozszerzone ze zdziwienia piwne tęczówki Inuzuki.

3 komentarze:

  1. Następny rozdział i SasuNaru brak...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zgadzam się z moim poprzednikiem/niczką. Tu jak na dłoni widać, że Naruto coś za bardzo się przejmuje naszym brunetem, którego bądź co bądź wcale nie zna. Strasznie jakiś taki kobiecy mi się wydaje nasz blondyn (od razu widać kto tu będzie uke ;) ). Podoba mi się relacja Minato Naruto, wydaje się taka ciepła pomimo kłótni i niedyspozycji ojca.
    Seath

    OdpowiedzUsuń
  3. No no, nawet ja tu widzę że Naruś coś tak do tego Sasuke ;)
    Nom, zgadzam się że Naru jest kobiecy ^^ Jak czytałam to za pierwszym razem to miałam tylko jedną reakcje; gdzie jest Sasu xD No ale już wszystko wiem i nie robie spoilerów bo sama ich nie lubie xd

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń