sobota, 20 października 2012

Rozdział piąty

Rozdział piąty



I lock myself inside my room
I WANNA BE ALONE
With you around, you'll only add on
Just let me be alone with my thoughts
Please don't think I'm crazy
I don't want you to understand
My mind is growing hazy
To hell with your helping hand
Why don't you just leave me alone
This conflict is my own
Keep your sources away from me
That's all...





- Proszę, dajcie mu spokój. – usłyszałem swój własny głos, co mnie trochę zdziwiło. Nie planowałem się odzywać w tej sprawie. Zanim spuściłem wzrok zobaczyłem jeszcze rozszerzone ze zdziwienia piwne tęczówki Inuzuki.



- Czemu? – wypaliła do mnie od razu różowowłosa. Wzruszyłem tylko ramionami. – Co robicie na ten projekt z plastyki? – palnąłem pierwsze lepsze głupstwo, byleby tylko odwrócić ich uwagę od szkarłatu na moich policzkach.



- Była jakaś praca? – zaczął zdziwiony Shikamaru.



- Mhm. W dodatku totalnie nie mam pomysłu, a co dopiero talentu.



- E, ja tam się martwić nie muszę – zarechotał Inuzuka, uśmiechnięty od ucha do ucha, na co cała paczka, w tym i ja, spojrzeliśmy zdziwieni na szatyna. – no co. – sparzył się. – Mieszkam razem z Sasuke. Wystarczy kopa w dupę mu dać i mi coś namaluje, nie? – powiedział, bardzo z siebie zadowolony.



- E… a może on by chciał coś namalować dla każdego z nas? – zapytał Neji z niekrytą nadzieją w głosie.



- Wątpię – przyznał szczerze, uśmiechając się jeszcze szerzej – jest na to zbyt leniwy. Mnie lubi, więc wiecie…



- Ehhh… Super. Czyli nici z pomocy – westchnęła Sakura. Chciałem ją pocieszyć, więc poklepałem ją po dłoni.



- A może ma ochotę na seks? – zapytała Ino, na co wyprysnąłem aktualnie pitym sokiem. Totalnie mnie zatkało.



- Cz..czy ona powiedziała to…naprawdę? – palnąłem, pewien swojej głupiej miny.



- No co…- naburmuszyła się. – ja naprawdę nie chcę dostać bani…



- To bierz się do roboty, a nie seksić ci się zachciało – skarciłem ją. Ostatnio mam coś dryg do karcenia ludzi. Wpierw Shikamaru, później tato, teraz ona. Super.



- Łatwo Ci mówić. Serio wolałabym się z nim przespać – mruknęła zrezygnowana, opierając brodę na łokciach, na co wszyscy parsknęli śmiechem. – z korzyścią dla nas obu, w sumie. – skwitowała i położyła głowę na ławce, nakrywając ją rękoma. – Buuu – zajęczała.



- Całkowicie cię rozumiem – przyznałem, po czym wybuchnąłem śmiechem, przez co inni, z lekkim lękiem wymalowanym na twarzach, gapili się na mnie. – Nic nic…. Pomyślałem tylko, że skoro ja też jestem plastycznym beztalenciem, to może kiedy znudzi mu się Ino, to i ja zaproponuję mu małe co nieco w zamian za pomoc.



- Łał. – powiedział Shikamaru z szeroko otwartymi oczami. – tylko ty mógłbyś wpaść na coś takiego. – przyznał, zresztą myślę, że zgodnie z prawdą.



- Dzięki – odparłem z bananem na twarzy, wzruszając ramionami.



- Spróbuj, może się zgodzi – doradzał mi Kiba, czymś strasznie ucieszony.



- No, widzisz? – odezwałem się do Shiki. – nawet jego kumpel twierdzi, że mam jakieś szanse – odezwałem się, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.



- Tiaaaa, to przez tę twoją ,,metroseksualność’’ – bąknął obrażony, a wszyscy oprócz mnie zaczęli znowu się śmiać.



- Ha.ha. Żenada. – podsumowałem ich, mrużąc oczy. Nie podobało mi się, że tak mnie wyzywają, ale wiedziałem, że po części mają rację. Z drugiej strony, co w tym złego, że o siebie dbam? Nie omieszkałem się ich o to zapytać.



- No… to trochę damskie…- mruknął lekko speszony Neji.



- Damskie?



- Damskie – pokiwała głową Sakurka.



- Damskie….- mruknąłem znowu ja, pochylając głowę.



- Och drogi Boże! – westchnął do nieba Inuzuka. – Dajcie chłopakowi spokój. Nic w tym złego, że chce się podobać Sasuke. – palnął, więc na powrót znowu wszyscy się ze mnie podśmiewywali. – Nie no, tak poważnie Naru. Nic złego, serio.



- Dzięki – burknąłem, wymuszając uśmiech. Byłem tak zażenowany, że chciałbym schować się pod ziemią.



- Mhm, Kibuś ma rację. – przytaknęła Ino, a zaraz za nią Neji z Shikamaru.



Popatrzyłem na innych robiąc groźną minę.



- Nooo- dodała cała reszta.



Tym razem uśmiechnąłem się już szczerze.



- Tak ma być, o! Dobra, słuchajcie, chodźcie pod salę, zaraz będzie dzwonek.



- Jezuuu. – skwitował mój pomysł Inuzuka, ale podniósł się i ruszył razem z nami.



Po drodze do sali nadal się śmialiśmy, tym razem trochę mnie pooszczędzali, za co byłem im cholernie wdzięczny. Za bardzo mnie wkurzyli jak na jeden dzień.



***



Kolejne lekcje strasznie mi się wlokły. Robiłem wszystko, by cokolwiek z nich wybieść, ale prawie na nic moje wysiłki się zdały.

Od powrotu ze szkolnego podwórza razem ze mną i Shikamaru usiadł Kiba, jako że mamy czteroosobowe rzędy. To właśnie jemu zawdzięczałem niemożność skupienia się na tym, o czym opowiadał nam nauczyciel.



- Eeeey, Naru. Przemyślałeś jeszcze raz moją propozycję?



- Yyyy?



- Hokej, człowieku, hokej. Ogarnij się troszkę, bo niewyraźnie wyglądasz.



- Wiesz co? Odstaw ty lepiej telewizję, nie służy ci. – mruknąłem naburmuszony.



- E.e.e.! – odpowiedział, atakując łokciem moje żebra. – mówię serio. Maturi ma coś z nogą i mamy niepełny skład. Pomóż chłopie…. – prosił, a ja jakoś… nadal nie chciałem.



- Yyyyy…



- Ty wiesz? Robisz się strasznie elokwentny.



- Jaaa… Dzięki – zapiszczałem sztucznie z radości, po czym ponownie zesmętniałem. – Słuchaj, mówiłem, że nie lubię się naparzać. Koniec kropka. Nie i nie . – powiedziałem stanowczo, odchylając się na krześle i zaplatając ręce na klatce.



- Okey okey, mistrzu. – powiedział nadymając policzki. Wydawał mi się w tym momencie strasznie dziecinny. Tylko złapać za te policzki i wytarmosić.



- Kurde Kibuś nooo…- zajęczałem. Od razu się rozpromienił od tego zdrobnienia. – nie gniewaj się na mnie, ja naprawdę nie mam serca do tej gry.



- Dobra, daruj, czaję.



- Mhm. – mruknąłem, przepisując kolejne zdanie z tablicy do zeszytu.



Nastała trochę uwierająca cisza. W chwili, gdy podniosłem ołówek w celu podrapania się po głowie, odezwał się Kiba.



- Eee… mogę dzisiaj z wami wracać? – zapytał, chyba nieświadomie wyłamując kostki u dłoni. Czy on się…zawstydził?



- Głupiiiiii. Jasne że możesz – powiedziałem i posłałem mu uśmiech. Odwzajemnił go.



- No to git. Aaa, pożyczysz mi zeszyty? Jakoś nie mam dzisiaj siły na pisanie, a Sasuke się wkurzy jak nie dam mu lekcji. Wiesz…ja i tak raczej ich nie przepiszę, ale muszę załatwić mu notatki, bo mi nie da spać. Strasssszzzny maruda. – powiedział, teatralnie wzdychając i unosząc oczy ku sufitowi.



- Niech będzie. Tylko będziesz musiał odnieść – powiedziałem, a on tylko pokiwał głową na znak, że się zgadza. – Właściwie to czemu go dzisiaj w szkole nie ma?



- Nieważne. – w ten oto cudownie cywilizowany sposób próbował urwać dalszą rozmowę, ale jestem znany z mojego gadulstwa i, jak to stwierdził Shikamaru, ,,upierdliwości’’.



- No ey…. Jak chcesz dla niego te zeszyty to mów. – powiedziałem, próbując brutalnie wyrwać z niego chociaż okruszki wiedzy.



- Świętuje. – powiedział i nagle zaczął bardzo uważnie przepisywać treść zadania z tablicy.



Odpuściłem mu. Widać, że nie chciał o tym mówić, więc i ja nie drążyłem tego tematu.



***



Ostatnia lekcja właśnie dobiegła końca, o czym poinformował nas przenikliwie głośny dzwonek.

W tradycyjny dla mnie sposób, wepchnąłem bez ładu i składu zeszyt i książkę do torby, prawie że dopychając je nogą i ruszyłem razem z Shikamaru i Kibą do wyjścia.



- Ej, dokąd wy…? – zaczął Kiba, patrząc na nas zdziwiony.



- Do domu, a co?



- Czemu nie metrem? – palnął, na co roześmiał się Shikamaru.



- Naru wstydzi się tłumów – zarechotał. Zapłaci mi za to.



- Shikaaaa- warknąłem rozgniewany.



- Serio? Oj, chodź, Kibuś cie obroni – zaśmiał się.



Po paru minutach, dzięki namowom Kiby i wymyślnych przezwisk Shikamaru, dałem się ugłaskać i razem ruszyliśmy do tego…siedliska zła na świecie. Za jaką cholerę, mam płacić okrągłe sumki? Bo chyba nie za siedzenie w tej dusznej, metalowej puszce, totalnej melinie, punkcie wypadowym wszelkiego plugastwa Tokio?



Kupiliśmy bilety i ulokowaliśmy się na tyle przedziału. Siedziałem przy oknie i obserwowałem migające mi przed oczyma ściany pokryte niezliczoną ilością płytek i rur na przemian.



- Coś markotny się zrobiłeś – powiedział, chyba lekko zmartwiony.



- Eee, przesadzasz. – powiedziałem, zaciskając piąstki. Nie lubiłem metra. Czułem się tu strasznie nieswojo. Po stokroć wolałem samoloty czy motory.



Nie odezwaliśmy się już aż do czasu dotarcia do naszej stacji. Wyszliśmy z podziemi, a Shikamaru, zapewniając, że ma jeszcze do zrobienia pokaźnych rozmiarów zakupy, pożegnał się z nami. Uścisnąłem jego dłoń i ruszyłem razem z Kibą.



Długo zastanawiałem się, co takiego mógłby świętować Sasuke. W końcu dotarło do mnie, że to Kiba nazwał to ,,świętowaniem’’ i w dodatku bardzo smutnym głosem. Myśląc, że chodziło o rocznicę, rzuciłem niby luźno:



- Rocznia śmierci rodziców.



- Mhm. – potwierdził, uważnie przyglądając się chodnikowi.



- Aż tak źle? – zapytałem, widząc sam nie wiem co w oczach Inuzuki.



- Okropnie. – przyznał. – Tak jest co roku. Nie ma się co przejmować.

Da sobie z tym radę. – powiedział. Jego głos był w tej chwili pełen nadziei, toteż bardzo chciałem mu zawierzyć.



Jak niewiele trzeba, by docenić to, co się ma.



- Hey, nie ma się co martwić – rzucił, wymuszając uśmiech. Znam takie zagrywki. Sam zbyt często udaję, że nic się nie dzieje, bo tak jest łatwiej.



- Kłamiesz. – powiedziałem oschle. Nadal się na mnie spoglądał, jakby lekko rozczulony.



- Może odrobinę. – bąknął, odwracając wzrok.



Kiedy dotarliśmy pod dom dziecka, rzucił jeszcze – wiesz, zaprosiłbym cię do środka na herbatę czy coś, ale jakoś… Nie mam pojęcia jak on zareaguje. Pewnie nadal jest bardzo rozdrażniony.



- Spoko. Przypilnuj go, żeby nie zrobił sobie nic głupiego.



- Od tego jestem – powiedział, tym razem posyłając mi, dla odmiany, szczery uśmiech.



Po chwili zaśmiał się w głos, a ja zawtórowałem mu cichym chichotem. Kiedy już rozbolał mnie brzuch, opanowałem się na tyle, że zdołałem wyjąć zeszyty z torby. Podałem je szatynowi, zapiąłem torbę z powrotem i poprawiłem ją sobie na ramieniu.



- No to, see ya.



- Trzymaj się. Powodzenia.



- Mhm. – rzucił, po czym odwróciłem się i zacząłem odchodzić. Usłyszałem jeszcze głośny trzask drzwi. Przyspieszyłem kroku i niebawem doszedłem do domu.



***



- Już jestem! – krzyknąłem od progu, rzucając torbę na podłogę i zdejmując buty, trąc jedną stopą o drugą.



- Hey hey. – odkrzyknął mi tato. Wbiegłem na górę, do kuchni, gdzie akurat przebywał.



- Trzeźwość ci do twarzy – powiedziałem wesoło, oklapując na kuchenne krzesło.



- Dzięki. Słuchaj, próbowałem zrobić makaron, ale tak jakby…. Wyparował. – mruknął, robiąc dziwny grymas twarzy. – pomyślałem, że zjemy na mieście, co ty na to? Już dawno miałem cię gdzieś zabrać, ale brakło mi czasu.



- A teraz masz już czas…? – zapytałem. Pewnie usłyszał te ciche nutki nadziei w moim głosie, bo od razu się rozpromienił i zgarniając portfel z kluczykami samochodowymi zaczął schodzić na dół. Podążyłem za nim.



- Wziąłem sobie tydzień wolnego, żebyśmy mogli pospędzać trochę czasu razem.

Na jaką kuchnię masz ochotę? Włoską, francuską, chińszczyzna?



- Wiesz co? – odpowiedziałem uradowany spędzeniem czasu z ojcem. – chodźmy do McDonaldu.



- Ou… No dobra. Jedno zatrucie żołądka mam już za sobą, więc nie zrobi mi to większej różnicy. – bąknął, a ja roześmiałem się w głos. Zapomniałem o wszystkich przykrościach tego dnia, problemach szkolnych, kłopotach Sasuke, o smutnej minie Kiby, romansie Shikamaru i całej reszcie szkolnego życia.



Kiedy weszliśmy od razu wepchnąłem się na przód wozu koło kierowcy. Kiedy tylko tato przekręcił kluczyk w stacyjce zacząłem mu szperać w radiu, szukając czegoś miłego dla ucha. Po chwili odnalazłem jakąś lekką piosenkę Jasona Mraz’a.

( http://www.youtube.com/watch?v=EkHTsc9PU2A )



Droga była trochę dłuższa, zajęła parę dobrych minut, bo mieszkaliśmy na obrzeżach miasta, w dosyć spokojnej dzielnicy.

Tato sprawnie zaparkował samochód, a ja poprawiłem sobie włosy w bocznym lusterku, za co sam siebie w duchu skarciłem, wymierzając sobie kopa.



Stanąłem w kolejce, a chwilę później doszedł do mnie tato.



- Co chcesz? – zapytałem. – ja zamówię, a ty znajdź jakiś stolik.



- A ty co bierzesz? Happy meal’a?



- Tato! To dobre dla dzieci. Po co mi takie zabawki?



Na moją naburmuszoną minę odpowiedział tylko szerokim uśmiechem. Położył mi dłoń na głowie, lekko czochrając i przyznał:



- Cały czas zapominam, że nie jesteś już moim małym synkiem. – powiedział. Trochę zmieszany tym wyznaniem, zaraz zmieniłem temat.



- Ja biorę duże frytki, colę i kurczaczki, a ty?



- Hm, weź coś, co najmniej zaszkodzi mi na żołądek… - powiedział, mrużąc oczy. W takich chwilach jak te, nie mogłem się nadziwić podobieństwem między nami. – idę zając nam miejsce.



- Okey.



Zamówiłem dla niego ciastko z jabłkami, frytki i hamburgera, oraz truskawkowego shake’a, bo nie znalazłem niczego, co mu mogłoby NIE zaszkodzić. To McDonald – niech nie oczekuje tutaj zdrowej żywności. Tutaj nawet sałatka ma więcej tłuszczu niż grilowana karkówka.

Kasjerka wpakowała mi całe zamówienie na tacki, a kiedy skończyła, ruszyłem, przebijając się przez spore tłumy. Rozejrzałem się i dostrzegłem ojca opartego o szybę, wybrał nam jedno z nielicznych wolnych miejsc, mały, czteroosobowy stolik, ale przy oknie, z dala od tego całego epicentrum hałasu.

Zająłem miejsce obok niego, stawiając na stoliku tacki. Rozerwałem zębami opakowanie od słomki i wbiłem ją w kubeczek.



- To ma mi nie zaszkodzić, huh? – mruknął, podnosząc wierzch bułki i tykając palcem mięsko, jakby oczekując, że wciąż żyje i się poruszy.



Wzruszyłem ramionami.



- Uwierz mi, nie znajdziesz tutaj nic w wersji ‘light’.



- Humpf. – parsknął. A myślałem, że to ja jestem mistrzem od nieartykułowalnych dźwięków…..



Minęło trochę czasu, a ja wciąż męczyłem się z moimi kurczaczkami. Po chwili usłyszałem znajomy mi głos, więc podniosłem głowę. Zobaczyłem Kibę, który ciągnął swojego przyjaciela, Uchihę, do naszego stolika. Ten widocznie się mu opierał, ale kiedy zauważył moje spojrzenie widocznie się spiął i udawał, jakby sam szedł, a nie był popychany.

Trochę zdziwiony ich zachowaniem, zapomniałem zamknąć ust. Skorciłem się za to i od razu poprawiłem.

Po chwili do nas doszli, a pierwszy odezwał się Kibuś.



- Yo, Naru. Słuchaj, wszystkie stoliki zajęte, możemy z wami siupnąć?



Spojrzałem się na tatę unosząc brwi ze zdziwienia. Pokiwał do szatyna głową i wskazał mu miejsce. Przygryzłem usta, spoglądając na niepewną minę Sasuke. Jemu sytuacja sprawiła chyba tyle samo problemów, co mi. Widocznie opierał się przed wspólnym stolikiem, ale w ostateczności zajął miejsce przy oknie, naprzeciw taty.



- Jestem Kiba – mruknął Inuzuka, podając dłoń mojemu tacie, który ją uścisnął. – a to Sasuke.

Naru, nie mówiłeś, że masz brata. – mruknął spoglądając się na mnie, na co parsknąłem właśnie pitym napojem.



- Yyy… braciszku? – palnąłem do taty, nadal nie mogąc przestać rechotać, co przyjaciele wzięli za typowy objaw mojego szaleństwa i niepełnosprytności umysłowej.



- Jestem jego tatą. – zaczął. – Minato. – powiedział, półgębkiem się uśmiechając.



Zobaczyłem zdziwione spojrzenie Sasuke. Mierzył tate wzrokiem przez dłuższy moment, a kiedy jego wzrok uciekł mu na mnie, od razu spuścił głowę i zajął się jedzeniem.



- Łał – odezwał się Kiba. – Musiałeś strasznie wcześnie stracić pra...wictwo? Można w ogóle tak powiedzieć?



- Chyba – mruknął tato, wzruszając ramionami. – Ale nie rozumiem pytania. Co ma piernik do wiatraka?



- No strasznie młodo wyglądasz… Właściwie to wyglądacie obaj jakbyście byli w równym wieku.,, - zaczął, nadal uważnie przyglądając się mojemu tacie. Czułem się strasznie skrępowany… Ci tutaj sobie gadu-gadu, a ja i Sasuke męczymy się zwykłym siedzeniem!



- Niee, coś ty. Kwestia genów. Naru też zawsze wyglądał na młodszego niż jest.



- Taaa, zaraz pewnie palniesz, że kiblował sześć czy siedem lat i tylko przede mną udaje rówieśnika – zaczął niepewnie Kiba, uważnie mi się przyglądając. – będziesz musiał mi pokazać jakieś świadectwo narodzin czy coś. – mruknął, przygryzając frytkę.



- O niczym innym nie marzę. – odciąłem się, oblizując kubek, po którym ściekała mi cola.



Zaobserwowałem, że Uchiha nagle się zgarbił, po czym wstał i nic nie mówiąc poszedł do toalety.



Tato tylko zdziwionym wzrokiem się na mnie spojrzał, na co od-wzruszyłem mu ramionami.



- Spoko, on tak zawsze. Um, mogę ci mówić po imieniu? – zapytał Kiba.



- Jasne. Tak będzie wygodniej. – odpowiedział nieprzejęty niczym tato. Coraz bardziej mnie zadziwiał. Gdybym tylko mógł spędzać z nim więcej czasu, częściej mógłbym myśleć, że mam najfajniejszego tatę na świecie.



- Super. – powiedział nieskrępowany Kiba, czymś wielce uradowany.



***



Minęło dobre trzydzieści minut. Niebawem wrócił Sasuke, ale nadal nie włączył się do rozmowy. Siedział lekko przymulony i zgarbiony, spoglądając zamglonymi oczyma przez szybę.



- Zaraz wracam. – powiedział w pewnej chwili tato i przeciskając się obok mnie, skierował się do łazienki.



- Hej, wszystko w porządku? – zapytałem się, obserwując bruneta. Niepokoił mnie, szczególnie po rozmowie z Kibą po szkole.



- Mhm.



- Słuchaj, Sasuke, przykro mi…



- Daruj, proszę. – mruknął sucho. – Nie chcę tego słuchać.



- Sorki.



Westchnąłem, lekko rozdrażniony tą obojętnością w jego głosie. Wydawał się znowu taki zimny i nieludzki.

Kiba tylko posłał mi przepraszające spojrzenie i klepnął w ramię bruneta.



- Chcesz już iść, stary? – zapytał. W ciszy przysłuchiwałem się im.



Usłyszałem trzask drzwi od łazienki i zobaczyłem, jak Sasuke spoglądał za mnie. Zdawał się być bardzo rozgoryczony.



- Okey, chodźmy. – powiedział, szybko wstając i zabierając bluzę z oparcia siedzenia.



- Ey, idziecie już? – zapytał mój tato, którego dopiero teraz przyuważyłem. Czy to dlatego Sasuke był taki rozdrażniony? Nie polubił mojego taty?



- Ta – rzucił sucho, co widocznie zakłopotało mojego rodziciela.



- Może was podwieźć? – Zapytał ich.



- Obejdzie się. – mruknął i skierował się razem z Kibą do drzwi. Ten jeszcze tylko posłał mi, ponownie tego dnia, przepraszający grymas twarzy przez ramię i wspólnie z brunetem opuścili salę.



- Coś się stało?



- Tak jakby? – zapytałem, chyba sam siebie. – Właściwie sam nie wiem o co mu chodzi.



- Nie wyglądał zbyt dobrze, może źle się czuł? – widocznie się zmartwił, bo cały czas spoglądał za chłopakami.



- Nie. Dzisiaj jest rocznica śmierci jego rodziców. – mruknąłem, a mój głos, o dziwo, wydał mi się tak samo chłodny jak Uchihy.



- Aha – jedynie to palnął mój tato, zanim wyrzuciliśmy resztki do pojemnika na śmieci i wyszliśmy z McDonalda. – oni są z tego domu dziecka niedaleko nas, prawda? – zapytał, kiedy otwierałem drzwi od samochodu.



- Mhm.



- Nie mam co wypowiadać się o Sasuke, bo prawie się nie odezwał, ale Kiba wydaje się…



- Niczym nieskrępowany? Dokładnie. On w ogóle jest strasznie zakręcony. – bąknąłem, lokując się na pasażerskim miejscu.



- Zauważyłem. – przyznał, unosząc w górę brwi. – wiesz, jeśli chcesz, to może czasami do nas wpaść, nawet z tym całym Sasuke.



- Może.



Nasza rozmowa się urwała. Samochód, pod komendą mojego ojca ruszył z miejsca parkingowego, i niebawem brnęliśmy równą, prostą drogą do naszego domu. Po drodze dojrzałem przez szybę idących chłopaków. Kiba machnął mi ręką, a Sasuke tylko spiorunował mnie wzrokiem. Nadal nie miałem pojęcia, o co mu może chodzić. Może faktycznie źle się czuł, może to ten jego dzisiejszy, rocznicowy nastrój, a może to, co w sumie nie brzmiało tak głupio, wydawał się być zazdrosny o mojego tatę.

Przeniosłem wzrok z tapicerki na twarz Minato. Bardzo chciałem spędzić wesoły dzień, tylko z ojcem, a kiedy już coś w tym kierunku zostało zrobione – Sasuke musiał załamać mnie tym okropnym poczuciem bezcelowości życia.



Chwilę później zaczął padać deszcz. Z jednej strony poczułem się fajnie, bo strasznie lubię deszcz, burzę, grzmoty, pioruny i co tam jeszcze. A z drugiej strony jeszcze bardziej martwiłem się o chłopaków, że zmokną i zachorują.



Próbowałem się odciąć od smutków dzisiejszego dnia – jak widać niezbyt mi to wychodziło. Postanowiłem po prostu wpaść później do domu dziecka po swoje zeszyty, przy okazji mógłbym sprawdzić co z Sasuke.

4 komentarze:

  1. Ekhem, mam dwie opcje co do wyjścia Sasuke do toalety; zrobiło mu się przykro, musiał sobie ulżyć bo Naru przecież tak seksownie wygląda liżąc kubek hahaha xD

    Rozdział świetny i podobał mi się ^^ opowiadanie nigdy się nie nudzi i zawsze czytam każdy rozdział z zacieszem na ryju. Ekhem, znaczy się twarzy ^^

    Pozdrawiammm :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu, ale mi się wydaje, że Sasuke wcale nie poszedł do toalety bo po prostu chciało mu się siku xD ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholernie szkoda mi Sasuke... Ja też czasami zazdroszczę znajomym tego że ich rodzice żyją... Świetny odcinek ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh ah eh. Jest świetnie. Idem czytać dalej!
    ~Keiko

    OdpowiedzUsuń