sobota, 20 października 2012

Rozdział trzeci


Rozdział trzeci

This is a song for the lonely, can you hear me tonight?
 For the broken hearted, battle scarred
 I'll be by your side
 And this is a song for the lonely
 When your dreams won't come true
 Can you hear this prayer
 Because someone's there for you


Siedziałem już drugą godzinę w sali od polskiego, wysłuchując pierniczenia jakiegoś debila, ledwo co utrzymując głowę w pionie. Dopadł mnie dziś jakiś dół. Dosłownie. Nie wiem co mam z sobą począć – szwendam się jak smród po gaciach i nie mogę się na niczym skupić.
Jestem zadowolony, że Shikamaru siedzi obok mnie…. Tak często padam na tą ławkę, że gdyby nie szturchał mnie co moment łokciem pod żebra, chrapałbym na cały głos.
Dziś czeka mnie kolejny trening z Anko. W dodatku Shikamaru nie daje mi spokoju, i cały czas wypytuje mnie jakiego rodzaju treningi odbywam.
Cały czas zbywam go jakimiś nieścisłymi tekstami. Niby jest moim przyjacielem, równie dobrym jak Sakura czy Ino, ale jakoś i tak nie chcę mu mówić. To chłopak, więc raczej tego nie zrozumie.
Wiecie jak to jest, gdy siedzi się w ławce już którąś godzinę danego dnia, totalnie nie wiedząc w co włożyć ręce i robią wszystko, byleby tylko nie słuchać bełkotu nauczyciela? Właśnie tak teraz się czułem. Co chwila śledziłem wskazówki zegara, chmury za oknem, wskazówki zegara, Choujiego zajadającego się po kryjomu chipsami, wskazówki zegara, Sakure i Ino, które nic nie robiąc sobie z lekcji malowały się i nakładały na siebie jakieś tapety, wskazówki zegara, Sasuke i Kibe, którzy zaciekle o czymś gadali, wskazówki zegara i…wskazówki zegara.

Boże, nie wytrzymam tutaj dłużej! W dodatku długopis wylał mi na palce i byłem cały czarny od atramentu.

- Um, sensei, mogę wyjść do toalety? – zapytałem, unosząc zaplamioną dłoń w górę.

- Tylko się pośpiesz, bo będziesz musiał przepisywać notatkę w domu.

- Okey. – mruknąłem i już mnie nie było.

Wszedłem do męskiej ubikacji. Nie uwierzycie…. Bywałem już w męskich toaletach, co jest zwyczajne dosyć, ale w tej…nie śmierdziało.
Dzięki niebiosom za takie sprzątaczki!
Umyłem dokładnie dłonie i wyczyściłem długopis, po czym otworzyłem okno i usiadłem na parapecie. Okno to wychodziło na szkolne podwórze, w tej chwili opustoszałe, ale dzięki takiej lokacji mogłem się chwile pogrzać w słońcu. Przygryzłem długopis w ustach.

Rozejrzałem się w toalecie, próbując czymś zająć myśli.

Była raczej sporych rozmiarów, sześć kabin, wszystko utrzymane w zielonej kolorystyce z dodatkami brązów. Wszystko wyglądało jak świeżo po remoncie, ale trudno się dziwić – cała ta szkoła wyglądała jakby nie z tej ziemi.

- Co ty – usłyszałem kobiecy głos i wzdrygnąłem się. – już, za mną! – krzyknęła do mnie sprzątaczka.

- Ale co się…. – zacząłem, ale ona mi przerwała.

- Będziesz się tłumaczyć przed dyrektorem. Już! – zawołała i cofnęła się, by przepuścić mnie w wyjściu.

Mam iść do dyrektora za siedzenie w toalecie? Może to dlatego tam nie śmierdzi – nikt nie ma tam wstępu?
Próbowałem się uspokoić, ale ta baba strasznie mnie wkurwiła.
Szliśmy dłuższy czas, a ja zastanawiałem się co niby takiego zrobiłem.
Po chwili znaleźliśmy się przed drewnianymi, brązowymi drzwiami od gabinetu dyrektora.
Sprzątaczka zapukała, otworzyła drzwi i znów przepuściła mnie przodem.

- Co się stało? – zapytał brunet, odkładając słuchawkę telefonu powrotem na aparat.

- Ten dzieciak palił w męskiej toalecie, panie dyrektorze. – zakomenderowała, a ja nie potrafiłem zamknąć ust z podziwu jej…głupoty.

- To prawda? – zaatakował mnie od razu.

- Nie! Po prostu siedziałem na parapecie, a ta…kobieta… po prostu na mnie naskoczyła! – wydarłem się. Powinienem zachować spokój, ale…raz się żyje. Mogę się trochę powydzierać, nie? – Jak w ogóle pani śmie? – zapytałem, na co ta zrobiła wielkie oczy.

- Ty…! – zaczęła, na co tylko prychnąłem. – kłamliwy smarkaczu, ja ….

- Dosyć! – przerwał nam dyrektor – w taki sposób nie dojdziemy do porozumienia. Jak się nazywasz chłopcze?

- Uzumaki, Naruto Uzumaki. – przyznałem bez bicia.

Brunet pokiwał tylko głową, szperając po dziennikach.
Otworzył jeden, zjechał palcem na sam dół, podniósł słuchawkę i wybrał jakiś numer.
A już myślałem, że obejdzie się bez ojca…

- No – powiedział uśmiechnięty. Miałem ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek papierem ściernym. Właściwie…. Zacząłem po cichu przeszukiwać kieszenie, może dziwnym trafem mam tam papier ścierny.  – gotowe.

- O co w ogóle to zamieszanie? Nie palę, więc o co chodzi?

- Wyjaśnimy to gdy tylko twój tato przyjedzie.

- Se poczekasz…

- Proszę?

- Nic nic – odparłem, ciesząc się, że mnie nie dosłyszał.


***


Przyjechał… nawet nie musiałem długo czekać. Od wejścia zaczął się dopytywać co się stało, a później sprawił mi opierdol nie przejmując się obecnością dyrektora i sprzątaczki.

- Starczy tato! – wrzasnąłem. – ja NIE PALĘ – znowu się wydarłem, aż zapiekło mnie gardło. Teraz to mnie już chyba cała szkoła słyszała. – jak możesz tak myśleć? Nigdy Cie nie okłamywałem! A nawet jeśli bym palił, to mój wybór!

- Dosyć tego. Pan wybaczy, ale proszę zwolnić go z dzisiejszych zajęć. Idziemy do samochodu – rozkazał, a ja jakoś straciłem swój upór by dalej się sprzeciwiać.
Wstałem i powlokłem się za nim do samochodu, na odchodne rzucając jeszcze ,,Do widzenia’’.
Nie ma to jak zrobić wrażenie na dyrektorze w pierwszym tygodniu szkoły.
Może jak umyje mu samochód, to zapomni o całej sprawie? Albo wyszoruje mu okna w chacie, lub wyprowadzę mu psa…
Wyszliśmy na parking. Próbując jakoś pozwlekać, wolnym, tip-topowym krokiem udałem się do czarnej Hondy Civic … o którą zresztą tato bardziej się troszczył niż o mnie.

Niebawem byliśmy w domu, więc nie miałem chwili na przemyślenie jak mam się bronić. Gdy mój tato zaczynał się ze mną kłócić, to nie prędko stygł.
Westchnąłem. Jednym szlabanem to się nie skończy. Swoją drogą, po co daje mi szlaban, skoro nigdy go nie ma, więc nie ma jak mnie pilnować?
Weszliśmy do domu. Cały czas milczał, co mnie zdeka zdziwiło, ale nie powiem, że nie byłem wdzięczny.
Taki cichy stan jednak nie trwał długo i już po chwili usłyszałem pierwsze krzyki.

- Dlaczego mi to robisz? Co zrobiłem źle, że taki jesteś?

- taki? TAKI to znaczy jaki? – odpowiedziałem atakiem na jego natarcie.

- Nieposłuszny, niegrzeczny, nieodpowiedzialny…

W tym momencie zaśmiałem mu się prosto w twarz. Raczej zabrzmiało to trochę histerycznie, ale nie potrafiłem się opanować. Śmiałem się, powstrzymując przed tarzaniem po ziemi.

- Dobre ! A kto Ci sprząta dom, gotuje, ma średnią 5.0, płaci podatki, robi zakupy, pierze…?

Trochę Ci się pomyliło! To Ciebie nigdy nie ma! I nie pieprz mi tutaj o jakiejś odpowiedzialności, bo nie znajdziesz drugiego debila tak zarobionego jak ja!

Miałem nadzieję, że jakoś uda mi się opanować, ale nici z tego wyszło. Widziałem szok na jego twarzy, więc odruchowo uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
Pewnie nie podobał mu się mój szyderczy wyraz twarzy.


- Marsz do pokoju – krzyknął. – szlaban na komputer, wyjścia, wieżę, telewizje i komórkę!

- A w dupie! – powiedziałem, i trzasnąłem nowiutką komórką o ladę. Po chwili żałowałem, mając nadzieję, że się nie zarysowała.

Tak jak mi kazał, poszedłem do siebie do pokoju.

Cholera, przez to wszystko umknie mi trening na lodzie, a nawet nie mam komórki, by uprzedzić Anko, że jednak nie dam rady przyjść. Będzie strasznie wkurzona.
Niby leżałem na tym łóżku totalnie pogrążony w melancholijnym nastroju.
Byłem szczęśliwy tylko z jednego powodu – zapomniał o mojej MP4, więc nie rozłączy mnie z moją muzyką.
Ruszony jakimś chorym instynktem, postanowiłem jednak olać ojca, i pokazać mu, jak mało dla mnie znaczy. Chore, nie?
Wstałem, podszedłem do okna i je otworzyłem. Zarzuciłem na siebie jeszcze bluzę, japonki, bo tylko takie obuwie miałem w pokoju, i przerzuciłem jedną nogę za framugę okna. Po chwili za pierwszą podążyła druga. Przeszedłem kawałek po dachu, dochodząc do drewnianej siatkopodobnej ścianki, po której zszedłem na glebę.

Puściłem się biegiem do metra.


***


Dotarłem do szkoły, ledwo przed czasem.

Anko zmierzyła mnie tylko zimnym wzrokiem i pokręciła głową.

- Nieładnie, nieładnie.

- Sorki, Anko, problemy z tatą – mruknąłem niechętnie. Już dawno dowiedziała się, a właściwie to wybadała moje problemy z ojcem.

- Okey, okey, nic się takiego nie stało. Przebieraj się i…- zaczęła, po czym parsknęła śmiechem. – co ty w tym robisz?

Spojrzałem w kierunku w którym wskazywał jej palec i sam także zacząłem się śmiać.
Nie ma to jak paradować podczas jesieni w pomarańczowych japonkach przez całe miasto.

- Um, odnośnie tych problemów z tatą….

- Czaje bazę – zaśmiała się. – może faktycznie idź już ubrać łyżwy.

- Hai hai.

Po minucie już śmigałem po lodzie, próbując skomplikowanych tricków, ale jakoś nie miałem dzisiaj natchnienia do jazdy po wszystkich przykrościach tego dnia.


- E, Naru, widzę, żeś nie w sosie. Darujmy sobie dzisiaj ten wycisk, jeszcze trochę pożyjesz, więc nie ma się co śpieszyć z katuszami.

- E, okey, jak tam sobie chcesz. Ale mi się do chaty nie śpieszy, więc i tak sobie trochę tutaj pojeżdżę, okey?

- No dobra. To ja się zbieram. Papatki – pomachała mi, zgarnęła swoją torbę z trybun i wyszła, bawiąc się swoją komórką.


***


Trochę jednak tam czasu spędziłem. Siedziałem sobie na bandzie, wymachując ociężałymi nogami, kiedy na lodowisko wpadła Anko. Była obrócona plecami, trzymała jakiegoś chłopaka za dłoń i ciągnęła na lód. Nie zauważyli mnie, dobrze.

- No choooodź Shika, nie daj się prosić.

Shika

OMG, co to ma być? Dopiero teraz rozpoznałem swojego przyjaciela, obściskiwanego przez moją nauczycielkę. Chwile to trwało, ale gdy się trochę ogarnąłem i szok ustał, zacząłem się śmiać na cały głos.

- Kto tu… Boże, Naruto, miałeś już iść…..

- No sry An, ale warto było czekać – palnąłem, patrząc na głupią minę bruneta.

- Jeez, jakiś ty upierdliwy – powiedział, a jego policzki pokrył piękny szkarłat.

- Aaah – rzuciłem tylko, ścierając łzę kciukiem.

- A ty co tutaj robisz? – zaatakował widząc moje łyżwy.

- Jeżdżę, a co?

Zmrużył oczy. Teraz zacznie znowu coś odwalać, byleby tylko złapać na mnie haka.

- Jeździ figurowo – mruknęła, na co zmierzyłem ją morderczym wzrokiem. – no co? Teraz jesteście kwita. Ty nie palniesz nikomu o nas, a my o Tobie – powiedziała, szyderczo się uśmiechając.

- Nie fair, miało być tak pięknie – udawałem naburmuszonego, więc po chwili znowu tarzaliśmy się ze śmiechu.

Trzeba było przyznać, że lubiłem obu cholernie mocno, i nie przeszkadzało mi to, że są razem. Shikamaru zawsze był dojrzalszy od tych wszystkich klasowych debili, ze mną włącznie, a Anko zawsze była zbyt dziecinna. Nie jest źle.



Znowu jeździłem, i to konkretny czas. Zbliżała się ósma wieczór, więc powoli się zbieraliśmy. Przebrałem łyżwy i od progu usłyszałem rechot Shikamaru, gdy dojrzał moje wyrafinowane obuwie.

- No co – palnąłem – tak jest wygodniej.

- Haha, dobre – zaczął, ale udałem foszka i odwróciłem się do tych rechoczących przygłupów plecami, co tylko wzmocniło ich śmiech.

- Spadam, jesteście zbyt okrutni.

- Nom, narka narka. Jutro w budzie Cię pomęczę – zaśmiał się, ale wyszedłem zbyt szybko by zdążył mnie mocniej obrazić.


***


Dotarłem do domu…

4 komentarze:

  1. Jejjj!!!!!!! Powiem tylko, że piszesz super!!! Bardzo mi się podoba całe opowiadanie. Jak dka mnie, mistrzostwo świata.:-) pozdrqwiamZuza

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, ale gdzie SasuNaru? To już 3 roz. i dalej nic...zawiodłam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu ludzie co wy sobie myślicie? XD że jak podali sobie ręce to Sasu nie puści dłoni Naru i zaciągnie go w krzaki? WTF XD

    Znowu mi się podobało. Nietypowe połączeni; Shika i An. Ja tam wole jak wszyscy są homoseksualistami ^^ Ale tak też jest git :D

    Ech Naru w japonkach ^^ I na dodatek w jesień xd Co za widok.

    Pozdrawiam x.X

    OdpowiedzUsuń
  4. Bomba! Wizja uciekającego przez okno Naruciaka w japonkach - bezcenna :D

    OdpowiedzUsuń