środa, 9 stycznia 2013

Rozdział drugi


Rozdział 02

Rozdział drugi

- Czy to miejsce jest wolne? – pytanie to padło z ust jakiegoś niskiego blondyna o raczej drobnej posturze. Pierwsze co spostrzegł, to strasznie postrzępiona grzywka, która sięgała prostych, ciemnych brwi. Jego ciemne, czekoladowe oczy patrzyły na Matthew spod długich, czarnych rzęs, oczekując na odpowiedź.
- Jasne – rzucił, wzruszając ramionami.- Jestem Elliot – przedstawił się, pociągając przez słomkę shake’a.
- Matt – odburknął, odwracając głowę w stronę boiska. Tak jak obiecał Jesse’emu, we wtorek zjawił się na trybunach, by kibicować jego drużynie. Mecz nie był jakimś szczególnie ważnym w tym sezonie, jednak skoro już został zaproszony, to nie wypadało tego lekceważyć.
- Jesteś tu nowy? – usłyszał tuż przy uchu. Zerknął przelotem na chłopaka.
- Ta.- Więc lepiej dla ciebie, jeśli nie będziesz ze mną gadać – stwierdził ponuro, chwytając wargami rurkę i pociągając solidny łyk napoju.Matt uniósł brew, baczniej przyglądając się chłopakowi. Kiedy nie uzyskał wyjaśnienia, zapytał:
- Czemu tak twierdzisz? – próbował brzmieć luźno, jednak był bardzo ciekawy.
- Oh, daj spokój. To liceum. Ja już i tak dostaje po dupie.Obaj byli niscy, chudzi i mieli wszelkie predyspozycje, by być gnębionymi, szczególnie przez sportowców.
- Brzmisz jakby to ci odpowiadało – stwierdził Matt kwaśno, stukając palcami o ławkę.
- Kwestia przyzwyczajenia. Oczywiście możesz mieć nadzieje, że wszystko będzie cacy i zostaniesz maskotką drużyny, ale raczej na to nie licz. Musiałbyś chyba przespać się z całą drużyną, żeby dali ci spokój.Matt był pewny, że gdyby to on pił tego shake’a, opryskałby nim trzy kondygnacje ławek pod nim.W tym momencie, na salę wbiegła drużyna ich liceum. Matt przyglądał się im z zaangażowaniem, łapiąc się na tym, że ocenia ich głównie pod względem fizyczności. Miał nadzieję, że nie zalał go rumieniec, jednak nie zaprzestał czynności, dopóki ostatnim zawodnikiem nie okazał się być jego towarzysz z niezapamiętanej nocy. Teraz był pewien, że tonął w rumieńcu. Policzki zapiekły go jak nigdy, gdy zdał sobie sprawę, że w stroju drużyny wyglądał prawie tak samo seksownie, jak w całkowitym negliżu.Patrząc obiektywnie musiał stwierdzić, że on i Jesse byli najprawdopodobniej najprzystojniejszymi chłopakami w tym liceum. Nie ulegało wątpliwości, że przy takim towarzystwie nie da rady zapomnieć o wydarzeniach nocy, której przecież nie pamiętał.
Słowa Elliota - Musiałbyś chyba przespać się z całą drużyną, żeby dali ci spokój. – nabrały w tym momencie zupełnie nowego znaczenia. Problem polegał jedynie w tym, że Matt sam nie miał pojęcia, czy to powód do radości, czy wręcz przeciwnie.Zgarbił się lekko, chowając się za jakąś starszą dziewczyną, byleby tylko uniknąć wzroku… no właśnie. Eks-kochanka?Jego blond włosy w słońcu wydawały się być niemalże złote. Krótka grzywka była podniesiona czymś do góry, a spod półprzymkniętych powiek łupało groźne spojrzenie niebieskich oczu.
- Wyglądasz jakbyś już miał zamiar przespać się z tą drużyną… – parsknął Elliot, lecz po chwili jego mina zrzedła. – N..nie gadaj… – wyjąkał, wpatrując się w szatyna.Matthew spoglądał na niego przez moment szeroko otwartymi oczyma, lecz po chwili wzruszył ramionami, nadymając policzki.
- Wiesz, byłem młody, głupi… – zaczął, czując się dużo lepiej, kiedy ktoś poznał jego sekret.
- Kiedy!? – prawie wrzasnął, łapiąc go za ramiona.
- Jakoś…pół tygodnia temu… – bąknął, odwracając wzrok.Elliot wpatrywał się w chłopaka z otwartymi ustami, dopóki nie zaniósł się głośnym śmiechem.
- No no, szybko dostosowujesz się do otoczenia… – rzucił, pociągając napój przez słomkę.- Przestań. Mógłbyś mnie chociaż zwyzywać, może wtedy poczułbym się lepiej.
- Eee tam – mruknął blondyn, wzruszając ramionami.
– Więc też jesteś homo? – rzucił, niby od niechcenia, sprawiając że Matt zakrztusił się własną śliną.Postukał się chwilę w klatkę piersiową, kiwając od niechcenia głową.
- Też? – zapytał, taksując blondyna wzrokiem.
- Nie bądź hipokrytą. Tobie można, a mnie nie? – zapytał, udając oburzonego.
- Skoro zwierzasz się z tego każdemu, nie dziwota, że cię gnębią… – zaczął Matt, chwytając od niego kubek i pociągając płyn przez słomkę. To był jeden z najlepszych shake’ów jakie miał przyjemność pić. Słodki, truskawkowy posmak był dokładnie tym, czego było mu potrzeba.
- Naplułem tam… – sarknął Elliot, mordując chłopaka spojrzeniem.
- To dobrze, nie jest taki gęsty… – odburknął, uśmiechając się promiennie.
- Więc, jakie są twoje preferencje? – pytanie było tak niespodziewane, że Matt zdołał jednak opryskać ludzi trzy kondygnacje w dół od niego. Rzucił parę razy przepraszam, dopóki ludzie nie przestali patrzeć na niego co najmniej jak na mordercę.
- Faktycznie głupie pytanie. Jesteś tej samej postury co ja, masz dłuższe włosy, a skoro zrobiłeś to z kimś z drużyny, nie mam wątpliwości kto grał jaką rolę – powiedział, wpatrując się w plecy siatkarzy.
– Jak było? – dodał po chwili.
- Um… Właściwie to nie pamiętam – rzekł spokojnie, wpatrując się w sufit. Przygryzł dolną wargę, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Gdybym tyle nie wypił, to by do tego nie doszło.
- Całe szczęście, że jednak wypiłeś! – zagrzmiał, ponownie śmiejąc się głośno. – Z kim?
- Ten z numerem 4. Nie znam imienia – powiedział, lecz po chwili, kiedy tylko dostrzegł minę towarzysza, pożałował.
- No, chłopie. Mógłbym go posądzać o wszystko, tylko nie o to, że zainteresuje się kimś takim jak ty… – stwierdził kwaśno.
- Proszę? – zapytał urażony Matt, unosząc w zdziwieniu brwi.- No, w sensie… chłopaka! Matt wykrzywił usta, wpatrując się w opaskę kapitana tuż nad lewym łokciem blondyna.
- Jak ma na imię? – zapytał po chwili, wypuszczając długo wstrzymywane powietrze.
- Alex.
Alex…Brzmiało…ślicznie. Czy naprawdę nie mógł mieć żadnych nadziei, że ktoś taki jak on zainteresowałby się nim?
- Więc, komentował jakoś ostatnie wydarzenia? – zapytał, wykrzywiając usta.
- Nie. W ogóle się do mnie nie odezwał.
- Aż tak źle ci poszło? – żachnął się.
- Nie, idioto. Może po prostu nie pamięta? – zapytał z wyczuwalną w głosie nutką nadziei.- Hm. Albo pamięta, ale liczy, że ty nie pamiętasz.
- Obudziłem się pierwszy i zdołałem mu uciec. Może w ogóle nie wie, że był tam z kimś.
- Może.
- Myślisz, że mam u niego szansę? – zadał po chwili pytanie. Jego głos był cichy, jak gdyby chciał zostawić sobie otwartą furtkę, by wycofać się z zadanego pytania.
- Uwierz mi, siatkarze to podłe samce. Nie warto zawracać sobie nimi głowy.
- Brzmisz jakbyś na mnie leciał… – mruknął i wciągnął gwałtownie powietrze, gdy łokieć blondyna wbił mu się między żebra.
- Za co? – syknął, mrużąc oczy.
- Profilaktycznie. Wiesz – kontynuował – uważam po prostu, że dwoje…nie wiem jak to nazwać….dwoje tych delikatniejszych chomików raczej by się nie zgrało… – mruknął, na co Matt pokiwał głową. – Po prostu miło jest czasami pogadać z kimś, kto jest w podobnej sytuacji. Szczerze, to pierwszy coming out jaki zrobiłem, więc wiesz tylko ty.
- Eee…Czuję się zaszczycony – sarknął, przymykając powieki. – I…też się cieszę.
- Więc, oczekuję, że kiedy następnym razem będziesz na imprezie z nietrzeźwymi ciasteczkami, podzielisz się zdobyczą.
- Trójkąty mnie nie kręcą. . . – zaczął, ale Elliot wpadł mu w słowo.
- Spoko, damy radę bez ciebie – rzucił, po czym ponownie wybuchnął głośnym rechotem. Matthew skomentował to tylko pobłażliwym uśmiechem, powstrzymując się przed wsadzeniem mu kubka tam gdzie światło nie dochodzi…
Po raz kolejny od czasu przeprowadzki był zadowolony. Elliot od samego początku przypadł mu do gustu. Był zwariowany, to prawda, ale potrafił wywołać czasem niepohamowane napady śmiechu. Przy tym wszystkim zawsze pozostawał tak naturalny, jak nikt, kogo kiedykolwiek poznał. Był otwarty, szczery i zupełnie banalny. Może to w tym tkwił jego niesamowity urok?

***

W momencie, w którym z głośnym trzaskiem zamknął szafkę, zobaczył opartego obok Elliot’a, trzymającego leniwie dłonie w kieszeniach.
- Co jest? – zapytał, unosząc lewą brew.
- Nic – mruknął, wzruszając ramionami.
– Kradnę cię na kolejnego shake’a – dodał po chwili, odwracając się i nie czekając aż Matt ruszy za nim, postawił pierwszy krok.
- Jak nie ograniczysz słodkich napoi to będziesz gruby… – zaczął Matt, kiedy tylko go dogonił.
- Spoko. Zacznę uprawiać seks to wszystko spalę – odparł spokojnie, podwijając rękawy kremowej koszuli do łokci.Matthew zacisnął powieki, nie będąc do końca pewnym, co powinien odpowiedzieć. To był chyba najbardziej zboczony chłopak z jakim w życiu rozmawiał. Chociaż, sądząc po tym, jakie myśli chodziły większości licealistów po głowach, Elliot był po prostu otwarty i mówił szczerze, zamiast grać cnotliwego.
- Więc, wydajesz się jakbyś miał jakiś plan – zaczął, potrącając butem kamyczek.
- Tak. Upiję cię shake’ami do nieprzytomności a potem zaciągnę cię do szkolnej szafki Alex’a z napisem ,, zgwałcić przed upływem doby’’.Szturchnął go w ramię udając obrażonego, jednak na jego ustach wykwitł delikatny uśmiech.
- Więc, cóż zamierzasz począć ze słodkim blond-cherubinem? – zapytał Elliot, potrącając butem kamyk.
- Nie wiem. Czy to, że wziął mnie po pijaku oznacza, że jest gejem? – rzucił naburmuszony, wbijając spojrzenie we własne buty.
- Nie wiem. Wiesz, może po prostu jest uczynny i kiedy go poprosiłeś, to nie umiał odmówić – zaproponował, uśmiechając się pod nosem.
– Powinieneś go upić jeszcze raz.
- Żeby znów nie móc chodzić? Dzięki za taką troskę – odfuknął, marszcząc nos.
- Jak sobie chcesz. Więc, czy mogę ja go upić?
- Elliot! – krzyknął histerycznym głosem, wpatrując się w chichoczącego chłopaka.- Dobra dobra. Spróbować zawsze warto. Poza tym, uważam, że Jessi jest od niego bardziej seksowny. Musisz mi pomóc. Nawrócimy go na geja – rzucił na jednym tchu,  jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem, a jego oczy zapłonęły.
– Chciałbym z nim chociaż pogadać… – sapnął, nagle zasmucając się.
- A to akurat da się załatwić – powiedział, zanim zdążył ugryźć się w język. – Gadałem z nim, mieszka niedaleko mnie. Właściwie, gdyby był gejem, to pomyślałbym, że mnie rwie. Elliot spojrzał się na niego maślanym wzrokiem.Matt mierzył się z tym spojrzeniem dłuższą chwilę, jednak uległ niemej perswazji.
- Masz tak zgejone spojrzenie, że chyba jednak ulegnę – stwierdził kwaśno, przygryzając dolną wargę. – Dobra, niech będzie. Ale nic na siłę, zero macania, gwałcenia i tego typu rzeczy. Elliot zrobił kwaśną minę, roztrzepał swoje słomiane włosy i rzekł:
- Nie umiesz się bawić. Ale spoko, wszystkiego cię nauczę, mój młody pedałwanie.
- Tak, mistrzu jebaj – sarknął Matt, wstając od stolika i zabierając torbę. – Chodź, idziemy spalić te wszystkie kalorie.
- I kto tu jest zgejony? – zapytał blondyn, uśmiechając się podle.
- Zamknij się – syknął, pchając go biodrem, gdy Elliot do niego podszedł.
- No już, już.

***

- Powinniśmy uciekać – syknął blondyn, chwytając Matt’a za ramię. Jednak było już za późno. Zostali zauważani przez drużynę football’u.
- No no, Elliot, unikasz nas? – zapytał jeden z nich. Był tak pulchny, że miał fałdy nawet na czole. Jego kark wyglądał jak paczka bułek do hot-dog’ów.
- N-nie – wydukał, wzmacniając uścisk na ramieniu Matthew.
- Spokojnie – szepnął szatyn, wpatrując się z uwagą w nadchodzących zawodników.Znał takich ludzi. Uważali, że skoro mają na sobie kurtki drużyny, mogą wszystko. Zakompleksione debile, mocne tylko w grupie.Stali naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. W końcu, jakiś dryblas o czarnych włosach zrobił pierwszy ruch i popchnął Elliot’a. Blondyn poleciał do tyłu, zwalając się na ziemię jak kłoda.
- Odpieprzcie się – syknął, zaciskając dłonie w piąstki i odgradzając ich od przyjaciela.
- No no, kolejny chłoptaś chce się zabawić – warknął jakiś czarnoskóry, uderzając go wierzchem dłoni w twarz. Uderzenie nie było silne – miało go tylko ośmieszyć, pokazać mu, jaki jest mały.Matthew zacisnął mocno szczęki, przełykając głośno ślinę. Elliot zaczął powoli wycofywać się, nie tracąc nawet czasu na wstanie z ziemi.Wszystko stało się bardzo szybko. Jeden z zawodników próbował go uderzyć, a ten machinalnie podniósł nogę i kopnął go w krocze.
- Kurw… – jęknął brunet, opadając na kolana i siniejąc na twarzy.
- Łał – wyrzucił z siebie powietrze Matt. Kiedy tylko wzrok zawodników wrócił na niego, chłopakowi stanęła w gardle jakaś gula.- Następnym razem wara albo znowu zrobię Ci krzywdę – rzucił, by zachować twarz i puścił się biegiem za Elliot’em. Kiedy obrócił w biegu głowę, część goryli była już za nim, pędząc jak szaleni. W następnej sekundzie ktoś go popchnął, a ostatnim co pamiętał był lecący w jego kierunku mur.
***
- G-gdzie ja jestem? – wyjąkał, otwierając oczy tylko po to, by szybko je przymrużyć. – Zgaście to cholerne słońce – marudził, a ból głowy się nasilił. Był to jakiś pozytyw – przynajmniej czuł że wciąż ma głowę, skoro go bolała.
- Jesteś w szpitalu. Zrobiliśmy ci już drobne testy, obyło się bez szycia i większych uszkodzeń. Albo masz super twardą czaszkę, albo jesteś okropnym szczęściarzem – odpowiedziała blondynka nachylająca się nad jakąś maszyną.
- Pamiętam…mur – rzucił inteligentnie, po czym syknął z bólu. Głowa pulsowała mu jak nigdy przedtem. – Będę mieć paskudnego guza – jęknął, powoli przyzwyczajając się do światła. Rozejrzał się po sali. Koło jego łóżka dostrzegł jakiegoś blondyna i dopiero po chwili zorientował się, że siedzi przy nim szeroko uśmiechnięty Alex.

1 komentarz:

  1. Hahaha xD ,, Pamiętam…mur – rzucił inteligentnie" Rozwaliło mnie to zdanie C:

    OdpowiedzUsuń