środa, 9 stycznia 2013

Rozdział ósmy



Rozdział ósmy


Czułem się fatalnie.
Byłem na granicy snu.
W dodatku ten palący dotyk nad moimi biodrami.
I łaskotanie w kark przez ciepłe powietrze.
Wzdrygnąłem się lekko, czując jak wraca do mnie całe zmęczenie i ból. Ciężko mi się oddychało.
W jednym momencie umierałem z zimna, jakie mną trzęsło i wariowałem od gorąca, które okropnie paliło. To tak, jakbym wzbijał się w powietrze, jednocześnie się topiąc, albo próbował dotknąć czubka nosa językiem, kiedy coś jem.
To takie….przyjemne. Czuć własne granice, jednocześnie wiedząc, że nic nie jest niemożliwe. Bo tak właśnie czułem się w tym momencie, okropnie schorowany, prawie bez życia, jednocześnie w duchu aż nim tętniąc.
Dopiero kiedy gorąco doszło bokami na wysokość klatki piersiowej, dotarło do mnie, że to czyjeś ciepłe dłonie tak przyjemnie mnie paliły i rozluźniały.
Nie panując nad sobą cicho jęknąłem, zanim zacząłem rozmyślać, w czyich ramionach się znalazłem. Pierwsze co przyszło mi na myśl toto, że tato się mną opiekuje.
Wszystko mnie strasznie kołowało. Zapach marcepanów, te dłonie niosące ukojenie i ciepły oddech na karku, który tak przyjemnie łaskotał.
Zapach marcepanu….
Dopiero teraz do mnie doszło, że nadal znajduję się w domu dziecka. Spiąłem się, ale posiadacz tych wspaniałych dłoni chyba tego nie zauważył. Uchyliłem jedno oko, spoglądając przez okno. Było już całkiem ciemno.
- Sasuke? – zapytałem, nadal lekko śpiącym głosem. Nie odpowiedział mi.
No tak, równy oddech i rytmiczne opadanie klatki piersiowej pod moją głową przekonało mnie, że ten palant zasnął.
Nie zdawałem sobie sprawy, która jest godzina ani, ku mojej zgrozie, dlaczego ot tak sobie śpię w jego ramionach.
Jego równy oddech mnie zmęczył, usypiające opadanie klatki wcale nie pomagało. Poprawiłem swoją głowę na jego klatce, przymknąłem oczy i wróciłem w krainy morfeusza.
***
Ponownie tej samej nocy się przebudziłem. Było mi tak dobrze. Ciepło, przytulnie. I słyszałem równo bijące serce tego drania za mną,który chyba aktualnie już nie spał.
- Lepiej mu? – usłyszałem głos Kiby
- Mhm. Ale nie po to przyszedłeś, prawda?
- Nooo, tak jakby. – mruknął niechętnie.
- To co się stało? – usłyszałem cichy głos, tuż przy swoim uchu. Jego oddech łaskotał mnie do szaleństwa.
- Gai i Kakashi skoczyli na piwko. Ale Gai podkusił Kakashi’ego i założyli się kto więcej wypije. Kiedy już Kakashi wygrał, Gai oskarżył go w pijackim bełkocie o oszustwo i podbił mu oko…. Ot i cała historia. Strasznie się na dole kłócili, ale poprosiłem żeby się uciszyli, bo mamy chorego gościa.
- Dzięki. – odpowiedział mu chłopak siedzący za mną, aktualnie trzymając policzek na moim ramieniu.
- Może jednak i ty się trochę prześpisz?
- Nie. Jeszcze się trzęsie. – mruknął, przykładając mi ciepłą dłoń do czoła.
- S..Sasuke – wyjęczałem, targany dreszczami. – proszę, nie przejmuj się mną.
- Mówiłem, żebyś spał młocie. – mruknął, ponownie kładącdłonie na mojej talii.
- Sorki. Mógłbym dostać jeszcze wody?
- Zaraz przyniosę. – powiedział Kiba i zerwał się z krzesła wychodząc na korytarz.
Milczeliśmy. Leżałem opatulony w jego kończyny, wsłuchując się w jego bicie serca.
- Sasuke…- zacząłem nieśmiało.
Milczał nadal, za co byłem mu okropnie wdzięczny.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Tylko nie choruj mi tu więcej.
- Mhm. Musze przyznać, że jesteś strasznie wygodny. –mruknąłem, poprawiając się w jego objęciach.
- Taaa… Każdy mi to mówi. – sarknął, bawiąc się moimi włosami, robiąc z nich loczki na palcu.
- Eeeeeej…? – zapytałem.
- No cooooo…? – przedrzeźniał mnie.
- Super śpiewasz. Czego jeszcze o tobie nie wiem?
- Trochę tego jest. Nie licz na to, że się dowiesz. –powiedział, nie przerywając zabawy moimi włosami.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu tak bardzo odcinasz się od reszty?
- A co za różnica? I tak jedni obgadują drugich, wszyscy jesteście egoistycznymi świniami.
- Dzięki.
- Nie ma za co.
- No właśnie wiem. – sarknąłem, nadymając policzki.
- A ty? Dlaczego od razu chcesz, żeby każdy cię lubił?
- Wcale nie chcę.
- To czemu tu przychodziłeś? – zapytał, a mnie aż zamurowało. Może ma rację…..?
- Bo chcę żebyś ty mnie lubił. Ty nie jesteś każdym.
I kolejny raz, w sposób wysoce żenujący się zbłaźniłem.
- To przez tą gorączkę takie głupie teksty sadzę, sorka. –rzuciłem, próbując chociaż trochę zmienić jego zdanie o mnie.
- Okey…. – mruknął, a nasza rozmowa się urwała.
***
- Uzumaki, śpisz?
- Neee, nie mogę zasnąć. Raz mi jest za gorąco, raz za zimno. Chyba oszaleję.
- Jak dla mnie to już od dawna jesteś stuknięty.
- No eeeey! Dzięki. – rzuciłem, fochając się ostro.
- Nie ma za co.
- A czemu ty nie śpisz? – palnąłem nadal naburmuszony.
- Nie mogę przestać o kimś myśleć. – rzucił, poprawiając swoje ręce na moich biodrach.
- Uuuu, zakochałeś się?
- Fuuuuj! – palnął, co mnie lekko rozbroiło i rozciągnęło twarz w szerokim uśmiechu.
- Dobra, nie pytam o co ci kaman z tym.
- Dzięki. – rzucił, pociągając nosem.
- Nie boisz się, że cię zarażę?

- Niespecjalnie. Prawie nigdy nie choruję.
- Oooo… też tak chce. Ja na okrągło choruję. – przyznałem, obracając głowę prawym policzkiem do jego klatki.
Dalsza rozmowa na powrót nam się urwała. Trwaliśmy w ciszy przez najbliższe godziny. Nadal nie mogłem zasnąć, przez to gorąco buchające z ciała tego drania i chłodu targającej mną temperatury.
***
- Uchiha, śpisz?
- Nie. Jakiś młot cały czas łaskocze mnie w nos.
- Hmpf. – wyrwało mi się. – Nie podoba się, to idź do siebie. – mruknąłem.
- Jestem u siebie.
- Aha…..
***
- Uzumaki, śpisz?
- Nooooo.
- Aha….
***
- Uchiha, śpisz? – rzuciłem, bo nadal nie mogłem zasnąć. Radio-budzik na biurku wskazywał czwartą rano.
Czwarta rano…Jezuuu.
- Nie. Za bardzo się wiercisz… Jak powiesz ,, Aha’’ i umilkniesz znowu, to zrzucę cię z wyrka. – syknął mi do ucha.
- Aha…. To znaczy, dobrze wiedzieć. – poprawiłem się. –Chyba już mi przeszła gorączka.
- Chyba jednak nie. – powiedział, dotykając dłonią mojego czoła. – Śpij młocie, bo rano będę mieć przez ciebie wory pod oczami.
- Phi. A to ze mnie się śmieją, że jestem metroseksualny…. –powiedziałem, czekając na zgryźliwy komentarz, który miał nastąpić za trzy….dwa….jeden…
- Mają rację. Jesteś.
- E.E.E.E.E! – wytknąłem mu, grożąc palcem. – Jestem twoim gościem, trochę szacunku.
- No właśnie – trochę. A nie, że leżysz uwalony na mnie, na MOIM łóżku, w mojej pościeli i zabierasz mi cenne godziny snu.
Ałć. Takie wytykanie trochę boli. To by było na tyle, jeśli chodzi o dobry humor tego drania.
Arghhh!
- Palant. – syknąłem.
- Baba.
- Osz ty! Cwel….
- Baba.
- Hmpf. Dupek, ćwok, cham,… – wyliczałem dosyć długo.
- Słodziak z ciebie, wiesz? – zarechotał, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
- Drań.
- Słodziak.
- Ehhh…. – westchnąłem głośno. Chyba się zmęczyłem tym ostrym dogadywaniem mu. Tak bardzo się starałem, a on sobie nic z tego nie robi. Shit.
- Idę spać.
- Branoc.
- Mhmmhm…- wymruczał. – Słodkich i zboczonych.
- Yyyy… dzięki.
- Tylko mnie nie obśliń.
- Łeeee…szkoda. – zachichotałem, układając się wygodnie na jego klatce.
***
- Uzumaki, śpisz?
- Ehhh… – sapnąłem – Ne.
- To dobrze, zabieraj tą stopę z mojej łydki. Jest lodowata.
- Ale mi zimno!
- Iiiii?
- Kto w ogóle ściągnął mi skarpetki?
- Yyyy… Kiba… przypadkiem polał ci je wodą…oczywiście niechcący…
- Rypany… Musze się z nim rozmówić. – stwierdziłem groźnie.
- No to zabieraj syrkę.
- Jestem chory! Należy mi się trochę ciepła! – buńczucznie odparłem, pewien swoich racji. A jego łydki były super źródłem ciepła….
- To włóż se ją w dupę.
- Ha.ha. zimny, gorący, drań!
- Dobra dobra, nie odwracaj mi tutaj kota ogonem. To ja jestem poszkodowany. A teraz zabieraj girę.
- Hmpf – sapnąłem obrażony. Jednak spełniłem jego polecenie.
Chwilę później, w jakiś totalnie dziwny sposób moja pozycja uległa zmianie, siedziałem zwrócony twarzą do twarzy tego dupka. Chwycił w obie ręce moją lewą stopę.
- Uuu, faktycznie zimna. To ostatni raz, kiedy się tak o ciebie troszczę. Będziesz odrabiać mi matematykę przez 3 miesiące.
- Tydzień.
- 4 miesiące…
- 2 tygodnie…
- 5 miesięcy….
- 3 tygodnie…
- 6 miesięcy…
- Dobra, niech będą te 3 miesiące. – mruknąłem zniechęcony uporem Uchihy.
- Stawka poszła w górę, 4 miesiące.
- Niech będzie. – syknąłem wielce na niego obrażony.
Delikatnie masował moją stopę, przyjemnie ją rozgrzewając. Czułem się wspaniale, bo…. Jego ręce były takie ciepłe.
Westchnąłem głośno, na co kąciki ust Uchihy uniosły się lekko do góry.
- Tylko się we mnie nie zakochaj. – palnął półgębkiem.
- Raczej ty we mnie… to ty masujesz stopy mi, nie ja tobie.
- Auć. Takie słowa bolą…. – mruknął, aktorsko grając ból.
Palnął taki głupi grymas twarzy, że nie mogłem się powstrzymać przed zarechotaniem. Towarzyszył temu jego cichy chichot.
Od moich stóp, po całym ciele przechodziły gorące dreszcze. Odchyliłem głowę do tyłu, podpierając się dłońmi za plecami.
Było tak dobrze…
Było by jeszcze lepiej, gdyby Uchiha po skończeniu swojej czynności, nie rzucił się wzdłuż łóżka, poprawiając poduszki do snu i nie próbował zasnąć, będąc obojętnym na chorego…mnie.
- Brutal.
- Mhm. Kładź się, ile można nie spać? Jestem wykończony, w dodatku ręce śmierdzą mi twoimi stopami.
- Hmpf… Jezu… kiedy ty się taki uprzejmy zrobiłeś? –rzuciłem gniewnie.
- Żartuje młocie… Daj mi spaaać. Taki jeden debil cały czas przeszkadza mi spać, wiesz? Zrób z nim coś, jeśli łaska.
- Brutal.
- Powtarzasz się.
Nic już więcej nie dopowiedziałem, tylko zdzieliłem go małą poduszeczką przez głowę.
Jego reakcja była szybka. Lewa dłoń powędrowała na moją potylicę, a mocne szarpnięcie powaliło mnie twarzą na poduszkę. Leżałem teraz równolegle do tego drania, dusząc się i będąc zakneblowanym.
- Branoc – mruknął, nie zmniejszając nacisku.
- Bhh.gra…wha..noc.

4 komentarze:

  1. Ghahahaha xD ich rozmowy - epickie xD Miałam banana na ryju jak to czytałam ^^ Jak Ty wspaniale piszesz <3
    Pozdrawiamm ; "3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no cudowne! Ta rozmowa po nocy xDD
    I się na mnie mama dziwnie patrzy, bo się śmieje do komputera xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Nieoge przestać się śmiać xD te ich gierki są epickie :D

    OdpowiedzUsuń