Rozdział trzydziesty
drugi
Spośród wszystkich
ludzi dzisiaj wybieram Cię,
i bez trudu w całym tłumie dostrzegam, że,
ten którego szukam przecież jest obok mnie,
chyba widzę jak wyglądać mógłby nasz świat.
i bez trudu w całym tłumie dostrzegam, że,
ten którego szukam przecież jest obok mnie,
chyba widzę jak wyglądać mógłby nasz świat.
- Gdzie mnie prowadzisz? – wychrypiałem, stawiając niepewnie
swoje kroki. Sasuke szedł tuż za mną, zasłaniając mi oczy dłońmi. Czułem jak
jego klatka unosi się i opada na przemian, a jego ciepły oddech owiewał moją
szyję i powodował przyjemne dreszcze na plecach.
Widok odsłonił dopiero po tym, jak gdzieś weszliśmy. Stałem
na tyłach dużej sali i patrzyłem się na podest. Stał tam jakiś starszy facet.
- Witacie. Jestem profesor Harold Wilkins, od dwunastu lat
zajmuję się badaniami na temat wirusa HIV. Jestem tutaj, by zaszczepić w was
nutkę nadziei. Przekaz jest prosty – staniecie mocno na nogi i będziecie
cieszyć się życiem przez dłuższy czas. HIV nie jest wyrokiem śmierci –
powiedział, uśmiechając się tak, jakby mówił co najwyżej o lizakach.
Sasuke pociągnął mnie nagle na wolne krzesła wewnątrz
zebranego tłumu. Czułem gorąco na policzkach, kiedy ludzie patrzyli się na
nasze splecione palce.
Usiadłem na krzesło orientując się, że mam otwarte szeroko
usta. Przymknąłem je szybko. Kiedy spojrzałem się na Sasuke nic nie rozumiejąc,
napotkałem jego wzrok. Jego oczy były ciepłe i niesamowicie błyszczały.
Zacisnął swoją dłoń na mojej i uśmiechnął się pocieszająco. Przełknąłem ślinę
by rozluźnić ściśnięte gardło. Po chwili oparłem głowę o ramię Sasuke, który
przygarnął mnie do siebie ramieniem i zacząłem przysłuchiwać się słowom
padającym z ust prowadzącego.
***
- To wszystko, dziękuję za uwagę – rozległy się słowa
profesora. Ludzie zaczęli powoli wstawać i skupiać się wokół wejścia, lecz wraz
z Sasuke nie ruszyliśmy się ze swoich miejsc.
Wciąż trwałem w jego uścisku i ani myślałem, żeby się stąd
zabrać.
- Możemy już iść? Zaraz nas tu zamkną – jęknął, opierając
brodę na mojej głowie. Westchnąłem cicho. Pachniał jak zwykle wspaniale.
- Mhm – wymruczałem.
Kiedy wyszliśmy, Sasuke natychmiast się skrzywił.
- Hej, wszystko w porządku? – zapytałem.
- Słońceeee – jęknął, zasłaniając twarz dłonią.
- Co? – zapytałem, nic nie rozumiejąc.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest pozostanie
tak arystokratycznie bladym? – żachnął się, zarzucając na głowę kaptur i
pochylając głowę. – Chodź szybciej – pogonił mnie, pchając przed sobą.
- Wiesz, trochę koloru by ci nie zaszkodziło…
- Akurat. Gdybym się opalił, to byś mnie rzucił i znalazł
sobie jakiegoś równie bladego trupa. Musiałbyś zostać nekrofilem, bo nie
znajdziesz równie bladego i tak cholernie seksownego chłopaka. Pozostaną ci
jedynie zwłoki – rzucił, jednak przez jego głos przebijały się radosne nutki.
- Od kiedy to wielki arystokrata jest taki energiczny i
otwarty? – zapytałem podejrzliwie, po czym zarechotałem głośno widząc jego
minę. – Chodź głupku – rzuciłem, łapiąc go za dłoń i przyspieszając kroki.
Sasuke tylko coś warknął, jednak szybko skapitulował i
podążył za mną.
- Energiczny i otwarty. Gotuj się na śmierć, padalcu –
syknął, krzywiąc się kiedy znów wybuchnąłem śmiechem. – Już nie wstydzisz się
chodzić po mieście z chłopakiem za ręce? – zapytał, taksując mnie uważnie
wzrokiem. Zadrżałem pod jego wpływem, jednak nie przestałem się uśmiechać.
- Powiedzmy, że homoseksualizm nie jest wyrokiem śmierci –
mruknąłem, przymykając powieki. Słońce już od dawna nie świeciło tak jasno.
Ciepło czułem zarówno na skórze, jak i w sercu.
- Boże, za jakie grzechy muszę z tobą przebywać? – jęknął,
krocząc u mego boku.
- Za bycie nieprzyzwoicie seksownym – wymruczałem, uśmiechając
się łobuzersko.
- Zapomniałeś dodać, że mam zajebisty tyłek.
- Myślałem, że nie warto tego komentować, skoro i tak
wszyscy to wiedzą – powiedziałem, splatając palce naszych dłoni.
- Powiedzmy, że ci przebaczam.
- Mhm – mruknąłem tylko.
***
- Sasuke…
- Mhm.
- Sasuke, padalcu. Nie przysypiaj! – mruknąłem czule,
uśmiechając się szeroko i odgarniając mu grzywkę z czoła.
- Kiedy mi tu dobrze…
- Ja wiem, sama moja obecność robi ci dobrze – bąknąłem,
dźgając go palcem w brzuch. – Czy to warstwa tłuszczyku? – zapytałem. Efekt był
taki, jaki miał być. Sasuke, po wielu sarknięciach i przekleństwach, otworzył
jedno oko i łypał na mnie nieprzychylnym spojrzeniem.
- Nigdy. Nie. Mów. Że. Jestem. Gruby – warknął, rzucając się
na mnie i przyszpilając mnie plecami do łóżka. – Co zrobisz teraz? – mruknął
wyzywająco.
Uśmiechnął się lekko, gdy złapałem go za pośladki.
- Byłeś grzeczny?
- Mhm – mruknąłem, po czym sięgnąłem po jego usta.
- Oj, chyba jednak nie – powiedział, po czym zaśmiał się
miękko. Jego skóra była tak ciepła, że powoli zaczynałem się podniecać. – Na
pewno nie – mruknął, całując mnie ponownie. Jego usta były tak cudownie miękkie
i idealnie wykrojone, jakby stworzone do pocałunków.
Założyłem swoje dłonie za jego szyją i wymruczałem coś, ale
myślę, że oboje nie zwróciliśmy uwagi, czym to coś było lub co oznaczało.
Sasuke nieśpiesznie składał pocałunki na mojej szczęce i
szyi, tak słodko mnie torturując. Zapragnąłem dotykać go całą powierzchnią
ciała, chciałem, by był tak blisko, jak to tylko możliwe. Zatopiłem dłoń w jego
miękkich włosach i westchnąłem cicho, poddając się jego powolnym zabiegom.
Byłem jego już w chwili, gdy nasze spojrzenia po raz pierwszy spotkały się na
sali gimnastycznej. Byłem jego zanim pierwszy raz usłyszałem jego głos. A teraz?
Teraz wciąż jestem jego, a jeden jego gest czy słowo jest ważniejsze od całego
świata.
Mruknąłem cicho, gdy Sasuke pozbył się mojej koszulki. To
był pierwszy raz, kiedy mu na to pozwoliłem. Być może byłem w amoku,
zahipnotyzowany przez jego śmiałe czyny. Być może podświadomie pragnąłem więcej
jego uwagi, więcej tak przyjemnego dotyku, który zdawał się przyjemnie drażnić
mój żołądek, wywołując w nim niezwykłe sensacje.
Nie wiem, czyje ręce zerwały brutalnie koszulkę z bruneta.
Miałem cichą nadzieję, że to nie moje, okazałoby się wtedy bowiem, że totalnie
straciłem nad sobą panowanie.
Tuż po koszulce Sasuke, na odstrzał poszedł pasek od moich
spodni. Przejechałem wtedy paznokciami po jego mlecznych plecach, wariując od
pocałunków na mojej klatce i obojczykach.
Westchnąłem, gdy ręka Sasuke wdarła się pod moje spodnie i
przez bokserki zaczęła mnie pieścić. Był
to dotyk, jakiego nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Tak bardzo różnił się od
gwałtownego, krzywdzącego dotyku Williama.
Westchnąłem cicho, próbując spowolnić oddech.
- Kocham cię – wyszeptał miękko Sasuke do mojego ucha. To
właśnie był ten moment, w którym złapałem jego dłoń i odsunąłem go od siebie.
Obydwoje byliśmy speszeni, a jakby tego było mało, Sasuke chyba nie za bardzo
wiedział, co się dzieje. Wyglądał na całkowicie rozkojarzonego. Jego włosy
stały w całkowitym nieładzie na wszystkie strony świata, a spod
półprzymkniętych powiek spoglądały na mnie zmętniałe tęczówki.
- Ja ciebie też, Sasuke. Kocham cię – przyznałem, co
wywołało u niego szeroki uśmiech, sięgający obu uszu.
Sasuke przywarł do mnie swoimi ustami ponownie.
- Chcę się z tobą kochać – szepnął czule w moje usta,
spoglądając się z wahaniem w moje oczy.
Przez ostatnie kilka dni martwiłem się, że dojdzie do takiej
sytuacji. Byliśmy młodzi, napaleni i bardziej homo niż serek, więc istniało
duże prawdopodobieństwo, że któryś z nas rozpocznie ten temat.
Podciągnąłem nogi pod siebie i usiadłem po turecku.
Przygryzłem na chwilę wargi, zastanawiając się, co powiedzieć.
- Sasuke… to za wcześnie. Poza tym, nie mamy pewności, czy
jestem zdrowy. Powinniśmy poczekać na badania i wyniki.
- Naruto, to mnie nie obchodzi. Jeśli masz HIV, to nic to
nie zmieni. Nadal będę szalał za tobą i nadal będę pragnął cię tak, jak teraz.
Jeśli mamy mieć krótkie życie, to chcę z niego korzystać.
- Nie, Sasuke – przerwałem, kręcąc głową. – Nie chcę mieć
cię na sumieniu. I choćby oznaczało to celibat z mojej strony, nie pozwolę na
seks między nami. Kocham cię, i dlatego właśnie nie mogę się na to zgodzić.
Sasuke patrzył się na mnie przenikliwie przez dłuższą
chwilę. W końcu jednak skapitulował, na przemian garbił się i prostował. W
końcu położył się na łóżku opierając czoło na moich łydkach. Wzdrygnąłem się,
kiedy zaczął łaskotać mnie palcem w stopę.
- Kocham to w tobie – mruknął po chwili, z zamkniętymi
oczami.
- Co, stopy? – zapytałem, głaszcząc go powolnymi ruchami po
głowie.
- Nie. To jak się troszczysz, że interesują cię inni ludzie.
Że jesteś jedną z nielicznych osób, której na mnie zależy. Za twoje
westchnięcia, za to jak się irytujesz, gdy coś ci się nie udaje. Za pewność
siebie i permanentny uśmiech. Za miękkość skóry i zapach. I za to, że w końcu i
tak mi kiedyś ulegniesz, nawet jeśli masz HIV. Bo jeśli kogoś się kocha, to
woli się przeżyć z nim parę chwil, niż żyć bez niego wiecznie.
- Naprawdę tak sądzisz? – spytałem, zamierając w bezruchu.
- Możesz mnie nazwać beznadziejnym romantykiem.
- Mhm. Wiesz co jest w tobie najlepsze? – zapytałem,
uśmiechając się pod nosem.
- Hm?
- Że masz takiego zajebistego chłopaka – fuknąłem,
nachylając się nad nim i całując go w usta.
- Powiedzmy – skapitulował po chwili, gryząc mnie w stopę.
- Doprawdy, Uchiha, jesteś chorym fetyszystą.
- Jestem Naruszystą, gwoli ścisłości.
- Pierwsze słyszę.
- Chodź, pokaże ci, na czym to polega – rzucił, zanim
przycisnął mnie do łóżka i zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem.
***
Przysłuchiwałem się z bananem na ustach jak Sasuke brał
prysznic. W samej pewności, że on jest tak blisko, było coś niezwykłego.
Podrapałem się w czubek nosa. Oczywiście, do niczego nie doszło, mimo, że oboje
chcieliśmy. Byłoby to jednak prawie jak celowe zarażenie HIV, a na to zgodzić
się nie mogłem.
Wygiąłem lekko plecy, dopóki nie strzyknęły mi kości.
Westchnąłem i przechyliłem się do tyłu, opadając na poduszki. Pościel zaczynała
powoli pachnieć Panem Seksownym, co przyjąłem głośnym pomrukiem.
Po chwili do pokoju wszedł Sasuke. Miał na sobie pożyczone
ode mnie bokserki. Wycierał włosy, patrząc się na mnie z uniesionymi brwiami.
Dopiero niedawno wyszedłem z propozycją, by został na noc.
Oczywiście od razu powiedziałem, żeby nie liczył na nic szczególnego.
A teraz…teraz miałem zasnąć i obudzić się obok kogoś, kto
mnie kocha i kto się mną zaopiekuje.
Moje rozważania przerwał sam Sasuke, który rzucił się na
łóżka obok mnie. Przewrócił się na bok i podparł głowę ręką, szczerząc się jak
głupi.
- Hm? – mruknąłem, zbliżając się do niego i robiąc mu
malinkę na szyi.
- Naruto… choćby nie wiem jaki wyszedł wynik badań… chcę być
z tobą. Wiesz, że możesz mi ufać, prawda? – spytał, otulając mnie ramieniem i
przyciskając mnie do swojej klatki.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Do drzwi rozległo się pukanie, a
chwilę potem do pokoju wszedł ojciec.
Oh... Pod koniec takiego cudownego rozdziału... Ojciec?! Blue, kocham Twoją wyobraźnię <3
OdpowiedzUsuńOjciec?! Mam zUe przeczucia ;-;
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle zajebisty ^^
Jakie cudo *.* Rozdział jest CUDOWNY (jak zawsze :D)
OdpowiedzUsuńCo to Ojca to może być niezła akcja c: