środa, 9 stycznia 2013

Rozdział trzydziesty pierwszy


Rozdział trzydziesty pierwszy

They say there's a heaven for those who will wait
Some say it's better but I say it ain't
I'd rather laugh with the sinners than cry with the saints
the sinners are much more fun...

you know that only the good die young
thats what i said
i tell ya
only the good die young

Miałem ochotę smakować życie. Szczególnie teraz, gdy świadomość ciepła promieniującego od Sasuke zdawała się być słodką torturą. Leżeliśmy na moim łóżku prostopadle do siebie, tak, że moja głowa znajdowała się na klatce Uchihy, a nogi zwisały z łóżka. Miałem półprzymknięte powieki i od czasu do czasu łapałem się na mruczeniu. Było to spowodowane dłonią Uchihy, która leniwie spoczywała w mojej złotej czuprynie. Druga jego dłoń była spleciona palcami z moją, którą wygiąłem lekko nad głową. Leżeliśmy już tak dłuższy czas, ciesząc się niekrępującą ciszą i swoim towarzystwem. Od przygody w szkolnej łazience minęły dwa dni. Było to nasze pierwsze spotkanie poza szkołą, więc wyobraźcie sobie moje zdenerwowanie przed tym, jak Pan Doskonały zjawił się na moim progu. Wszystko poszło gładko. Okazało się, że w porównaniu z patologicznym bełkotem i rozczulającymi rozmowami, całowanie ust bruneta jest dużo łatwiejsze, a trudność ta jest odwrotnie proporcjonalna do satysfakcji.
Tym razem pozostaliśmy jednak ubrani, bo sąsiad zasugerował ojcu, że w okolicy kręci się złodziej biegający po dachach. 
Cóż, nie wyprowadzałem ich z błędu. Jedynym złodziejem biegającym po dachu był ten, który skradł moje serce.
Przymknąłem oczy, kiedy palec Uchihy zawędrował powoli od mojego ucha, obrysowując moją szczękę. Z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie. Nic nie mogło równać się z tym uczuciem przyjemnego rozleniwienia. Miałem ochotę pozostać w tej pozycji do końca świata.
Sasuke jednak postanowił inaczej, a ja będąc totalnie obojętny na to, co się dzieje wokoło, leżałem wciąż jak kłoda. Brunet delikatnie podniósł się do pozycji siedzącej, opierając się o wezgłowie łóżka i nachylając nade mną. Moja głowa spoczywała na jego kolanach, więc jego twarz znajdowała się teraz nad moją. Chwyciłem wolną dłonią jego opadające kosmyki i założyłem je za ucho. Sasuke wpatrywał się we mnie tymi nieziemskimi oczami, w których kryło się tak wiele uczuć.
Położyłem dłoń na jego karku, przyciągając go do łapczywego pocałunku.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że miałem świadomość, że po prostu mogę to zrobić. No i, żebym nie zapomniał, cudowne były też jego miękkie usta, w których zagłębiałem się z umiłowaniem.
W końcu jednak Sasuke odsunął się, kładąc dłoń na moim zaognionym policzku.

- Mógłbym do tego przywyknąć – szepnął, przygryzając dolną wargę.

- Mhm – jęknąłem, po czym ziewnąłem szeroko.

- Za tydzień rozprawa w związku z zabójstwem Williama – tymi słowami przerwał sielankę.

W gardle momentalnie urosła mi jakaś gula, której za żadne skarby nie mogłem się pozbyć.

- Co jeśli…? – zacząłem, jednak Sasuke przerwał mi krótkim, lecz zaborczym pocałunkiem.

- Nie ma jeśli. Wszystko będzie dobrze – przyrzekł, głaszcząc mnie po policzku.

- Zaraz muszę spadać na trening – sapnąłem, przejeżdżając palcem po jego gładkiej skórze na szyi. Wyglądał nieziemsko. Nikt inny nie działał na mnie tak jak on i nie wiem, skąd to się brało. Zdałem sobie sprawę z istnienia dziwnego paradoksu: Lodowy Książę rozpalał moje serce jednym zwykłym spojrzeniem.

- Nie wydajesz się zachwycony z tego powodu – mruknął, składając delikatne pocałunki na mojej szczęce.

- Dawno nie jeździłem. Poza tym, znalazłbym co najmniej kilka ciekawszych zajęć.

- Na przykład? – rzucił. Kąciki jego ust wygięły się lekko.

- Wiesz, mógłbym poszwędać się po mieście, popodrywać parę lasek i okręcić sobie wokół palca kilku przystojniaków. Jestem tak niesamowity, że powinienem się dzielić sobą z większą ilością osób.

Jego mina zrzedła po chwili, kiedy dotarło do niego co powiedziałem.

- Chcesz to idź – rzucił wyzywająco, próbując się odsunąć.

- Ewentualnie… mógłbym zająć się tylko tobą. Ale wiesz, jestem po prostu leniwy, a twój urok nie ma wpływu na moją decyzję – powiedziałem rzeczowo, całując go w policzek. – Jesteś po prostu na miejscu i w sumie nie jesteś nawet aż tak brzydki.

- Oczywiście – sarknął, szczerząc do mnie białe zęby.

- Głupek – westchnąłem. – Właśnie cię obraziłem…

- Mhm – mruknął niewyraźnie. – Za to ty musisz mieć niską samoocenę i sporo kompleksów, skoro spraszasz do siebie pierwszego lepszego amanta.

- Amanta! – bąknąłem, rechocząc głośno. – Na to miano trzeba sobie zasłużyć!

Sasuke przyciągnął mnie do siebie, a gdy jego wargi spoczęły na moich, poczułem jego przyjemny, owocowy zapach. Jego zęby delikatnie przejechały po mojej wardze, a dłonie wplątały się w moje włosy. Od natłoku uczuć zjeżyły mi się włoski na karku. Kiedy pocałunek się skończył, uchyliłem powieki i spojrzałem się w jego czerwone usta.

- No dobra, może i zasłużyłeś – wyszeptałem, tuż przed tym, gdy Uchiha ponownie zaatakował moje usta.

Jęknąłem, kiedy przewrócił mnie na plecy i nachylił się nade mną. Jego kolano spoczęło między moimi nogami. Kiedy jego dłoń wdarła mi się pod koszulkę i przejechała paznokciami po moich żebrach jęknąłem głośno w usta Uchihy. Odsunął się na moment, szczerząc jak głupi.

- I czemu się cieszysz, głupku? – westchnąłem czule. Czułem na ustach jego ciepły oddech; nasze nosy się stykały i powoli nie wierzyłem, że jeszcze kiedykolwiek zacznę logicznie myśleć.

- Tak sobie – mruknął, a kiedy przejechał po żebrach ponownie, jęknąłem raz jeszcze, co wywołało u niego kolejny atak wesołości. – Jesteś mój – szepnął, trącając swoim nosem o mój.

- Nie, to ty jesteś mój – odparłem, uśmiechając się drapieżnie.

- Akurat – skwitował pobłażliwie, posyłając mi zadziorny uśmieszek. – Nie będę przerywać twoich sennych marzeń.

- Sasuke, możesz przynieść mi coś do picia? – zapytałem po chwili.

- Jasne – mruknął, wstając z łóżka. – Co ci przynieść?

Uśmiechnąłem się do niego demonicznie, próbując powstrzymać wybuch śmiechu.

- O ty mały manipulatorze! – warknął, po czym złapał mnie za kostki i przyciągnął do siebie. Położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, nachylając się nade mną.

- Powinieneś przywyknąć – zasugerowałem, po czym cmoknąłem go w usta i wyślizgnąłem się z tej pozycji. Pobiegłem do łazienki, żeby zrobić coś z włosami. Zwykle nawet na łyżwach powinienem wyglądać jak… no, ślicznie, zresztą – tak jak zawsze…

***

- Jak znowu się wywrócisz, to tak ci przywalę, że oczy będziesz mieć jak wyjebane bezpieczniki! – warknęła Anko, mrużąc niebezpiecznie oczy.

Powrót na łyżwy był cudowny… ale tylko do momentu, gdy Anko wyrwała mnie ze snu.
Uda bolały niesamowicie, a policzki szczypały od mrozu. Poza tym myśli w kółko zaprzątał mi pewien dureń, który próbował mnie napastować w łazience.
W dodatku od licznych upadków bolały mnie pośladki.
Myślałem że po powrocie Anko da mi trochę czasu, bym powoli wracał do poprzednich umiejętności i upewniał się w swoich możliwościach. Ta jednak, jakżeby inaczej, pociągnęła mi z grubej rury, przez co już na samym wejściu musiałem robić piruety, by uniknąć jej kopniaków.

- Parszywa diablica – syknąłem cicho, zaciskając szczękę.

- Coś mówiłeś? – zapytała, a ton jej głosu wywołał na skórze dreszcze. Włoski na karku stanęły mi dęba.

- Tak. Strasznie za tobą tęskniłem – rzuciłem z przekąsem, podnosząc się z lodu i nabierając powoli prędkości.

***

Ostatni upadek tego dnia zaliczyłem dopiero po tym, gdy cała szkolna drużyna hokejowa weszła na trybuny. Widok Sasuke ubranego w biało niebieską koszulkę drużyny rozproszył mnie na całego.

- Itatata – syknąłem, opadając ze zmęczenia na plecy. Zmrużyłem oczy pod napływem mocnego światła sączącego się z reflektorów. Oddychałem głęboko, próbując się uspokoić. Udawanie martwego to jedyny sposób, by Anko dała choć chwilę na odpoczynek. Po trzech godzinach czułem się totalnie chory. Lód chłodził moje ciało, a po takim czasie nawet taka temperatura zdawała się być przyjemna.

- Uzumaki, schodź. Na dziś koniec, trzeba wpuścić hokeistów – krzyknęła Anko, zakładając nogę na nogę.

Stęknąłem głośno, podnosząc się i wyjeżdżając z lodowiska. Wszedłem kilka stopni do góry i zająłem miejsce obok Anko, okropnie kichając. Sasuke polazł wraz z drużyną na taflę lodu i już po chwili banda neandertalczyków stoczyła pierwszą bitwę.

- Naruto! – warknęła Anko – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

- Eeee?

- Zakochałeś się, czy co? – zapytała, obrzucając zawodników spojrzeniem.

Kiedy nie odpowiedziałem, uśmiechnęła się przebiegle.

- A więc jednak. Który to? – szepnęła, szturchając mnie w ramię i wskazując podbródkiem na lodowisko.

- Co?! – uniosłem się. Gdyby nie chłód i zmęczenie, Anko mogłaby źle zrozumieć moje zaróżowione policzki.

- Boże, daruj sobie. Jesteś łyżwiarzem figurowym. Jesteś niezbyt wysoki, chudy i w dodatku kiedy jeździsz na łyżwach machasz nadgarstkami jak rasowy chomik. Znam cię już trochę i uwierz, wcale nie tak ciężko to dostrzec… Swoją drogą, za same te nadgarstki sędziowie powinni wrzucać ci najwyższe noty – odparła, śmiejąc się wdzięcznie. – Więc kto jest twoim wybrankiem?

- Shikamaru – bąknąłem. Nie mogłem jednak długo wytrzymać i po chwili zawyłem ze śmiechu, spoglądając na zgrozę wymalowaną na twarzy trenerki.

- Nienawidzę cię – syknęła.

- Wiem. Po godzinnych wyciskach nie trudno się domyślić prawdziwej przyczyny – odparłem. Było mi dziwnie lekko, że kolejna osoba mnie tak łatwo zaakceptowała. Miałem zdecydowanie dobrą passę. Może po prostu dobrze dobieram przyjaciół?

- No weeeeź. Który to? – zapytała, układając usta w dziubek i mrugając energicznie.

- Sasuke – odparłem kwaśno, przymykając zmęczone oczy.

- Łohohohoho… - usłyszałem głośne wycie Anko. – I co on na twoje nadgarstki?

- Nie wiem, jest dziwny, zwykle zajmuje się moimi ustami, a nie nadgarstkami…- odparłem, po czym ponownie zarechotałem, patrząc na szeroko otwarte oczy przyjaciółki.

- On też? – zapytała, przenosząc wielokrotnie spojrzenie ze mnie do Sasuke i na odwrót.

- Nie, wiesz? – sarknąłem. – Po prostu cierpi bo żadna dziewczyna go nie chce i zadowolił się słabym substytutem w mojej osobie.

- Dobra dobra, nie musisz być od razu tak cyniczny – mruknęła. – Dobry wybór. W końcu któryś z was musi mieć jaja – rzuciła, po czym wstała, poklepała mnie po ramieniu i wyszła, zostawiając mnie z szeroko otwartymi ustami.

- Ankoooo! – krzyknąłem, podrywając się z miejsca, lecz uciekła mi zbyt daleko.

Opadłem na krzesło, dmuchając w przepoconą grzywkę.
Przynajmniej mogłem popatrzeć jak Sasuke radzi sobie na lodzie.

***

Kiedy ich trener krzyknął, że na dziś koniec, rozbudziłem się trochę. Wszyscy zaczęli wychodzić z hali i po chwili pozostałem tylko sam razem z Sasuke. Brunet opierał się o poręcz i wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Wstałem, rozprostowałem powoli bolące plecy i pobiegłem włączyć muzykę.
Zbiegłem do Sasuke, przeskoczyłem przez barierkę i chwyciłem go za rękę, prowadząc na środek lodowiska.

- Jak sobie radzisz z tańcem na lodzie? – zapytałem, uśmiechając się zaczepnie.

- Wcale – mruknął, nadymając policzki.

Kiedy utwór się zaczął, spojrzałem mu w oczy i położyłem mu ręce na klatce. On objął mnie ostrożnie w talii i odepchnęliśmy się razem. Jechałem tyłem, nie przerywając z nim kontaktu. Płynęliśmy powoli wraz z utworem, wznosząc się i opadając. Czułem pod palcami ciepło jego ciała. Jego oddech w postaci pary unosił się co chwilę, a włosy mierzwił wiatr. Zarumienione od mrozu policzki naciągnęły się, gdy na jego twarz wpłynął uśmiech.
Zatoczyliśmy koło. Obróciłem się i teraz wspólnie parliśmy naprzód, ciesząc się oporem chłodnego powietrza. Wraz z mijającym czasem Sasuke coraz lepiej panował nad łyżwami i zaczęliśmy zataczać się dookoła, kręcąc młynki i śmiejąc się głośno. Zapragnąłem z nim zaszaleć, więc obróciłem się do niego, odsunąłem powoli i chwyciłem go za dłonie. Krążyliśmy w miejscu w szybkich piruetach, wpatrując się w siebie z napięciem i jakimś oczarowaniem. Przysunąłem się do niego, wtulając się i chowając twarz w zgięciu jego szyi, kiedy obracaliśmy się wolniej. Złożyłem na jego mlecznej skórze nieśmiały pocałunek, po czym odepchnąłem go, samemu odjeżdżając w tył. Spojrzałem się na niego wyzywająco i posłałem mu zadziorny uśmiech. Okrążaliśmy się przez chwilę, piorunując spojrzeniami. Brunet sapnął, kiedy zrobiłem podwójny obrót w powietrzu, a kiedy spadłem na nogi, zacząłem kręcić się wokół własnej osi. Zredukowałem szybkość, a Sasuke pociągnął mnie za rękę i koniec końców wpadłem w jego ramiona. Nasze roziskrzone spojrzenia spotkały się i nie mogłem powstrzymać się przed cichym jękiem, kiedy jego dłonie zawędrowały po moich plecach w okolice pośladków. Splotłem swoje dłonie za jego szyją, powoli się odpychając i wprawiając nas w leniwe obroty.
Chłopak pochylił się niepewnie, po czym przylgnął swoimi wargami do moich. Pocałunek przedłużał się w nieskończoność i zacząłem tracić zdrowy rozsądek. Jego spierzchnięte wargi smakowały słodko. Westchnąłem cicho gdy delikatnie przygryzł moją dolną wargę i przejechał po niej językiem. Zaczynałem wariować. Dopiero po chwili zorientowałem się, że przez dłuższy moment wstrzymywałem oddech. Oderwałem się od niego na moment, by zaraz ponownie wpić się w jego pełne, idealnie wykrojone usta. Były miękkie i kuszące. Wplątałem swoje dłonie w jego włosy, cicho jęcząc mu w usta. Zatrzymaliśmy się w miejscu i odsunęliśmy się od siebie, oddychając nierówno. Teraz nawet jego policzki płonęły, a spod powiek wydobywało się mętne spojrzenie czarnych tęczówek.
Spoglądałem na niego, kiedy przejechał swoim kciukiem po moich wargach. Po kolejnym, krótkim pocałunku przylgnąłem do niego, a on objął mnie swoimi ramionami.

4 komentarze:

  1. Genialne. Akcja z lodowiskiem jest niesamowita ;) Uchiha w tej roli... Mmmm ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialna akcja! :D (szczerze mówiąc to na samym początku myślałam że ktoś się wypierdzieli XD)
    Nom Sasuke romantyk ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No i takiego Saska lubię ^^
    Genialny ten moment na lodzie <3

    OdpowiedzUsuń