środa, 9 stycznia 2013

Rozdział trzydziesty trzeci


Rozdział trzydziesty trzeci


Me and you, living under a paper moon,
Cause real life just isn’t right; lets fabricate
Me and you, living under a paper moon,
This real life just isn’t right let’s get away


Nie zdążyłem odpowiedzieć. Do drzwi rozległo się pukanie, a chwilę potem do pokoju wszedł ojciec.
Spoglądał się przez chwilę na nas bez słowa, zaciskając szczęki. Serce podeszło mi do gardła, w uszach zaszumiała krew. Czułem, że zaraz zemdleję. Ojciec wyszedł, trzaskając drzwiami. Po sekundzie jednak drzwi otworzyły się ponownie.

- Wynoś się z mojego domu! – usłyszałem chłodny głos ojca kierowany w stronę Sasuke. Nie był głośny, jednak miałem wrażenie, że wybuchły mi bębenki.

- Ale my… - zacząłem, próbując się jakoś wytłumaczyć, jednak ojciec przerwał mi podnosząc rękę.

- Nie chcę tego słuchać! – zagrzmiał, zaciskając szczękę. – Za pięć minut ma cię tu nie być. A ty, lepiej nie zbliżaj się do mnie przez najbliższe dni! – warknął w moją stronę.
Nagle zrobiło mi się strasznie chłodno, przez co zadrżałem.

- Jeśli on wyjdzie, to ja wraz z nim – powiedziałem zimno, próbując powstrzymać drżenie ramion

- Naruto… - usłyszałem po chwili niepewny szept Sasuke. Zepchnąłem jego dłoń z ramienia, mierząc ojca wściekłym wzrokiem.

- Super! Jeszcze lepiej! – krzyczał. Po chwili odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Usłyszeliśmy z dołu jeszcze jego krzyk:
- Pięć minut!

- Wracaj do domu – poprosiłem, podnosząc się i wciągając na siebie spodnie. Narzuciłem  jeszcze koszulkę, nim Sasuke podniósł się z łóżka.

- Co zamierzasz zrobić?

Kiedy padło to pytanie, przeraziłem się, bo nie znałem żadnej dobrej odpowiedzi. To wszystko stało się tak nagle. Jak on mógł tak postąpić? Jak może wyrzucać mnie z domu?
Dzięki Bogu Sasuke zdążył mnie silnie objąć, zanim całkiem się rozpłakałem.
Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi i pozwoliłem sobie utonąć w jego zapachu.

- Nie wiem co mam robić – mruknąłem, przełykając ślinę.

- Kakashi na pewno zrozumie, a my jakoś zmieścimy się na moim łóżku – powiedział, masując moje plecy.

- Naprawdę mogę u Ciebie zostać?

On tylko poczochrał moje włosy i zaczął się ubierać. Przyglądałem się mu przez chwilę, próbując nie myśleć o ojcu. W końcu jednak zaczęliśmy pakować moje rzeczy. Zabrałem tyle, ile zmieściło się w torbie. Zgarnąłem też swoje oszczędności, odtwarzacz i książki.

Sasuke trzymał się blisko mnie i co chwilę zerkał na mnie niepewnie, jakby próbując niewerbalnie pocieszyć. Kiedy tylko wyszliśmy z domu, nie natykając się na ojca, złapał mnie za dłoń i splótł nasze dłonie, masując wierzch mojej kciukiem.

- Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? – spytałem, roztrzęsionym głosem.

- Daj spokój, twój ojciec już wie. A jak ktoś podskoczy, to czeka go niemiła niespodzianka – mruknął, szturchając mnie pocieszycielsko ramieniem.
Przez parę minut szliśmy w ciszy – ja analizowałem ostatnie wydarzenia oraz możliwe konsekwencje, Sasuke zaś próbował na różne sposoby odciągnąć moje myśli od problemów.
Ku mojemu nieszczęściu, nie znalazł żadnego skutecznego, a rezultaty pozostały marne.
Kiedy doszliśmy do domu, Sasuke zaprowadził mnie na górę, a sam zszedł pogadać z Kakashim.

***

Poczułem jak ktoś przyłożył chłodne usta do mojego obojczyka. Byłem niemalże pewien, że coś mruknąłem, tyle, że nie wiedziałem, co takiego. Usta same rozciągnęły mi się w uśmiechu, a ręka bezwiednie zawędrowała we włosy Sasuke. Powoli zaczynałem kojarzyć, co się wokół mnie działo oraz to, gdzie aktualnie się znajduję.
Jego wargi wędrowały leniwie po mojej szyi, i mimo, że moje oczy wciąż pozostały zamknięte, wiedziałem, że i on się uśmiecha. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach, a usta w końcu sięgnęły po pocałunek. Kiedy się ode mnie oderwał, uchyliłem jedno oko, wbijając wzrok w mętne spojrzenie bruneta. Siedział obok mnie na łóżku, a jego dłoń spoczywała na moim brzuchu.

- Skoro zostajesz u mnie, to jako zapłatę będziesz musiał przyzwyczaić się do spełniania wszystkich moich perwersji – powiedział rzeczowym tonem, kładąc się obok mnie na plecach. Założył ręce za głowę i wbił wzrok w sufit, przygryzając dolną wargę.

- Nie ma to jak grać na czyimś sumieniu – westchnąłem, obracając się na bok i przypatrując się Sasuke. Miał teraz zamknięte oczy, a jego usta były lekko uchylone. Nos mały, lekko zadarty w górę, czoło gładkie. Kusząca, mlecznobiała cera. I AIDS, który skutecznie zatrzymywał mnie przed rzuceniem się na niego. Gdyby nie ten kubeł zimnej wody, żar spaliłby mnie od środka.
Dostałem sms’a. Czym prędzej go otworzyłem, mając nadzieję, że tato ochłonął. Rozczarowałem się jednak, bo wiadomość była od Anko. Miałem mieć dziś trening. Podała datę mistrzostw. Miałem jeszcze 6 tygodni na przygotowania.

- Co jest? – usłyszałem szept Sasuke przy uchu. Chłopak opierał brodę na moim ramieniu i pocierał nosem o mój policzek.

- Nic, mam dzisiaj trening – odparłem niechętnie, po czym odwróciłem się tyłem do Sasuke. Ten przylgnął do moich pleców, opatulając mnie w talii ramieniem.

- Zmęczony?

- Mhm – wymruczałem, po czym straciłem przytomność.

***

Obudziłem się dopiero parę minut przed czasem wyznaczonym przez Anko. Sasuke też przysnął, więc wysunąłem się delikatnie z jego objęć i sięgnąłem po torbę. Wyrzuciłem z niej parę rzeczy, by móc spakować bluzę i skarpetki na zmianę, zapakowałem do siatki łyżwy i wyszedłem cicho z pokoju, domykając drzwi.

- Hej Naruto – usłyszałem za swoimi plecami głos Kiby. Stał oparty o ścianę i uśmiechał się.

- Siemka – odparłem. Kiedy schodziłem na dół, Kiba mi towarzyszył.

- Trening? – zapytał zdawkowo, przyglądając się mojej torbie.

- Mhm.

- Mogę iść popatrzeć? – zapytał, wywijając dolną wargę.

- Jak chcesz – odparłem, ubierając w przedpokoju buty.

Wyszliśmy oboje i od czasu do czasu popędzałem powłóczącego nogami Kibę, by ruszył zadek. Głupio byłoby się spóźnić.
Na miejscu od razu wpadłem w tarapaty. Anko natarła mi uszy, za każdą pomyłkę tego dnia. Wrzeszczała dużo więcej niż zwykle. Jej czoło przecinała głęboka zmarszczka, a brwi marszczyła w gniewnym odruchu.
Od czasu do czasu krzyczała tylko parę wskazówek, takich jak ,,Szybciej, Uzumaki!’’, ,,Zrób to lepiej’’, czy ,,Nie bądź beksą, później popłaczesz!’’

- Dobra, na dziś wystarczy. Zbieraj się, Naruto! – krzyknęła z trybun po dłuższej przerwie. Kiba, który powoli przysypiał na siedzeniu obok wzdrygnął się słysząc nagły komunikat Anko.

Pot ściekał mi po brodzie, a mokre kosmyki lepiły się do czoła. Nie czułem się dobrze.
Teraz na wygranej zależało mi jeszcze bardziej. Niedługo będę pełnoletni, a wygrana w konkursie mogłaby mi zapewnić dostatnie życie na dłuższą chwilę.
Poza tym, nie chciałbym wiecznie mieszkać z Sasuke w domu dziecka. Znaczy, chciałbym wiecznie mieszkać z Sasuke, ale bardziej na swoim, niż u kogoś…
Zakładając, że Sasuke pragnie tego samego.
Idąc w stronę Anko, moje myśli skierowały się na nieprzyjemne tory. Rozmyślałem, co się z nami stanie po liceum. Oczywiście, jeśli nie skończy ze mną, kiedy dowie się, że jednak jestem chory na AIDS. No i jeśli mu się nie znudzę.
A jeśli nie jestem chory? Co jeśli w końcu ulegnę, będziemy się kochać, a mu się nie spodoba? Co jeśli zostawi mnie samego?
Kiedy Anko dostrzegła moje załzawione oczy, chyba lekko spuściła z tonu.

- Było całkiem, całkiem, tylko musisz się bardziej skupić, kumasz? – powiedziała, bawiąc się breloczkiem od kluczy.

- Jasne – mruknąłem, wzruszając ramionami. Spojrzałem na Kibę, który bacznie mi się przyglądał. – Idziemy? – zapytałem.

Szatyn tylko pokiwał głową, po czym wstał i wspólnie ruszyliśmy ku wyjściu.
Kiedy tylko drzwi od lodowiska zamknęły się za nami, spytał:

- Dlaczego byłeś bliski płaczu?

- No, widziałeś, nie poszło mi najlepiej – rzuciłem wymijająco, uciekając wzrokiem przed jego spojrzeniem.

- Ta, a ja jestem sierotą… - żachnął się. Dopiero po chwili sam zrozumiał, co powiedział, i wybuchł niepohamowanym śmiechem. – Punkt dla ciebie, Uzumaki. Nie powiesz mi, że taki chłop jak ty maże się z powodu jednego nieudanego wyskoku.

- Nie jednego… - zaprzeczyłem, przejeżdżając językiem po zębach.

- Niech mnie piorun strzeli, jeśli to nie chodzi o Sasuke…- rzucił, po czym dodał – Widzisz? Nie strzelił. Więc, co znów zrobił pan doskonały?

- Nic. Um…To znaczy… - jęknąłem, czując, jak się czerwienię. – C-co jeśli on mnie rzuci? – wydukałem w końcu, wypuszczając z płuc nagromadzone powietrze.

Kiba milczał przez chwilę, co kawałek potrącając jakiś kamyk butem.

- Naruto, jesteś atrakcyjny, inteligentny i dobry, a Sasuke jest zbyt napalony, żeby sobie ciebie darować… - zaczął, jednak po chwili pokiwał głową. – Robię z Sasuke kogoś gorszego, niż jest w rzeczywistości. Czy kiedykolwiek dał ci naprawdę powód, byś mógł w niego zwątpić? Jak go znam, na pewno nie.

- Tak, ale kiedy już wyjdzie na jaw, że jestem chory…

- Chryste, ale z ciebie masochista – skwitował kwaśno Kiba, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Chłopie, daj sobie trochę odbój, bo zwariujesz, zanim przyjdzie czas na wyniki.

- Dooobra – rzuciłem, wciskając ręce w kieszenie. – Sasuś mnie kocha, nigdy nie opuści, jestem zdrowy, wygram mistrzostwa, będę szczęśliwy, ojciec padnie trupem – powiedziałem z przekąsem, po czym zacisnąłem usta w wąską linię.

- Właśnie tak! Chodź, robi się chłodno – mruknął Kiba, przyspieszając kroku.

Podążyłem za nim.

2 komentarze:

  1. Hahaha! Ojciec padnie trupem xD no ładnie ładnie Naruś xD
    Ale jego stary to cham ;-; Ja na miejscu Naru bym mu powiedziała że William go zgwałcił i tak to wyszło a nie stary dupe grzeje jakiejś starej niewyżytej szmacie XD

    OdpowiedzUsuń
  2. No tego jego ojca od początku nie lubiłam! Cham i świnia!
    Żeby własnego syna z domu wyrzucić?! T.T
    No Naru jak zawsze najlepszy xD

    OdpowiedzUsuń