Rozdział
trzydziesty
Try to have no regrets
even if it’s just tonight
How you gonna walk ahead
if you keep living behind
Stuck in my same position,
you deserve so much more
There’s a whole world around us,
just waiting to be explored
even if it’s just tonight
How you gonna walk ahead
if you keep living behind
Stuck in my same position,
you deserve so much more
There’s a whole world around us,
just waiting to be explored
Oparłem się plecami o drzwi i zjechałem po nich powoli,
przełykając ślinę. Próbowałem powstrzymać cisnące się do oczu łzy, ale wysiłki
jak zwykle spełzły na niczym. Podciągnąłem kolana pod brodę i oparłem na nich
czoło, wsłuchując się w ciszę.
Ale ja ciebie nie
kocham. I nigdy nie pokocham – moje własne słowa niosły się echem w mojej
głowie.
Jak mogłem być taki głupi? Taki ślepy, by celowo ranić
kogoś, kogo tak bardzo kochałem?
Dlaczego ile razy muszę dokonać wyboru, wybieram źle? I jak,
do kurwy nędzy, mam zamiar to odkręcić?
To nie było fair. To były chyba najgorsze słowa, jakie
kiedykolwiek wyszły z moich ust.
Podniosłem się z podłogi i podszedłem do okna, wyglądając
przez nie, schowany za firanką.
Sasuke wciąż stał tak, jak go zostawiłem, wpatrując się
pustym wzrokiem w drzwi. Nie ruszył się nawet wtedy, kiedy zaczął padać deszcz,
więc już po chwili był mokry. Patrzyłem przestraszony na niego, a on stał jak
słup i chyba nawet nie myślał, by odejść i dać sobie spokój.
Jaką szmatą jestem, żeby ranić tak ludzi?
Rzuciłem w jego stronę ostatnie zrozpaczone spojrzenie, po
czym otworzyłem drzwi od domu i wyszedłem, zajmując miejsce naprzeciwko Sasuke.
Mokre kosmyki włosów przykleiły mu się do twarzy, a puste oczy wwiercały się we
mnie. Wzdrygnąłem się, kiedy moja koszulka namokła w zaledwie parę sekund i
poczułem na skórze chłód.
- Wejdźmy proszę. Chyba musimy pogadać – powiedziałem po
chwili kwaśno i nie wiedząc co mógłbym zrobić, wepchnąłem drżące dłonie w
kieszenie.
Chyba go zaskoczyłem, bo skonsternowany zmarszczył brwi,
zanim się w ogóle poruszył.
***
Nie za dobrze wiem, jak to się stało, ale właśnie wszedłem
do łazienki, w której stał Sasuke, opierając się o umywalkę i drżąc z zimna.
Wypadałoby dodać, że jakimś cudem obydwoje zrzuciliśmy mokre ciuchy i byliśmy w
samych bokserkach.
Kiedy Sasuke dostrzegł mnie odbijającego się w lustrze,
obrócił się do mnie przodem, opierając się biodrami o umywalkę.
- Przyniosłem ręczniki – mruknąłem, podchodząc do bruneta.
Nie potrafiłem się powstrzymać i obrzuciłem spojrzeniem jego mokrą klatkę,
brzuch i szczupłe przedramiona. Podałem mu jeden ręcznik, a drugim, skuszony
przez…sam nie wiem co, zacząłem wycierać mu włosy. Widziałem zdziwienie
wymalowane na jego twarzy, ale wiedziony jakąś chorą potrzebą zwykłego dotyku
nie zaprzestałem tej czynności.
Zdziwiłem się lekko, kiedy Sasuke złapał mnie za nadgarstek
powstrzymując moje ruchy. Utknąłem z dłońmi na jego głowie i wzrokiem wbitym w
mętne oczy.
Chwila kiedy się sobie przyglądaliśmy przyjemnie się
przeciągała, dopóki nie przełknąłem śliny.
- Nie powinieneś się we mnie zakochiwać – stwierdziłem,
walcząc z samym sobą by nie uciec wzrokiem.
- To nie moja wina – odparł.
- Więc czyja? – zapytałem, przygryzając wargę. Znałem już
jego odpowiedź.
- Twoja – zdążył szepnąć, nim złączył nasze wargi w
nieśmiałym pocałunku.
Dziwne. To nie był pierwszy raz, kiedy się całowaliśmy, a
mimo to wciąż czułem się jakbym miał narodzić się na nowo. Spalić w popiół i ponownie
z niego powstać.
Nie wiem kiedy wypadł mi z ręki ręcznik. Palce zabłądziły w
jego mokrych włosach, a powieki przesłoniły oczy. Jedyne co teraz mnie
obchodziło, to jego miękkie, chłodne wargi chwytające moje, tak samo spragnione
pieszczot. Jedna dłoń przesunęła się na jego szyję, a jego dłonie spoczęły na
moich biodrach. Po plecach przeszły mi dreszcze podniecenia. Znów miałem
uczucie, że postępuję niewłaściwie, ale…
Pieprzyć to.
Kiedy tylko uchyliłem swoje usta, jego język zaatakował mój,
zachęcając mnie do walki o dominację. Jęknąłem cicho, zahaczając jego dolną
wargę. Sasuke delikatnie popchnął mnie do tyłu, przez co oparłem się o pralkę.
Chwilę później zrozumiałem o co mu chodzi i kiedy mnie podźwignął na ręce,
zaplotłem swoje nogi wokół jego talii. Brunet posadził mnie na pralce
doprowadzając dłońmi do szaleństwa i składając pocałunki na mojej
wyeksponowanej szyi.
Po chwili ponownie podjechał wyżej. Nasze oczy się spotkały,
jego dłoń gładziła mój zarumieniony policzek.
- Jesteś taki piękny – szepnął, trąc swoim nosem o czubek
mojego. Tym razem to ja wyjechałem z inicjatywą i złączyłem nasze usta w
długim, delikatnym pocałunku.
Sasuke popchnął mnie delikatnie, więc podparłem się kładąc
dłonie za plecami. Pech chciał, że trafiłem na przycisk odwirowania i zaczęło
mną trząść. Nie wiem do czego mógłbym to porównać, ale romantyczny nastrój
zniknął tak szybko, jak się pojawił, za to zacząłem śmiać się, rozładowując
napięcie jakie wytworzyło się między nami. Kąciki ust Uchihy zawędrowały
delikatnie do góry, a oczy zamiast być matowymi, zaczęły się iskrzyć.
Nasze twarze wciąż pozostawały blisko, więc czułem na swoich
ustach jego ciepły oddech. Spojrzałem się na jego kuszące wargi, nieświadomie
przygryzając swoją własną.
Czy to źle, że pragnąłem to powtórzyć?
- Już jestem! – usłyszeliśmy tuż po trzasku drzwi. Na twarzy
Sasuke wymalowała się czysta panika.
- To mój tato! – szepnąłem przestraszony, zsuwając się z
pralki. Odkręciłem kurek od prysznica by zagłuszyć rozmowę i zamknąłem drzwi na
zamek. Sasuke zaczął zbierać swoje ubrania, zieleniejąc na twarzy. Podbiegłem
szybko do okna, otworzyłem je i złączyłem dłonie by pomóc mu przez nie wyjść.
Sasuke zrozumiał o co mi chodzi i tylko kiwnął mi głowę.
Przerzucił swoje ciuchy za okno, po czym postawił stopę na moich dłoniach,
drugą przerzucając przez framugę. Kiedy znalazł się po drugiej stronie,
wychylił się do mnie na moment.
- Obiecaj – To jedno słowo spowodowało we mnie lawinę uczuć,
o które się nawet nie posądzałem. Spojrzałem mu głęboko w oczy, po czym
rozpaczliwie przycisnąłem usta do jego chętnych warg.
- Idź już – szepnąłem, odrywając się od niego.
Ciekawe co pomyślą sąsiedzi, kiedy zobaczą jak po dachu
naszego domu biega nastolatek w samych bokserkach…
Musiałem jeszcze wykombinować, jak zwrócić mu buty, które
zostały w przedpokoju…
***
Leżałem już w łóżku, wpatrując się niemo w sufit. Nie mogłem
powstrzymać kwitnącego uśmiechu jaki w tym momencie malował mi się na ustach.
Czułem się sobą. Ludzie grają tak często kogoś innego, że nie wiadomo, kiedy
naprawdę są sobą. Ubieramy myśli w piękne słowa, którymi kolorujemy często
najpodlejsze zamiary, byleby nie musieć walczyć z własnym sumieniem, zamiast po
prostu wykrzyczeć, czego się chce. Może w końcu nadszedł czas, by porzucić
wielobarwne tapety i być po prostu czarno-białym? Do bólu prostym, szczerym i
prawdziwym…
Przewróciłem się na bok, dotykając warg opuszkami palców.
Jeszcze nie tak dawno to usta Uchihy nadawały im kształt w namiętnej ofensywie…
Czułem, że wariuję. To wydawało się być takie
nierealne…Całować się z chłopakiem, czerpać z tego przyjemność i, co było
najdziwniejsze, nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia…
Naprawdę go potrzebuję. Przy nim staję się zupełnie innym
człowiekiem. Takim, jakim chciałem być. Staję się sobą…
Przygryzłem dolną wargę, przymykając bolące oczy. Było już
dobrze po drugiej, a ja wciąż nie mogłem powstrzymać miliona galopujących
myśli.
Czekając na sen malowałem w pamięci oczy Sasuke, które
błyszczały jak jeszcze nigdy w życiu. Dziwne uczucie, być dla kogoś wszystkim
czego się pragnie. Być komuś potrzebnym...
Zasnąłem.
***
Trzy dni później prawie zaspałem do szkoły. Przyzwyczaiłem
się do wolnych dni. Narzuciłem na siebie szybko ciuchy, umyłem zęby i
wyleciałem z domu nawet nie zajmując myśli jedzeniem.
W drodze do szkoły powróciły wspomnienia z poprzednich dni,
a wraz z nimi wyrzuty sumienia. Zacząłem zastanawiać się czy dobrze postępuje,
czy to, co zrobiłem było na pewno słuszne.
Wbiegłem do szkoły i popędziłem do klasy. Było już po
dzwonku a korytarze były opuszczone.
- Dobry, przepraszam za spóźnienie – rzuciłem, obrzucając salę
szerokim spojrzeniem. Jedyne miejsce wolne było tuż obok Sasuke, a od trzech
dni z nim nie rozmawiałem. Napięcie rosło, tak jak moje rozterki i za żadne
skarby nie wiedziałem, jak rozwiązać zaistniałą sytuację. Miałem ochotę zapaść
się pod ziemię i nigdy już nie musieć patrzyć w te błyszczące oczy.
- Cześć – przywitałem się, kładąc torbę na ławce i wyjmując
z niej książki.
- Hej – powiedział, posyłając mi rozbrajający uśmiech.
Uśmiechający się Uchiha…prawdziwy ewenement!
- Panie Uzumaki, proszę przeczytać ten wiersz – rzucił
chłodno nauczyciel. Chwilę zajęło mi znalezienie odpowiedniej strony, na
szczęście Nara siedzący za plecami podszepnął co nieco.
Odczytałem głośno:
Jednego serca! tak
mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi,
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami moimi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętymi!
Jednego serca i rąk białych dwoje,
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba.
Jednego serca! Tak mało mi trzeba...
A jednak widzę, że żądam zbyt wiele!
Jednego serca trzeba mi na ziemi,
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Jednych ust trzeba, skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami moimi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętymi!
Jednego serca i rąk białych dwoje,
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba.
Jednego serca! Tak mało mi trzeba...
A jednak widzę, że żądam zbyt wiele!
Kiedy skończyłem czytać, zorientowałem się, że Sasuke trzyma
mnie za dłoń. Nie wiem dlaczego czułem ucisk w brzuchu i pieczenie w gardle.
Podniosłem szybko wolną rękę.
- Czy mogę wyjść do toalety? – spytałem i nie czekając na
odpowiedź, wstałem i wyszedłem szybkim krokiem.
Opukałem twarz lodowatą wodą, po czym oparłem się dłońmi o
umywalkę i spojrzałem w lustro krzywiąc się jak po zjedzeniu cytryny.
Zanim silne ramiona objęły mnie w talii, zdążyłem zobaczyć
zbliżającego się bruneta.
Przylgnął do moich pleców, opierając brodę na moim ramieniu.
- W porządku? – mruknął mi przy uchu, aż po moim ciele
przeszły ciarki.
- Taaa – westchnąłem, przymykając oczy. – Właściwie to nie.
- Więc? O co chodzi? – ponaglał mnie. Jego dotyk drażnił
mnie niesamowicie. Chciałbym mu uciec…
- Uważam, że nie powinniśmy się spotykać.
Jego mina nagle spoważniała. Odwróciłem się w jego ramionach
tak, że mogłem mu spokojnie spojrzeć w oczy.
- Rozumiem – przyznał, próbując się ode mnie odsunąć. Teraz
to ja objąłem go w pasie, opierając swoje czoło o jego.
- Mam AIDS – powiedziałem, mrugając energicznie by
powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
Nastała cisza, którą baliśmy się przerwać.
Słyszałem równy oddech bruneta i czułem, jak drżą mu ręce.
Może to nie na miejscu, ale zdecydowanie mi ulżyło. Postawiłem pierwszy krok, by
być sobą. By otworzyć się na bliskie osoby.
- AIDS? – powtórzył jak mantrę. Pokiwałem powoli głową i
przymknąłem oczy, jak gdybym czekał na atak.
- Dlatego tak długo mnie odpychałeś? – zapytał, odgarniając
grzywkę z mojej twarzy.
Kiwnąłem ponownie głową, nie będąc pewnym własnego głosu.
Jego ręce ponownie zawędrowały na moje biodra.
- Jesteś pewny? – szepnął.
- Nie. Badania będę mógł zrobić dopiero za pięć tygodni.
- Tak długo chciałeś mnie odpychać? Jestem Uchihą, zwykle
nie czekam długo ze zdobyciem czegoś. – parsknął, a jego dłonie ponownie
zawędrowały na moją talię.
- To dlatego tak długo mnie odpychałeś? – zapytał ostrożnie.
Pokiwałem głową, kładąc dłonie na jego ramionach i
przytulając się do niego. Potrzebowałem ciepła jego ciała. Silnych ramion które
odepchnęłyby niepokój i niepewność.
- Więc…lubisz mnie? – powiedział wesoło.
- Mhm – przyznałem, nie odrywając się od niego.
- I podobam ci się?
- Tiaaaaa – bąknąłem, czując jak na moje policzki wlewa się
głęboki rumieniec.
- I uważasz że masz szczęście, że takie ciacho jak ja
zainteresowało się tobą? – mruknął głębokim głosem, od którego zmiękły mi
kolana.
- Dupek – syknąłem, siląc się na obrażony ton.
- Twój dupek – powiedział, muskając ustami moje czoło. Czy
to przypadek, czy to naprawdę miało brzmieć niczym wieczysta przysięga?
- Mój dupek – powtórzyłem, pociągając nosem.
Pzesłodkie... Cudowne... Boskie... Niesamowite... Genialne... Piękne... Śliczne... Brak słów. Po prostu kocham <3
OdpowiedzUsuńJezu kocham to! ;-; To takie genialne i zajebiste opowiadanie ;-; Wzrusza mnie dosłownie każdy rozdział, piękne.
OdpowiedzUsuńA Naru prosto z mostu "Mam AIDS" xd
Rozmowa w łazience zajebista <3
Poważne rozmowy w szkolnych łazienkach zawsze na miejscu XD
OdpowiedzUsuńJezuuuu! Wzruszam się prawie caaały czas, kiedy czytam to opowiadanie *.*
OdpowiedzUsuńAle czemu te jedne z ważniejszych rozmów zazwyczaj odbywają się w szkolnych łazienkach lub składzikach woźnego?? xD