Uff. Jakoś poszło ;d Nawet szybciej, niż ostatnio =d
Za zbetowanie rozdziału serdecznie dziękuję mawako :d
Odpowiedzi na komentarze pod Gdziekolwiek pójdziesz, pójdę ja.:
~Anne - bardzo dziękuję za tak pochlebne i ciepłe słowa. Po tym wszystkim, co do tej pory napisałem, jestem naprawdę szczęśliwy mogąc coś takiego przeczytać ;d Poza tym, takie komentarze dają niesamowitego kopa =d
~Lena V - również bardzo dziękuję. Nie mogę obiecać, że będę często wzruszać, bo takie teksty powstają, kiedy odczuwam specyficzny rodzaj melancholii, a pisanie staje się wtedy dla mnie jakąś formą autoterapii.
Niemniej jednak, na pewno napiszę jeszcze jakiś wyciskacz łez ;d
~Neko - starałem się, żeby nie był lekki ;d
~Maranwe Shillien - ja tam sam roniłem niejedną łzę, kiedy to pisałem ;d Musiałem wprowadzić się w naprawdę podły nastrój, żeby się za to zabrać ;d
~Itachi Uchiha - Też kocham <3 Dzięki za słowa uznania ;d
~Basia - dziękuję za słowa uznania ;) Czasem dobrze jest trochę popłakać, to oczyszcza atmosferę ;d
~Meo - dziękuję !! Wiele dla mnie znaczy, że ktoś postanawia skomentować coś, co napisałem ;d
~Edo mazo - narazie z HSK będzie kłopot, na poprzednim laptopie miałem trochę już napisane i nie bardzo mam wenę, żeby zaczynać od początku xD No i dziękuję przy okazji za ciepłe słowa ;d
Nie przedłużając już bardziej, zapraszam na pierwszy rozdział Nagrodzonego.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba =d
Rozdział 1
Drżąc z zimna, wysunął po raz kolejny telefon z kieszeni.
Dziesięć po ósmej. Świetnie. Niech jeszcze kiedyś każe mu fatygować się na
ósmą, po czym zapomni sama stawić się w pracy, to złoży na nią donos. W sumie
nie miał pewności, czy kobieta przed kimkolwiek odpowiada w swojej pracy jako
dyrektorka całego ośrodka, ale coś by się wykombinowało.
Nasunął szalik na nos, próbując zatrzymać jakoś resztki
ciepła. Podarował sobie śniadanie, by być na czas, a to rude babsko go
wystawiło.
Najchętniej obróciłby się na pięcie i odmaszerował.
Już miał sięgnąć do kieszeni, by ponownie sprawdzić godzinę,
kiedy na parking koło ośrodka wjechała czarna toyota, z której wysiadła
rudowłosa kobieta. Sasuke uważnie obserwował, jak po drugiej stronie auta wysiada
jej syn, z nieco sterczącymi włosami i napuchniętą od snu twarzą. Musiał
dopiero co wstać. To by tłumaczyło, dlaczego tyle się spóźnili. Gdyby nie ten
kutas, od piętnastu minut mógłby siedzieć w ciepłym pomieszczeniu.
– Dzień dobry, Sasuke. Przepraszam za drobne spóźnienie,
mieliśmy mały problem.
Drobne. Mały problem
można mieć, kiedy pomyli się tabletki i stoi ci bez przerwy na pierwszych
czterech zajęciach lekcyjnych. Z czego połowa to wf. W szkole z internatem,
tylko dla chłopców.
– Ależ nie szkodzi. I tak nie lubię, jak jest mi ciepło –
sarknął, wywołując, ku jego zdumieniu, uśmiech na twarzy blondyna otwierającego
bagażnik. Kushina zamrugała energicznie, wydymając dolną wargę.
– Świetnie się składa. Pomyślałam, że najpierw odśnieżysz
ogród, a później skosisz trawę… – zadecydowała, zakładając torebkę na ramię i
kierując się do wejścia.
– Jest połowa stycznia – warknął brunet, zaciskając w
kieszeniach pięści.
– …nożyczkami – burknęła, zakładając torebkę na ramię i
uśmiechając się z satysfakcją, kiedy na twarzy Sasuke wymalowało się
zaskoczenie. – Czekam w środku. Pomóż Naruto zanieść kartony do kuchni.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Sasuke gwizdnął z podziwem.
– Ranny ptaszek to z niej nie jest – burknął, zajmując
miejsce koło blondyna przy bagażniku i wpatrując się w stos kartonów. A
przynajmniej starał się skupić na kartonach, chociaż spojrzenie uciekało mu w
bok, na nieco wyższego od niego, szczupłego chłopaka w czarnym płaszczu. Nawet
pomimo zaspanych oczu, jego spojrzenie coś w sobie miało.
– To
akurat moja wina. Mieliśmy rano drobną sprzeczkę – mruknął przepraszająco,
chwytając za pierwszy z brzegu karton. Miał miły dla ucha głos. Z drugiej
strony miał nadzieję, że nie zacznie mu się zwierzać z ich porannego. tête-à-tête
Z zaciętą miną chwycił za najbliższy karton, sapiąc przy
podnoszeniu.
– Co w nim jest, martwe ciała? – jęknął, podążając za
znikającym za drzwiami blondynem, który zarechotał na jego uwagę.
Policzki zaczęły go szczypać, gdy tylko przekroczył próg
ośrodka. Czuł przeszywający ból dłoni, przez co w pewnym momencie prawie
wypuścił karton z rąk.
Lawirowali przez moment po korytarzach. Naruto musiał być
świetnie zorientowany w całym kompleksie budynków, bo ani przez moment nie
stracił orientacji. A przynajmniej na to wyglądało.
– Daleko jeszcze? – zawołał za chłopakiem, a jego głos
powędrował wzdłuż korytarzy, odbijając się głośnym echem od ścian.
Naruto syknął, obracając się w jego stronę.
– Trochę ciszej, większość jeszcze pewnie śpi – upomniał go,
maszerując przed siebie.
– Jest pieprzona ósma rano! Skoro ja mogę zapierdalać, to
inni mogą zwlec się chociaż z łóżka – żachnął się Uchiha, marszcząc groźnie
brwi. Naruto pokręcił z niedowierzaniem głową. Chłopak zaczynał go denerwować.
Kilka korytarzy dalej i dotarli do kuchni. W powietrzu
unosił się zapach jajecznicy i świeżo zaparzonej kawy.
– Doberek! Cóż to za cudowne zapachy! – blondyn rzucił ku
kobietom uwijającym się przy przygotowaniu śniadania. Większość z nich
zachichotała, spoglądając na chłopaka pobłażliwie.
– Dzień dobry! – odparły prawie równo, nie przerywając
swoich czynności.
– Kładź na razie gdziekolwiek – powiedział blondyn do
Uchihy, odstawiając swój karton na blat koło lodówek. – Pójdziesz po resztę? –
zapytał, przecinając wieko kartonu i zaglądając do niego. Zabrał się za
rozpakowywanie.
– Mam sam wszystko nosić? – rzucił, nim zdążył ugryźć się w
język. Wyglądało na to, że dopiero teraz reszta osób w pomieszczeniu zwróciła
na niego uwagę. Kiedy Naruto posłał mu
nieodgadnione spojrzenie, sapnął i obrócił się na pięcie.
– Mógłby zaproponować chociaż pieprzoną herbatę za to, że
się spóźnili i stałem na mrozie – warczał pod nosem, próbując odnaleźć drogę do
samochodu. Był niemalże pewien, że za tymi drzwiami powinien być hol…
…Cholera.
Sapnął, rozglądając się dokoła. Sytuacja wyglądała
beznadziejnie. Nim dotarł z powrotem na parking, był cały zgrzany. Żeby
wszystko rozpakować, potrzebował obrócić trzy razy. Pod koniec przynajmniej
odnajdywał drogę bez większych kłopotów. Kiedy wszedł do kuchni z ostatnim
kartonem, zastał Naruto pochylającego się nad parującą jajecznicą. Jedna z
kobiet postawiła mu obok kubek z gorącą herbatą.
– Już wszystkie? – zapytał znad talerza.
Sasuke zmarszczył gniewnie brwi i zacisnął mocno szczękę.
Tyle, jeśli chodzi o równouprawnienie.
Blondyn chwycił za kromkę chleba i posmarował jedną masłem,
nim zapytał: – Jesteś głodny? Jestem pewien, że zostało jeszcze trochę
jajecznicy… – zaproponował, posyłając starszej kucharce szeroki uśmiech.
– Po co się pytasz, widzisz, jaka z niego chudzinka! – odparła
rezolutnie, ładując na talerz śniadanie. – Siadaj, kochaniutki, i jedz, póki
ciepłe – zakomenderowała, stawiając posiłek naprzeciwko Naruto. Po chwili koło
talerza stał także kubek parującej herbaty.
– Dziękuję – mruknął, próbując wymusić na twarzy uśmiech.
Sądząc po rozbawionej minie blondyna, nie bardzo mu to wyszło.
Musiał przyznać, że jedzenie mieli tu pyszne. Tylko cisza
panująca między nim a Naruto była jakaś… niewygodna. Tak jakby miał drzazgę
wbitą pod paznokieć i nie mógł się jej pozbyć.
Z drugiej jednak strony nie wyglądało na to, żeby blondynowi
ta cisza przeszkadzała. Wsuwał jajecznicę, jak gdyby nie jadł od kilku dni.
Pewnie i tak nie miał nic ciekawego do powiedzenia.
Wystarczyło na niego spojrzeć. Bogaty paniczyk. Słodki piegowaty blondynek
rozpieszczany przez mamusię i życie. I to spojrzenie!
Gdyby ktoś znalazł go kiedyś z zakrwawionym nożem nad ciałem
nieboszczyka, nawet przez myśl nie przeszłoby mu, że to ta błękitnooka paniusia
mogła kogoś zamordować.
Prychnął, wbijając widelec w jajecznicę z taką mocą, że
Naruto nie umknął jego podły humor. Uniósł w zdziwieniu brwi, otaczając
zmarzniętymi dłońmi gorący kubek.
– Wyluzuj, zostało ci zaledwie sto dziewiętnaście godzin i czterdzieści
minut – powiedział, upijając łyk herbaty, by zatuszować uśmiech cisnący się mu
na usta. Bez powodzenia.
– Masz ubaw po pachy, co? – sarknął Sasuke, pakując do ust
jajecznicę.
– Miła odmiana zjeść z kimś śniadanie i wypić herbatę –
rzucił lekko, uśmiechając się tym bardziej, im więcej złości okazywał brunet.
– Uhum – mruknął, gryząc kawałek świeżego chleba.
Niedługo potem krzątał się po stołówce, układając sztućce,
organizując kompot i gromiąc spojrzeniem uśmiechającego się jak głupi blondyna.
Pracowali po dwóch stronach pomieszczenia, więc przynajmniej nie musiał z nim
rozmawiać. Gdy zaczęli się schodzić ludzie, wszystko było już w jak najlepszym
porządku. Naruto wymienił z niektórymi kobietami kilka formułek
grzecznościowych, przedstawiając im Sasuke, na co ten starał posłać się im
spojrzenie typu jak nakruszycie, to same
będziecie to sprzątać. Jakiś
dzieciak podejrzanie kleił się do nogi Naruto. Wyglądał jak mały napalony pies,
tak bardzo doczepił się do tego piegusa.
Był wdzięczny za to, że blondyn nie mógł usłyszeć jego
myśli.
Kiedy Naruto oderwał się od rozmówców, klepnął go w plecy,
na co Sasuke spochmurniał, po czym ruszył do kuchni. Dziwnie było słyszeć te
wszystkie „dziękuję” ilekroć podawał komuś talerz z jajecznicą. Miał na myśli… po
co komuś dziękować za rozbełtane jajka? To nie tak, że uratował komuś dziecko…
– Coś cię trapi? – zapytał Naruto, uśmiechając się do
kolejnej podstarzałej kobiety przewijającej się przed punktem, w którym
wydawali jedzenie.
– Zastanawiam się, jak to jest, że młody gówniarz flirtuje
pod okiem mamy z połową staruszek w tym mieście – sarknął, wciskając
brzemiennej blondynce talerz w ręce. Miał wrażenie, że wcisnął jej go w brzuch.
– Nie narzeka, staruszki są dużo bardziej szczodre niż te
młode siksy – mruknął, a kiedy na twarz Sasuke wpłynął dziwny grymas, mający
dużo do czynienia ze zdziwieniem, zarechotał głośno.
– To było niesmaczne – zauważył brunet, próbując utrzymać w
miejscu unoszące się kąciki ust.
– Wydajesz się osobą, którą bardzo ciężko jest zgorszyć –
odparł blondyn, uprzejmie życząc jednej z kobiet „smacznego”.
– Zdziwiłbyś się – mruknął. – Ale sposób, w jaki starsze
babki pożerają cię wzrokiem…
– Zazdrosny? – zaśmiał się Naruto, wycierając ręce w
ręcznik.
– Dobra, teraz serio mnie zgorszyłeś – bąknął Sasuke,
wywołując u Naruto kolejną salwę śmiechu, aż zaczęły przyglądać się im ostatnie
kobiety, które zostały w kolejce. – Poza tym nie uważaj tego za komplement.
Sympatia staruszek nie powinna za takowy uchodzić.
– Mylisz się – powiedział spokojnie Naruto, nalewając sobie
i Sasuke kompotu. – Sympatia drugiego człowieka to jak najbardziej komplement.
Powinieneś kiedyś spróbować – zapewnił go blondyn, wypijając kompot jednym
haustem.
– Jasne – sarknął, ale kiedy podawał talerz z jedzeniem
ostatniej osobie, wymsknęło mu się proszę.
Paskudne uczucie.
***
– Co teraz? – zapytał, gdy po skończeniu wydawania posiłków
odnalazł blondyna tuż przed biurem swojej matki.
– Może wejdziesz i zapytasz? – zaproponował.
– Twoja mama chyba nie bardzo mnie lubi… – odparł
rezolutnie, dmuchając we wpadającą mu do oczu grzywkę.
– Bzdura. Ona cię uwielbia! – zapewnił, klepiąc go po
ramieniu i odchodząc w sobie tylko znanym kierunku. Sasuke spoglądał za nim
przez chwilę, marszcząc brwi i układając w głowie stosik inwektyw, jakimi
chciałby w tej chwili obrzucić blondyna. Dupek musiał mieć niezły ubaw.
Westchnął cierpiętniczo, po czym wszedł do gabinetu kobiety.
W świetle dnia waniliowe ściany wyglądały jeszcze gorzej, przyprawiając bruneta
o mdłości.
Kushina podniosła na niego wzrok z nad organizatora.
– Spróbuj jeszcze raz, ale dla odmiany uprzednio zapukaj.
– Szkoda czasu na konwenanse – mruknął, opadając na krzesło
po przeciwnej stronie biurka. Zaraz i tak go pewnie wyrzuci, ale chociaż chwilę
uda mu się odsapnąć.
– Skoro tak bardzo szkoda ci czasu na uprzejmości, to mam
dla ciebie idealne zadanie. Potrzebuję, abyś zaniósł pewne papiery do szpitala.
– To po drugiej stronie miasta…
– W takim razie nie ma sensu zwlekać. Jak się pospieszysz,
zdążysz wrócić do pracy jeszcze przed obiadem – zasugerowała, odchylając się na
krześle i podsuwając mu teczkę.
– Jasne. Żaden kłopot – warknął, zabierając ją i wstając.
Kiedy wychodził z pokoju, z premedytacją trzasnął drzwiami. Usłyszał wymruczane
przekleństwo z gabinetu kobiety, co wywołało u niego szeroki uśmiech.
Skierował się do pomieszczenia dla pracowników, w którym
zostawił swoją kurtkę. Opatulił się ciepło szalikiem i narzucił na siebie
wszystko, co możliwe, jako ostatnie wciągając na dłonie rękawiczki.
– Idziesz gdzieś? – zapytał Naruto, gdy tylko pojawił się w
tym samym pomieszczeniu i otworzył szafkę stojącą pod ścianą.
– A więc tutaj chowacie kawę… – mruknął Sasuke, puszczając
pytanie blondyna koło uszu.
– Pytałem, czy się gdzieś wybierasz… – powtórzył Uzumaki,
chwytając czajnik, by napełnić go wodą.
– Zanieść papiery do szpitala.
– Uhum. Nie chcesz przy okazji skoczyć mi do sklepu po
jakiegoś energetyka? – zapytał, wpatrując się w niego proszącym wzrokiem.
– Nie – bąknął, po czym podniósł ze stołu teczkę i wyszedł z
pomieszczenia, zostawiając Naruto z grymasem niezadowolenia na twarzy.
***
Kiedy wrócił ze szpitala, na dworze zaczęło się powoli
ściemniać. Zmarznięty trzasnął za sobą drzwiami, pocierając czerwone od mrozu
dłonie. Hol był pusty, zapewne większość znajdowała się w tej chwili na
obiedzie. Skierował swoje kroki do kanciapy pracowników. Gdy otworzył drzwi,
zastał w środku grono obcych osób. Część z nich przyglądała się mu ciekawie.
Chwilę zmagał się sam ze sobą, nim zdecydował, że ma takie same prawo przebywać
w tym pomieszczeniu co aktualni pracownicy ośrodka. A jeśli nie, to zamierzał
poruszyć ten temat przy następnej wizycie w biurze Kushiny.
Mimo wszystko czuł lekkie skrępowanie, kiedy zaparzał sobie
kawę, uprzednio wygrzebawszy ją z nieco zagraconej szafki.
Wyluzował dopiero kiedy w pomieszczeniu pojawił się Naruto,
trzymając na rękach małego chłopca. Ciemnowłosy malec bawił się włosami
chłopaka, a na jego policzkach widniały ślady zaschniętych łez.
– Hej, Izumi, podasz mi apteczkę? – zapytał, na co
czarnowłosa kobieta kiwnęła głową i wepchnąwszy sobie sucharka, którego
aktualnie jadła, do ust, zaczęła grzebać w jednej z szafek. – Spokojnie, Shouki, zaraz naprawimy ci nóżkę
– zapewnił Uzumaki, uśmiechając się szeroko. Dziecko wpatrywało się w niego
niemo, kiedy blondyn odebrał od brunetki czerwone pudełko i zabrał się za
opatrywanie chłopczyka. Jak się okazało, mieli całkiem pokaźną kolekcję
kolorowych plastrów, więc chwila minęła, nim Shouki wybrał ten z najfajniejszym
wzorem. Sasuke zdążył niemal dopić swoją kawę, kiedy Naruto kiwnął do siebie z
aprobatą po zaklejeniu rany i chwycił chłopczyka jedną ręką, niosąc go pod
ramię jak worek ziemniaków. Wywołało tu u chłopczyka salwę śmiechu.
– Do widzenia – rzucił, nim zniknął za rogiem, wyniesiony
przez wyszczerzonego Naruto.
***
– Gdzie ona jest!? – usłyszał krzyk. Spojrzał zdziwiony na
Naruto, którego brwi podskoczyły do góry.
Nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać, zza zakrętu
wyłoniła się sylwetka mniej więcej trzydziestoletniego faceta. Tuż za nim
biegła matka Uzumakiego, wyglądając na co najmniej rozchwianą emocjonalnie.
Gdyby nie atmosfera napięcia, którą wprowadzał zdenerwowany mężczyzna, Sasuke
na pewno nie puściłby dreptającej Kushiny bez niewybrednego dowcipu.
Mężczyzna zmienił kierunek, zanim dotarł do nastolatków.
– Naruto! – krzyknęła Kushina, wbijając w syna przerażone
spojrzenie – dzwoń na policję!
Ten puścił słowa mimo uszu i ruszył za nią. Sasuke
niechętnie odrzucił trzymaną w dłoni miotłę i podążył za chłopakiem. Mężczyzna
wszedł do jednego z pomieszczeń mieszkalnych, z którego zaraz zaczęły wydobywać
się krzyki. Gdy Sasuke przekroczył próg zaraz za Naruto, zobaczył drobną
blondynkę zamkniętą w silnym uścisku mężczyzny. Jej twarz wyrażała jedynie ból
i strach. Brunet mimochodem zerknął na stojącego obok, przerażonego Uzumakiego.
Jego matka próbowała odciągnąć mężczyznę od kobiety, ale ten jedynie popchnął
ją na ścianę. W następnej sekundzie Naruto podbiegł i jakimś cudem pomógł
kobiecie wydostać się z uścisku napastnika, szarpiąc się z nim w dziwnym szale.
Nim Sasuke zdążył zareagować, Uzumaki oberwał w twarz i zachwiał się
niebezpiecznie, a z jego nosa popłynęła krew. Następne uderzenie sprawiło, że
jego szczęka odskoczyła, a on sam opadł na ziemię.
Sasuke cały drżał z podniecenia. Uśmiechnął się pod nosem,
pokonując w dwóch szybkich krokach dzielącą go od mężczyzny odległość. Gdy
tylko napastnik odwrócił się w jego stronę, nim zdążył zareagować, Uchiha
uderzył czołem w jego nos. Ból oślepił zarówno napastnika, jak i bruneta.
Mężczyzna opadł do tyłu, podpierając się rękoma, co natychmiast wykorzystał
rozszalały Sasuke. Skoczył na mężczyznę, wymierzając mu kolejno coraz
silniejsze ciosy w twarz. Czuł pod palcami twarde kości policzkowe, z którymi
wchodził w kontakt przy każdym uderzeniu. Obnażył z zawziętością zęby, zaciskając
jedną dłoń na szyi wyczerpanego intruza i bijąc bez opamiętania. Przestał
dopiero w chwili, gdy objęły go ramiona Uzumakiego, krępując mu ruchy.
– Już wystarczy, Sasuke – wyszeptał niemal czule, kucając za
nim i opierając brodę na jego ramieniu. – Już wystarczy – powtórzył, próbując
uspokoić oddech. Sasuke również oddychał ciężko. Czuł, jak z nosa cieknie mu
krew, a jego prawa dłoń pulsowała silnym bólem. Kręciło mu się w głowie.
Zapewne było to związane z pierwszym ciosem, jaki zadał napastnikowi, lub
jedynie z adrenaliną, która pobudziła go do tego wszystkiego. Spojrzał na
nieprzytomnego mężczyznę i splunął na niego, wycierając zakrwawioną dłoń w
skrawek jego koszuli.
– Sprawdź, co z twoją matką – zasugerował brunet, klepiąc
splecione na jego klatce dłonie chłopaka. – Już będę grzeczny.
Naruto parsknął pod nosem, odsuwając się od chłopaka i
podchodząc do nieprzytomnej Kushiny.
– Niech pani zadzwoni na policję i na pogotowie i wyjaśni
sprawę – warknął brunet do kobiety stojącej pod ścianą, wciąż zatykającej usta
i walczącej z targającym jej ciałem szlochem.
Kiedy przyjechała karetka, dyrektorka ośrodka została
zabrana na obserwację do szpitala. Cała sytuacja wzbudziła ogromne
zainteresowanie u podopiecznych placówki. Ludzie przyglądali się im, nie
ukrywając ciekawości, co tylko zdenerwowało bruneta.
Sasuke upierał się, żeby Naruto pojechał z Kushiną do
szpitala, ale chłopak odmówił, tłumacząc się, że ktoś musi tu zostać pod
nieobecność jego matki. Brunet spoglądał z uporem w oczy chłopaka, ale po
chwili się poddał. Był równie uparty jak on sam, a może nawet bardziej.
Dłuższą chwilę natomiast zajęło wyjaśnienie zaistniałej sytuacji
policji. Na szczęście znalazło się wystarczająco dużo świadków, by nie pojawiły
się wątpliwości, kto działał w obronie kobiety, a kto był napastnikiem. Spisali
jedynie protokół i wyznaczyli im termin przesłuchania, na który mieli stawić
się na komendzie.
– Chodź, obejrzymy twoją rękę – rzucił Naruto, spoglądając
za oddalającymi się służbami.
– I nos – mruknął niewyraźnie Sasuke, krzywiąc się, gdy
tylko spróbował się zmarszczyć. – Boli jak skurwysyn.
– Wygląda dobrze – zapewnił blondyn, uśmiechając się
niemrawo. Jego policzek zdobił czerwony ślad po uderzeniu, jakiego doświadczył.
– Oczywiście, że wygląda dobrze! To mój nos! – prychnął,
kręcąc z politowaniem głową. – Za to ty będziesz mieć limo tysiąclecia.
– Wiesz, że w takich sytuacjach powinno się kogoś pocieszyć?
– Wiem – burknął Uchiha, uśmiechając się zadziornie.
– Super. Siadaj – rozkazał Naruto, wskazując mu szafkę, na
której wcześniej tego dnia opatrywał innego chłopca.
– Jej, będę mógł sobie wyblać plastelki? – ucieszył się,
klaskając w dłonie.
Uzumaki uśmiechnął się, przykładając nawilżony wacik, by
zdezynfekować rany na dłoniach.
– JA PIER...! – krzyknął brunet, ale Uzumaki w porę zatkał
mu usta dłonią, przez co dalej słychać było jedynie bulgot zamiast słów. To
dopiero była huśtawka nastrojów.
Blondyn uśmiechał się przy tym szczerze zadowolony,
delikatnie obracając w dłoniach palce Uchihy. Kiedy brunet wypuścił powietrze,
dygocąc nieco, Uzumaki uwolnił jego usta i zaczął szperać w pojemniku z
plastrami.
– Jakieś szczególne życzenia?
– Daj coś męskiego. Żebym mógł z dumą prezentować rany
wojenne twojej matce Może uda mi się skrócić swój wyrok i wyrwać z tej dziury –
odparł zadowolony z siebie, machając nogami i sięgając po gazik. Kiedy Uzumaki
zajął się obklejaniem jego palców plastrami, brunet zaczął wolną ręką opatrywać
jego policzek, na co blondyn drgnął, zaskoczony postępowaniem chłopaka. Przez
chwilę badawczo spoglądali sobie w oczy.
– Plastry z Barbie. Sam lepiej bym nie dobrał – pochwalił
wybór Uzumakiego, rzucając przerażone spojrzenie swoim palcom, po czym odebrał
mu pudełko z rąk. Wybrał jeden szerszy plaster z atomówkami i odkleił go. Ujął
twarz blondyna delikatnie w dłonie. – Nie ruszaj się – zakomenderował,
przyklejając plaster w zaczerwienionym miejscu. Przejechał ostatni raz kciukiem
po jego policzku, by opatrunek lepiej się trzymał, i spojrzał zadziornie w oczy
blondyna. Skóra pod palcami Sasuke była rozgrzana i lekko zaróżowiona. Uzumaki
spuścił wzrok, nie mogąc wytrzymać na sobie jego spojrzenia.
Chrząknął po chwili, wysuwając twarz z dłoni bruneta i
zabierając z szafki apteczkę.
– Dzięki za pomoc – mruknął po chwili, usilnie starając się
na niego nie spojrzeć.
– Spoko. Nie mogę patrzeć, jak ktoś bije kobiety –
zażartował, obserwując bez skrępowania jeansy opinające pośladki Naruto, kiedy
pakował apteczkę do szafki.
– Bardzo śmieszne. Zaskoczył mnie – tłumaczył się Uzumaki,
nadymając policzki i wreszcie zerkając na roześmianego chłopaka.
Sasuke pokiwał głową ze zrozumieniem, zaciskając opatrzone
palce.
– Ja też dziękuję.
– Za co? – zdziwił się Uzumaki, pochylając się nad lustrem
wiszącym na ścianie i przyglądając się swoim obrażeniom.
– Że mnie wtedy powstrzymałeś. Kto wie, jak to wszystko by
się skończyło, gdybyś…
– Spoko. W takim razie jesteśmy kwita – przerwał mu, szczerząc
się jak głupi do sera. – Ale kiedy jutro przyjdę w ciemnych okularach, spróbuj
tylko rzucić jakimś komentarzem, to osobiście dopilnuję, byś potrzebował więcej
plastrów.
– Są nawet fajne – stwierdził w odpowiedzi, podnosząc dłoń
na wysokość oczu. – W dzieciństwie takich nie miałem. Teraz kurduple mają dużo
lepiej – skwitował kwaśno, poprawiając jeden z nich.
– Fajne plastry nie wynagrodzą im dzieciństwa w ośrodku dla
samotnych matek – rzucił dziwnym tonem Naruto, siadając na blacie obok Sasuke.
Zakręciło mu się w głowie od nagłego ruchu.
– Więc co, sam masz zamiar im to wynagrodzić? Tatuś Naruto z
fajnymi plastrami? – sarknął Uchiha, ale zrobiło mu się głupio, gdy zobaczył
posępną minę chłopaka.
– Chodź, odwiozę cię do domu – mruknął blondyn, zsuwając się
z szafki i kierując do wieszaka z kurtkami.
– Świetnie. Mogłem jednak sam sobie przywalić – mruknął
cicho pod nosem, ruszając za Uzumakim.
Fajnie napisane, ale jak to czytałam to ktoś ciągle wpadał do mojego pokoju i przeszkadzał mi w skupieniu się na teksie ;-; jedno co mi nie przypadło do gustu to to że Naruto jest wyższy od Sasuke, no wiem głupie xD ale Naru kojarzy mi się z kurduplem xD
OdpowiedzUsuńMam pytanie gdzie znajdę resztę rozdziałów do opowiadania w ciszy mroku bo od 36 się nie wyświetlają ?
OdpowiedzUsuńPostaram się wrzucić reszte w ten weekend :)
UsuńPozdrawiam,
Blue
dzięki . A rozdział świetny ; p Nao
Usuńto jak z tymi rozdziałami ? :D
UsuńTak jak obiecałam komentuję częściej ;)
OdpowiedzUsuńDobrze zapowiada się to opowiadanie, ale tak jak Kook zaskoczył mnie fakt, że Naruto jest tym wyższym. Rozdział świetny, choć trudno mi wyobrazić sobie Sasuke z różowym plasterkiem i jeszcze wymachującego nogami :)
kololowe plastelki~ : 3
OdpowiedzUsuńaż zachciało mi się iść do apteki i takie kupić : )
Jeej..........
OdpowiedzUsuńBlue super, prolog mnie zaciekawił a teraz to już w ogóle wątroba mi zgnije z ciekawości ;p Naru wyższy? Hmm... ciekawe. Sasu tak jak zawsze zimny drań i te jego sarkastyczne gadki niesamowicie pasują do różowych plasterków ;p
Fajny rozdział. Czekam na kolejne. Buziaki ;* Vivi
Sasuke już-już przestał być takim draniem (scena z opatrywaniem <3), ale na samym końcu znowu wrócił do dawnego siebie, grr. Czekam na jego przemianę~. :D
OdpowiedzUsuńo fajnie fajnie :) rozkręcasz sie na nowo w końcu , miałam Ci zasadzić porządnego kopa byś skopiował resztę swojego opowiadania w końcu!!!!!(zasadza kopa!) no! hehehe
OdpowiedzUsuńcieplutko pozdrawiam i zyczę wiele weny! ja tu często zagladam i chcę znów cos ciekawego przeczytać:D no ale to jak chyba wszyscy.
Bardzo sie ciesze ze wrociles xD
OdpowiedzUsuńRozdzial jak i prolog bardzo interesujacy i wciagajacy. Ah, i ta scena z opatrywaniem ran (brzmi jak po jakiejs wojnie, kurde xF) :3
JEJUUU, NAPRAWDE SIE CIESZE XD
No coz, pozdrawiam i zycze weny ♥
Witam,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, podoba mi się taki Naruto, i mam wrażenie,że w swoim życiu coś przeżył strasznego, bo zmienił nagle temat jak Sasuke cos o ojcach powiedział... no co Sasuke to ty masz pracować społecznie, więc się tak nie bocz, że Naruto zabiera się za jajecznicę, a ty tachasz pudła ;] pierwsza myśl przy słowach Uchihy, żeby był jakiś męski plaster pomyślałam o różowym ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ciesze się, że pojawił się pierwszy rozdział ^^ naprwdę. Rozumiem sytuacje odnośnie HSK I BĘDĘ CZEKAŁA NA WENĘ TWĄ. Ale wiedz, ze cię kocham ^^
OdpowiedzUsuńHej.. dopiero znalazłam tego bloga, przeczytałam jak do tej pory one-shoty i Historię słodko-kwaśną. Teraz zabieram się za resztę. Jednak "historia.." mnie urzekła, i chciałabym jedynie zapytać czy będzie kontynuowana, czy kapitulacja w tym wypadku? :)
OdpowiedzUsuńBtw, "Mruczenie" mnie urzekło. Shika jest taki naturalny, a przedstawienie Naruto i Temari wyszło cudne.
Niby to dopiero pierwszy rozdział tego opowiadania a już jest mega ciekawie. Mam nadzieję, że nie zabraknie Ci weny i niedługo pojawi się 2 rozdział. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńan3d
Hahahaha xD Plasterki z Barbie... Leżę i nie wstaję xD
OdpowiedzUsuńNieno super, lecę czytać dalej!
Zdecydowanie masz talent do pisania ;) Uchiha i Barbie?! Tak... Zdecydowanie takie plasterki pasują do jego wrednego charakteru xd
OdpowiedzUsuń