Rozdział
siedemnasty
Every
night I go to bed
And take a trip inside my head
And I wonder exactly what my purpose is
Do I live to see one hundred
Am I rich
Am I poor
What's the score
I don't wanna be suprised
I wanna take a journey to the end of my life
Cos I just wanna see what it's like
Am I loved
Am I hated
In your face
Or understated
How old will I be when I die
Do I turn out alright
And take a trip inside my head
And I wonder exactly what my purpose is
Do I live to see one hundred
Am I rich
Am I poor
What's the score
I don't wanna be suprised
I wanna take a journey to the end of my life
Cos I just wanna see what it's like
Am I loved
Am I hated
In your face
Or understated
How old will I be when I die
Do I turn out alright
Obróciłem twarz w stonę wibrującej komórki Shikamaru. On
aktualnie znajdował się w łazience, więc schwyciłem telefon do ręki i krzyknąłem:
- Nara! Telefon!
Zanim zszedł Nara i odebrał mi go z dłoni, zdążyłem jeszcze
zauważyć na wyświetlaczu:
Kiba dzwoni
Ciekawe czemu dzwoni do Nary…
Shikamaru odszedł z telefonem do kuchni. Nie chciałem być
chamski, więc mimo obłędu którego sprowadziła na mnie moja ciekawość, nie
podsłuchiwałem. Oglądałem za to z piętrowo rosnącą nudą jazdę figurową.
To tak jakby ktoś postawił przede mną ścianę, a później
kazał mi z nią flirtować.
Fuuuuj
Nie pytajcie co sobie wyobraziłem, ale od razu starłem
wymyślny smak ściany na moim języku dłonią.
Wariuję i nie mam bladego pojęcia dlaczego.
Co się ostatnio ze mną dzieje?
Czego Ci wszyscy ludzie ode mnie chcą?
I czego właściwie ja chcę?
Na pewno nie chcę lizać się ze ścianą….
Ratunku!
***
- Kto dzwonił? – zapytałem z gorzką miną, kiedy Shika rzucił
się na łóżko obok mnie.
- Tato. Będę zaraz spadać.
Tato? Spojrzałem się na niego z podniesioną brwią, ale na
szczęście zdążyłem zmyć to zdziwienie z twarzy, zanim na mnie spojrzał.
- Co jest? – bąknął, doglądając wyczynów łyżwiarzy.
- Nic, zamyśliłem się.
Nie odezwaliśmy się już więcej do siebie.
Nie wiem co czułem. Po co on miałby mnie okłamywać? Czy mogło
stać się coś złego?
Bo urodzin to ja teraz nie mam, więc raczej nie chodzi o
niespodziankowe party.
Przygryzłem delikatnie wargę i rozmasowałem sobie kostką
prawej dłoni czoło.
***
- Do jutra. – rzucił jeszcze, zanim zniknął za drzwiami. Po
chwili zamknąłem je za nim i oparłem się o nie plecami, zjeżdżając po nich na
podłogę.
Spojrzałem z niechęcią na schody, wydymając wargi.
Nie miałem najmniejszej ochoty znowu męczyć się z tą
katorgą. Wrrrr.
Przydałaby mi się tutaj winda. Albo chociaż marchewka zwisająca
u końca podróży, zachęcająca do męczarni.
Albo jakiś dwumetrowy olbrzym, kopiący mnie w dupę.
Albo komórka. Wtedy zadzwoniłbym po Sasuke i wniósłby mnie
na górę…
Chociaż, ostatnio tak zdziwaczał, że nie wiem co mam o nim
myśleć. Może się zakochał w kimś?
Neee, nie wygląda mi na romantyka, po cichy kogoś
adorującego.
Swoją drogą, ciekaw jestem jak…
Albo nie, nie będę tego głośno myślał, ściany mają uszy…(a
fanki yaoi podnietę ^^ )
***
- Aaaaah! – jęczałem głośno, wdrapując się na ostatni schodek.
Zrezygnowałem z typowej dla homo-sapiens postury i po prostu wturlałem się
jakoś pod górkę. Gosh!
Od jutra nic nie jem – będę lżejszy, łatwiej wejdę. Albo
raczej, łatwiej wturlam się po schodach.
***
Usłyszałem jakiś hałas z dołu. Zupełnie zapominając o śnie,
chwyciłem w dłoń ciężki kubek leżący na mojej szafce nocnej i zagryzając zęby
począłem skradać się na dół, do źródła dźwięków.
Skrzypienie drzwi, w chwilę później do przedpokoju weszła
jakaś zgarbiona postać owinięta cieniem.
- Wypad z mojego domu, policja już tutaj jedzie! – palnąłem
pierwszą groźbę, jaka nasunęła mi się na myśl. Ze zdenerwowania oblizałem wargę
po raz czterdziesty trzeci.
Pstryknął włącznik światła.
- Odważne, nie ma co… - bąknął do mnie mój tato, pocierając
z tyłu głowę.
- Eeeee.
- Przepraszam, że cię obudziłem, nie chciałem.
- Mhm. Wyglądasz jakbyś całą noc balował.
-…- Nie ma to jak rozmowny ojciec. Zachichotałem cicho,
widząc jego minę.
- To kiedy ją poznam? – brnąłem dalej w to bagno,
rozkoszując się jego rumieńcami. Chociaż raz to jemu jest głupio, a nie mi.
- Naruś, idź spać. Późno już.
- Raczej wcześnie. Zaraz będę się zbierać do szkoły. –
mruknąłem, nie dając za wygraną.
Już po chwili ojciec całkowicie się na mnie odlał. Nałożył
bambosze na nogi i zielonkawy szlafrok i rzucił się na swoje łóżko.
- Co te kobiety z tobą robią. – pokiwałem karcąco głową, po
czym głośno zachichotałem i uciekłem w odpowiednim momencie, zanim jego papeć
poszybował w moim kierunku.
***
- Dddddd….ddddd…. – cedziłem, zsuwając się schodek po
schodku do kuchni. – Dobry! – palnąłem głośno, wybiegając z rozpędu na sam
środek pomieszczenia.
Usłyszałem głośne prychnięcie, potem
zobaczyłem…dwa….wielkie,…..sine,….doły…pod oczami mojego taty.
- Kaca masz?
Jedyne co otrzymałem, to wymowne spojrzenie spode łba i
wykrzywione w niesmacznym grymasie usta.
- Nie ma nic do picia…
Ouła, spojrzenie pełne żalu skacowanego ojca – bezcenne. Za
wszystko inne zapłacisz…jak mu się polepszy.
- Skocze Ci po wodę.
- Jest czwarta rano, gdzie chcesz znaleźć otwarty sklep?
- U państwa Yukami naprzeciw domu dziecka. Całodobowy.
- Jesteś pewny, że CAŁĄ dobę?
- Jak sama nazwa mówi… Poza tym, jak mnie wkurzysz, to sam
sobie pójdziesz po wodę. – powiedziałem, grymasząc nosem.
- Tak tato. – palnął, postępując krok na następny schodek.
- Weselej to powiedz! – kontynuowałem. Jutro pewnie zjedzie
mi dupę, ale taka okazja nie zdarza się często.
- . . .- …? Chyba nie zamierzał nic odpowiedzieć.
- Przegiąłem?
- Eheee…
- To ja już jednak pójdę do tego sklepu.
- Ahaaa…
Wysoce sycąca rozmowa, stymulująca mój mózg do barwnego i
gwałtownego rozwoju, by w przyszłości być tak inteligentnym jak mój tato…
- Ohoooo – zacząłem. – To ideeee.
BAH!
Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie uderzyć drzwiami.
THIS IS SPARTA, KURWA…
Wybaczcie mi za to przekleństwo, ale czasami czuję się
strasznie niedopieszczony…
***
Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy na ławce przed
sklepem spotkałem Sasuke. Siedział z głową opartą na podkulonych nogą i butelką
piwa w dłoni.
Może gdyby ubrać go w różowy, jednoczęściowy kostium,
zamienić puszkę piwa na sok marchewkowo – truskawkowy, porządnie go uczesać i
sprawić, by nie trząsł się tak z zimna… może i wyglądał by słodko.
- Co ty tu robisz? – żachnąłem się, przystając dwa kroki od
niego.
- Upadlam się.
- To widzę. Ale czemu?
- Nie mam siły, młocie, odejdź proszę. – syknął cicho,
wlewając w siebie to okropieństwo.
Szczęka zdrętwiała mi od ścisku, a w ustach poczułem
nieprzyjemny posmak napływającej żółci. Piąstki zacisnąłem tak mocno, że po
wewnętrznej stronie moich dłoni odbiły się ślady po paznokciach w kształcie
półksiężycy.
Odszedłem. Wszedłem do sklepu zirytowany, prychając groźnie
na ekspedientkę. Naburmuszony skierowałem swoje kroki po zgrzewkę wody
mineralnej.
Zapłaciłem za nią w kasie i wyszedłem. Uchiha nadal tu
siedział.
Już miałem odejść, próbując uspokoić oddech, kiedy nie
wytrzymałem.
- Co jest z tobą nie tak? Nagle nie raczysz powiedzieć mi
nawet cześć. Kim ja dla ciebie jestem, psem? – warknąłem, co nie za dobrze
zabrzmiało, jeśli chodzi o kontekst zdania.
Spojrzał się na mnie, jakbym go uderzył.
- Po prostu daj mi spokój. – westchnął, ocierając dłonią
zmęczoną twarz.
- Chyba myliłem się co do ciebie. – stwierdziłem kwaśno i
obróciłem się na pięcie, podążając do domu.
Robiło się już coraz jaśniej, chociaż w głowie miałem ciemny
mętlik.
Coś było z nim nie tak. Nie wiem w jakie kłopoty wpadł, ale
wydawał się być taki….bezbronny, kiedy na mnie spoglądał. Zupełnie jakbym faktycznie
go spoliczkował.
Ciekawe jak długo już tam siedzi. Mnie było zimno po
przejściu takiej krótkiej trasy, a on tam może siedzieć godzinami, w dodatku
nawet bez bluzy.
Wiecie, może to tylko mnie nurtuje pytanie, ale… co ma ten
Uchiha, że nie mogę o nim przestać myśleć?
Chyba chodzi o to, że strasznie mnie wkurza. Tak! Na pewno
chodzi o to…
Chwyciłem za klamkę.
- Już jestem! – krzyknąłem tak głośno, jak tylko się dało.
I nie, bynajmniej nie chciałem pobudzić sąsiadów. Chciałem
pobudzić kaca ojca, żeby troszkę pocierpiał.
***
- Yo – przywitałem się z Narą przed drzwiami mojego domu. –
Jakieś święto dziś? – zapytałem, spoglądając na niego zdziwiony. Wyglądał….
Cóż, z pewnością będzie pasowało tutaj: ,, strasznie się odstrzelił’’
- Cicho.
- …. Sam powiesz, czy mam cie zmusić?
Taksowałem go wzrokiem przez krótką chwilę. Miał na sobie
białą koszulę z krótkim rękawem, niedopiętą pod szyją tak, że widać było jego
blady obojczyk, czarne, luźne jak na niego jeansy i białe trampki. I coś
dziwnego zrobił z włosami… były… bardziej błyszczące.
- Anko…. Wmówiła sobie, że potrzebuję nowego imidza.
- Chyba image’u.
- Ano, tak właśnie powiedziałem.
- Wiesz, faktycznie jest lepiej. Może i mnie by przerobiła?
- NIE! – krzyknął. – jakby to powiedzieć… Ona mnie trochę…
- Ona cię trochę….
- A wiesz, w sumie świetny pomysł! Tak, poprosimy Anko o
interwencję. – powiedział, uśmiechając się tajemniczo.
Nie wiedziałem po jego przemowie, czy śmiać się, czy płakać.
Uzupełnij zdanie: Ona mnie trochę…
Pobiła
Skopała
Obdarła ze skóry
Przypalała papierosem
Potarła papierem ściernym
Usmażyła na solarium
Jezu! Przerwałem ten monolog, bo nie wiem co jest
straszniejsze – przypalanie papierosem, czy pobicie przez Anko….
Zmieniłem więc temat.
- Więc, co twój tata chciał?
- Eeee… tat…Aaa no, zabrałem przez przypadek….kluczyki… -
mruknął. – no wiesz, do samochodu. I on, eee, musiał pojechać po coś do… um… do
babci.
- Luz. – mruknąłem, wywracając oczami.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHmmmm... Wyobraziłam sobie Sasuke żulącego pod sklepem xD Dziwny widok <;
OdpowiedzUsuńTaki trochę dziwny się zrobił Sasu.... Kurde nooooo.... Jutro muszę baaardzo wcześnie wstać, ale piszesz tak genialnie, że zamiast położyć się spać czytam i czytam :D