środa, 9 stycznia 2013

Rozdział siedemnasty


Rozdział siedemnasty


Every night I go to bed
And take a trip inside my head
And I wonder exactly what my purpose is
Do I live to see one hundred
Am I rich
Am I poor
What's the score
I don't wanna be suprised

I wanna take a journey to the end of my life
Cos I just wanna see what it's like
Am I loved
Am I hated
In your face
Or understated
How old will I be when I die
Do I turn out alright

Obróciłem twarz w stonę wibrującej komórki Shikamaru. On aktualnie znajdował się w łazience, więc schwyciłem telefon do ręki i krzyknąłem:

- Nara! Telefon!

Zanim zszedł Nara i odebrał mi go z dłoni, zdążyłem jeszcze zauważyć na wyświetlaczu:
                                       
                                                          Kiba dzwoni

Ciekawe czemu dzwoni do Nary…
Shikamaru odszedł z telefonem do kuchni. Nie chciałem być chamski, więc mimo obłędu którego sprowadziła na mnie moja ciekawość, nie podsłuchiwałem. Oglądałem za to z piętrowo rosnącą nudą jazdę figurową.
To tak jakby ktoś postawił przede mną ścianę, a później kazał mi z nią flirtować.

Fuuuuj

Nie pytajcie co sobie wyobraziłem, ale od razu starłem wymyślny smak ściany na moim języku dłonią.
Wariuję i nie mam bladego pojęcia dlaczego.
Co się ostatnio ze mną dzieje?
Czego Ci wszyscy ludzie ode mnie chcą?
I czego właściwie ja chcę?
Na pewno nie chcę lizać się ze ścianą….

Ratunku!

***

- Kto dzwonił? – zapytałem z gorzką miną, kiedy Shika rzucił się na łóżko obok mnie.

- Tato. Będę zaraz spadać.

Tato? Spojrzałem się na niego z podniesioną brwią, ale na szczęście zdążyłem zmyć to zdziwienie z twarzy, zanim na mnie spojrzał.

- Co jest? – bąknął, doglądając wyczynów łyżwiarzy.

- Nic, zamyśliłem się.

 Nie odezwaliśmy się już więcej do siebie.
Nie wiem co czułem. Po co on miałby mnie okłamywać? Czy mogło stać się coś złego?
Bo urodzin to ja teraz nie mam, więc raczej nie chodzi o niespodziankowe party.
Przygryzłem delikatnie wargę i rozmasowałem sobie kostką prawej dłoni czoło.

***

- Do jutra. – rzucił jeszcze, zanim zniknął za drzwiami. Po chwili zamknąłem je za nim i oparłem się o nie plecami, zjeżdżając po nich na podłogę.
Spojrzałem z niechęcią na schody, wydymając wargi.
Nie miałem najmniejszej ochoty znowu męczyć się z tą katorgą. Wrrrr.

Przydałaby mi się tutaj winda. Albo chociaż marchewka zwisająca u końca podróży, zachęcająca do męczarni.

Albo jakiś dwumetrowy olbrzym, kopiący mnie w dupę.

Albo komórka. Wtedy zadzwoniłbym po Sasuke i wniósłby mnie na górę…
Chociaż, ostatnio tak zdziwaczał, że nie wiem co mam o nim myśleć. Może się zakochał w kimś?
Neee, nie wygląda mi na romantyka, po cichy kogoś adorującego.
Swoją drogą, ciekaw jestem jak…
Albo nie, nie będę tego głośno myślał, ściany mają uszy…(a fanki yaoi podnietę ^^ )
***

- Aaaaah! – jęczałem głośno, wdrapując się na ostatni schodek. Zrezygnowałem z typowej dla homo-sapiens postury i po prostu wturlałem się jakoś pod górkę. Gosh!
Od jutra nic nie jem – będę lżejszy, łatwiej wejdę. Albo raczej, łatwiej wturlam się po schodach.

***

Usłyszałem jakiś hałas z dołu. Zupełnie zapominając o śnie, chwyciłem w dłoń ciężki kubek leżący na mojej szafce nocnej i zagryzając zęby począłem skradać się na dół, do źródła dźwięków.
Skrzypienie drzwi, w chwilę później do przedpokoju weszła jakaś zgarbiona postać owinięta cieniem.

- Wypad z mojego domu, policja już tutaj jedzie! – palnąłem pierwszą groźbę, jaka nasunęła mi się na myśl. Ze zdenerwowania oblizałem wargę po raz czterdziesty trzeci.

Pstryknął włącznik światła.

- Odważne, nie ma co… - bąknął do mnie mój tato, pocierając z tyłu głowę.

- Eeeee.

- Przepraszam, że cię obudziłem, nie chciałem.

- Mhm. Wyglądasz jakbyś całą noc balował.

-…- Nie ma to jak rozmowny ojciec. Zachichotałem cicho, widząc jego minę.

- To kiedy ją poznam? – brnąłem dalej w to bagno, rozkoszując się jego rumieńcami. Chociaż raz to jemu jest głupio, a nie mi.

- Naruś, idź spać. Późno już.

- Raczej wcześnie. Zaraz będę się zbierać do szkoły. – mruknąłem, nie dając za wygraną.

Już po chwili ojciec całkowicie się na mnie odlał. Nałożył bambosze na nogi i zielonkawy szlafrok i rzucił się na swoje łóżko.

- Co te kobiety z tobą robią. – pokiwałem karcąco głową, po czym głośno zachichotałem i uciekłem w odpowiednim momencie, zanim jego papeć poszybował w moim kierunku.

***

- Dddddd….ddddd…. – cedziłem, zsuwając się schodek po schodku do kuchni. – Dobry! – palnąłem głośno, wybiegając z rozpędu na sam środek pomieszczenia.

Usłyszałem głośne prychnięcie, potem zobaczyłem…dwa….wielkie,…..sine,….doły…pod oczami mojego taty.

- Kaca masz?

Jedyne co otrzymałem, to wymowne spojrzenie spode łba i wykrzywione w niesmacznym grymasie usta.

- Nie ma nic do picia…

Ouła, spojrzenie pełne żalu skacowanego ojca – bezcenne. Za wszystko inne zapłacisz…jak mu się polepszy.

- Skocze Ci po wodę.

- Jest czwarta rano, gdzie chcesz znaleźć otwarty sklep?

- U państwa Yukami naprzeciw domu dziecka. Całodobowy.

- Jesteś pewny, że CAŁĄ dobę?

- Jak sama nazwa mówi… Poza tym, jak mnie wkurzysz, to sam sobie pójdziesz po wodę. – powiedziałem, grymasząc nosem.

- Tak tato. – palnął, postępując krok na następny schodek.

- Weselej to powiedz! – kontynuowałem. Jutro pewnie zjedzie mi dupę, ale taka okazja nie zdarza się często.

- . . .- …? Chyba nie zamierzał nic odpowiedzieć.

- Przegiąłem?

- Eheee…

- To ja już jednak pójdę do tego sklepu.

- Ahaaa…

Wysoce sycąca rozmowa, stymulująca mój mózg do barwnego i gwałtownego rozwoju, by w przyszłości być tak inteligentnym jak mój tato…

- Ohoooo – zacząłem. – To ideeee.

BAH!

Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie uderzyć drzwiami.

THIS IS SPARTA, KURWA…
Wybaczcie mi za to przekleństwo, ale czasami czuję się strasznie niedopieszczony…

***
Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy na ławce przed sklepem spotkałem Sasuke. Siedział z głową opartą na podkulonych nogą i butelką piwa w dłoni.
Może gdyby ubrać go w różowy, jednoczęściowy kostium, zamienić puszkę piwa na sok marchewkowo – truskawkowy, porządnie go uczesać i sprawić, by nie trząsł się tak z zimna… może i wyglądał by słodko.

- Co ty tu robisz? – żachnąłem się, przystając dwa kroki od niego.

- Upadlam się.

- To widzę. Ale czemu?

- Nie mam siły, młocie, odejdź proszę. – syknął cicho, wlewając w siebie to okropieństwo.

Szczęka zdrętwiała mi od ścisku, a w ustach poczułem nieprzyjemny posmak napływającej żółci. Piąstki zacisnąłem tak mocno, że po wewnętrznej stronie moich dłoni odbiły się ślady po paznokciach w kształcie półksiężycy.

Odszedłem. Wszedłem do sklepu zirytowany, prychając groźnie na ekspedientkę. Naburmuszony skierowałem swoje kroki po zgrzewkę wody mineralnej.
Zapłaciłem za nią w kasie i wyszedłem. Uchiha nadal tu siedział.
Już miałem odejść, próbując uspokoić oddech, kiedy nie wytrzymałem.

- Co jest z tobą nie tak? Nagle nie raczysz powiedzieć mi nawet cześć. Kim ja dla ciebie jestem, psem? – warknąłem, co nie za dobrze zabrzmiało, jeśli chodzi o kontekst zdania.

Spojrzał się na mnie, jakbym go uderzył.

- Po prostu daj mi spokój. – westchnął, ocierając dłonią zmęczoną twarz.

- Chyba myliłem się co do ciebie. – stwierdziłem kwaśno i obróciłem się na pięcie, podążając do domu.
Robiło się już coraz jaśniej, chociaż w głowie miałem ciemny mętlik.
Coś było z nim nie tak. Nie wiem w jakie kłopoty wpadł, ale wydawał się być taki….bezbronny, kiedy na mnie spoglądał. Zupełnie jakbym faktycznie go spoliczkował.
Ciekawe jak długo już tam siedzi. Mnie było zimno po przejściu takiej krótkiej trasy, a on tam może siedzieć godzinami, w dodatku nawet bez bluzy.

Wiecie, może to tylko mnie nurtuje pytanie, ale… co ma ten Uchiha, że nie mogę o nim przestać myśleć?

Chyba chodzi o to, że strasznie mnie wkurza. Tak! Na pewno chodzi o to…

Chwyciłem za klamkę.

- Już jestem! – krzyknąłem tak głośno, jak tylko się dało.
I nie, bynajmniej nie chciałem pobudzić sąsiadów. Chciałem pobudzić kaca ojca, żeby troszkę pocierpiał.

***
- Yo – przywitałem się z Narą przed drzwiami mojego domu. – Jakieś święto dziś? – zapytałem, spoglądając na niego zdziwiony. Wyglądał…. Cóż, z pewnością będzie pasowało tutaj: ,, strasznie się odstrzelił’’

- Cicho.

- …. Sam powiesz, czy mam cie zmusić?

Taksowałem go wzrokiem przez krótką chwilę. Miał na sobie białą koszulę z krótkim rękawem, niedopiętą pod szyją tak, że widać było jego blady obojczyk, czarne, luźne jak na niego jeansy i białe trampki. I coś dziwnego zrobił z włosami… były… bardziej błyszczące.

- Anko…. Wmówiła sobie, że potrzebuję nowego imidza.

- Chyba image’u.

- Ano, tak właśnie powiedziałem.

- Wiesz, faktycznie jest lepiej. Może i mnie by przerobiła?

- NIE! – krzyknął. – jakby to powiedzieć… Ona mnie trochę…

- Ona cię trochę….

- A wiesz, w sumie świetny pomysł! Tak, poprosimy Anko o interwencję. – powiedział, uśmiechając się tajemniczo.

Nie wiedziałem po jego przemowie, czy śmiać się, czy płakać.
Uzupełnij zdanie: Ona mnie trochę…
Pobiła
Skopała
Obdarła ze skóry
Przypalała papierosem
Potarła papierem ściernym
Usmażyła na solarium

Jezu! Przerwałem ten monolog, bo nie wiem co jest straszniejsze – przypalanie papierosem, czy pobicie przez Anko….

Zmieniłem więc temat.

- Więc, co twój tata chciał?

- Eeee… tat…Aaa no, zabrałem przez przypadek….kluczyki… - mruknął. – no wiesz, do samochodu. I on, eee, musiał pojechać po coś do… um… do babci.

- Luz. – mruknąłem, wywracając oczami. 

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm... Wyobraziłam sobie Sasuke żulącego pod sklepem xD Dziwny widok <;
    Taki trochę dziwny się zrobił Sasu.... Kurde nooooo.... Jutro muszę baaardzo wcześnie wstać, ale piszesz tak genialnie, że zamiast położyć się spać czytam i czytam :D

    OdpowiedzUsuń