poniedziałek, 16 lutego 2015

W Mroku Ciszy - Rozdział trzydziesty siódmy


W końcu znalazłem czas i chęci, by sprawdzać pozostałe rozdziały w mroku ciszy. Przed Wami dłuuuuuuugo oczekiwany i dawno przeze mnie zapomniany rozdział. Jeszcze bodajże dwa dzielą nas od końca tego opowiadania. A już niebawem - ale tak serio serio - kolejny rozdział Nagrodzonego. Potrzebuję naskrobać jeszcze jedną stronę w wordzie, a potem wszystko przeczytać raz jeszcze i wrzucić tutaj :D 
Miłego wieczoru! 




Rozdział trzydziesty siódmy 
  
  
And I am so lost for words
And I am so overwhelmed

Please don’t go just yet
Can you stay a moment please?
We can dance together
and we can dance forever

Under your stars tonight
We’ll live and breathe this dream 

  
Gdy dotarłem do domu, było już długo po północy. Byłem zziębnięty, mimo że kwiecień trwał w najlepsze. Podciągnąłem nosem, szukając kluczy po kieszeniach. Gdy tylko je znalazłem, włożyłem do zamka i przekręciłem. Po wejściu zatrzasnąłem je cicho za sobą, żeby nikogo nie obudzić. 

Moich uszu doszedł dźwięk jakiejś kreskówki, wydostający się z salonu. Zdjąłem kurtkę i buty i podreptałem w kierunku źródła. 
Na kanapie siedział Kami. Na podciągniętych pod siebie nogach trzymał słoik czekolady na chleb i co chwila zanurzał w nim palec, by po chwili go oblizać z miną czystego uwielbienia na twarzy. 
Odłożyłem klucze na półkę, przetarłem dłonią zmęczoną twarz i ruszyłem w jego stronę. Zauważył mnie dopiero po chwili, ale moje pojawienie nie zajęło go na dłużej niż kilka sekund. Wbił błyszczące spojrzenie w ekran. 
  
- Cześć – mruknąłem, sadowiąc się obok niego. 
  
- Cześć – burknął, po czym przechylił słoik w moją stronę. – Chcesz? – zaproponował. Wyglądał dość śmiesznie z buzią umorusaną czekoladą. 
  
- Nie, dzięki – odparłem wesoło, podbierając mu trochę koca. – Czemu jeszcze nie śpisz? – spytałem, ledwie rejestrując jakąś skaczącą na ekranie żółtą gąbkę. 
  
- Nie chcem – odparł, wzruszając ramionami. 
  
- Naruto już śpi? – zadałem kolejne pytanie. 
  
- Mhm. Cały czas wariowali z Kibą. 
  
- Domyślam się – sarknąłem, kręcąc z politowaniem głową. 
  
Rozmowa ucichła na dłuższą chwilę. Kami wgapiał się w telewizor jak zahipnotyzowany. 
Trzeba go będzie trochę oduczyć niektórych nawyków, łącznie z wyjadaniem czekolady. 
  
- Nie jest ci niedobrze? – spytałem. 
  
- Po czekoladzie? – zdziwił się szczerze, unosząc brwi. 
  
Uśmiechnąłem się szeroko. Dzieciak potrafił zaskoczyć. Już niejednokrotnie ulegałem jego łagodnemu usposobieniu. Działał na mnie jak gąbka, wysysając wszelkie negatywne uczucia. 
  
- Nie mam więcej pytań. Jedz, póki nie masz problemu z przemianą materii, bo potem nie będzie już tak miło – ostrzegłem, klepiąc się po brzuchu. – Chyba, że jest się jak Naruto – dodałem, zastanawiając się, co ma aktualnie na sobie. Mógłbym tam pójść i sprawdzić. Byłem pewny, że gdybym najostrożniej na świecie zajął miejsce obok niego, i tak by się obudził. Zmrużyłby zaspane oczy, odgarnął włosy z czoła i uśmiechnąłby się czule. Mógłbym poczuć jego chłodne usta na swojej szyi. Jego ręce opatuliłyby mnie w talii i w końcu mógłbym odpocząć. 
Byłem zmęczony. Bardziej niż mógłbym przyznać. Stres skojarzony z badaniami Naruto w końcu zaczął mnie opuszczać. 
  
- Naruto zostanie z nami? – spytał po chwili, ponownie nabierając na palec mazisty słodycz. 
  
- Chyba tak. To źle? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. Chłopiec uniósł brwi, a na jego czoło przecięła pozioma zmarszczka. 
  
- Nie, super – wyszczerzył się do mnie. Zębowa wróżka musiała go ostatnio często odwiedzać, bo widok był jak z jakiejś komedii. 
  
Oglądaliśmy przez dłuższy czas w ciszy. Koło pierwszej w nocy jego głowa opadła na moje ramię. Ściszyłem telewizję i poprawiłem na nim koc. Przymknąłem zmęczone powieki i odpłynąłem. 
  
*** 
  
- Hej, Sasuke – usłyszałem cichy szept przy uchu. Uchyliłem powieki. Nachylał się nade mną Naruto. Wciąż było bardzo ciemno, i nawet program telewizyjny dobiegł końca. 
Poczułem ciepłą dłoń na swoim czole, odgarniającą mi grzywkę. Zadrżałem, gdy odkrył mnie z koca i opatulił nim Kami’ego. Patrzyłem jak chwyta go w swoje ramiona i wychodzi z nim z salonu. Po chwili wrócił. Patrzył się na mnie tak czule, jak jeszcze nigdy. Sam nie wiem, kiedy nauczyłem się go tak dobrze. Wiedziałem, co znaczy każdy rodzaj jego dotyku. Znałem na pamięć drobne gesty i wszystkie charakterystyczne cechy jego ciała. Wiedziałem, kiedy tak naprawdę szczerze się uśmiecha, kiedy jest z czegoś zadowolony, a kiedy potrzebuje wsparcia. 
  
- No już, wstajemy. Pomogę ci – mruknął, łapiąc mnie w tali i próbując podźwignąć. 
  
- Już mi pomogłeś – odparłem, ale chyba nie o to mu chodziło. Mimo to prawdopodobnie zrozumiał, bo uśmiechnął się wyrozumiale i złożył chłodny pocałunek na mojej brodzie. Powoli się rozbudziłem. Zaszliśmy do kuchni, skąd ukradłem butelkę wody. 
  
- Gdzie byłeś tak długo? – spytał, splatając swoją dłoń z moją. 
  
- Musiałem coś załatwić, a ty podobno byłeś zajęty Kibą. 
  
- Mhm – potaknął, trąc kciukiem mój policzek. – Też dorwałeś się do słoika z czekoladą? – spytał, oblizując palec. 
  
- Nie, pewnie Kami mnie ubrudził. 
  
- No to będę musiał cię wyczyścić – odparł, uśmiechając się tajemniczo. 
  
- Czy to perwersyjny uśmieszek? – spytałem, a moja twarz mimowolnie rozciągnęła się w uśmiechu. Przyjrzałem się mu uważniej. Wyglądał na zmęczonego, ale zadowolonego. Jego włosy sterczały w nieładzie 
  
- Powinieneś zgadnąć – rzucił lekko, wspinając się po schodach. – Chodź, musisz się umyć – mruknął, kierując nas do łazienki. 
  
- Czy to propozycja? – spytałem, otwierając drzwi i puszczając go przodem. 
  
Nic na to nie odpowiedział, jedynie spojrzał się na mnie tak wymownie, że po plecach przeszedł mi dreszcz. 
Podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Obrysował nosem linię mojej szczęki. Jego oczy były zamknięte, a wargi lekko rozchylone. I wiedziałem, że gdy tylko po nie sięgnę, będą miękkie i chętne. 
Podniosłem swoją dłoń i przejechałem opuszkami palców po jego szyi, którą wyeksponował odchylając głowę. 
Zbliżyłem się i trąciłem nosem jego nos. Uśmiechnął się delikatnie, kładąc dłonie na moich biodrach. Widocznie bardzo za mną tęsknił, bo w końcu sam zabrał się za całowanie. Jego wargi były takie, jak przewidziałem. I, och boże, mógłbym czekać całe życie, byleby tylko móc ich skosztować. Ująłem jego pokryte szkarłatem policzki w dłonie i oddałem pocałunek. Przez chwilę pociemniało mi w oczach, więc je przymknąłem. 
Pchnąłem go mało delikatnie na ścianę, przez co gwałtownie wypuścił powietrze. Trąciłem językiem jego, zachęcając do działania. Dłońmi pieściłem plecy i badałem krzywiznę jego pośladków, przez co od czasu do czasu jęknął w moje usta. 
Przerwaliśmy na krótką chwilę, w której Naruto pozbył się mojej koszulki. 
Taksował mnie przez chwilę spod półprzymkniętych powiek. Przejechał palcem wskazującym wzdłuż linii mojego mostka aż do paska od spodni. 
Kochałem to. Dźwięk szybkiego bicia jego serca, przyspieszonego oddechu. Ciepło, jakim owiewa moje usta, gdy nie wytrzymuje i wydaje z siebie jęk. 
- Chodź do mnie – mruknąłem, ciągnąc go za koszulkę i ponownie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Oderwał się jednak ponownie, a jego oczy zabłysły figlarnie. Odkręcił kurki, a wanna powoli zaczęła napełniać się wodą. Moje dłonie wdarły się pod jego koszulkę, przez chwilę badając twardy brzuch. Podciągnąłem ją i uwolniłem go z niej, przy okazji roztrzepując mu włosy. Przez chwilę mocowałem się z własnym paskiem, co było wyjątkowo trudne, zważywszy na usta Naruto miażdżące moje wargi. W końcu rozebrałem się i wszedłem do wanny. Oparłem się plecami i przyglądałem się jak Naruto zsuwa spodnie ze szczupłych bioder. Zahipnotyzowany patrzyłem uważnie jak pozbywa się bokserek i chłonąłem oczami każdy skrawek jego jasnej skóry. Zrobiłem mu przed sobą trochę miejsca, więc bez zwłoki do mnie dołączył, opierając się plecami o moją klatkę. Mruknął z aprobatą, gdy poczuł moje dłonie na swoich biodrach. 
Składałem niespiesznie pocałunki na jego ramionach. Gorąca woda przyjemnie rozgrzewała zmęczone mięśnie. Naruto oparł głowę na moim ramieniu, co pozwoliło mi pieścić szyję pocałunkami. Czułem jak drży, gdy dotykałem jego podbrzusza. 
  
*** 
  
———————-Zmiana narracji———————- 
  
Wstałem jako pierwszy, więc nie chcąc zbudzić Sasuke burczeniem brzucha, wysunąłem się powoli z jego objęć. Poprawiłem na nim kołdrę i zszedłem na dół zrobić sobie kanapki. 
Powoli zacząłem wyciągać chleb, masło i jakieś pomidory. 
Drgnąłem zaskoczony słysząc dzwonek do drzwi. Raczej nikogo się nie spodziewaliśmy. 
Ruszyłem do przedpokoju, gdzie otworzyłem drzwi. Moim oczom ukazała się dość przysadzista kobieta w średnim wieku. Ubrana w granatowy komplet, trzymała profesjonalną aktówkę w dłoni. 
  
- Dzień dobry, szukam pana Uzumaki. 
  
- To ja. O co chodzi? – zapytałem, mrużąc oczy. 
  
- Zostałam wysłana z zadaniem poinformowania pana, o wezwaniu do sądu w charakterze świadka – powiedziała dobitnie, sięgając do altówki i wyjmując z niej zaklejoną, brązową kopertę. – Wszelkie niezbędne informacje znajdzie pan tutaj. 
  
- Czy jest coś do podpisania? 
  
- Nie, ale w razie ewentualnych pytań… – rzuciła, zawieszając głos. Naskrobała szybko kilka cyfr na kopercie i podała mi ją. – Proszę, to numer do mnie. Jestem przydzielonym z urzędu adwokatem pana Uchihy, będę go bronić na rozprawie. 
  
- Rozumiem – skwitowałem, zupełnie nie wiedząc, o czym ona do mnie mówi. 
  
- No to, pozostaje mi życzyć powodzenia. Proszę mu przekazać, że wszystko idzie po naszej myśli – powiedziała, po czym objęła nowy kierunek i odeszła żwawym krokiem. 
  
- Tiaaa – burknąłem, zatrzaskując za nią drzwi. 
  
Skronie zaczęły pulsować mi tępym bólem. Skierowałem swe kroki do kuchni. Zdziwiłem się dostrzegając smarującego chleb masłem Sasuke. 
  
- Kto to był? – padło z jego ust. 
  
Zmarszczyłem gniewnie brwi i rzuciłem kopertę na stół. Byłem wściekły. Nie mogłem znaleźć konkretnej przyczyny, dlaczego mi o tym nie powiedział. 
  
- Twój adwokat – warknąłem. Zabrzmiało to dużo groźniej, niż zamierzałem. Nie chciałem nawet myśleć o tym, że Sasuke jakimś cudem może trafić do poprawczaka. Jeśli nie gorzej. 
Zastygł z nożem tuż nad masłem. 
  
- Mam kłopoty? – spytał po chwili, powracając do smarowania. 
  
- Chyba. Zależy, jaką znajdziesz wymówkę – sarknąłem, opadając na krzesło przy stole. Rozmasowałem knykciami napięte czoło. Chwilę obserwowałem jak Sasuke przemieszcza się w poszukiwaniu talerza, kończy przygotowanie kanapek i kładzie je między nami na stole, zajmując miejsce naprzeciwko mnie. 
  
- Nie mam wytłumaczenia. Po prostu nie chciałem cię niepotrzebnie martwić – mruknął wzruszając ramionami. Przez cały czas nie unosił na mnie swojego spojrzenia. 
  
- Powinieneś mi powiedzieć. Ty mnie wspierałeś, dlaczego odebrałeś mi szansę wspierania ciebie? – rzuciłem zdawkowo, czując, jak w gardle rośnie mi sporych rozmiarów gula. Przetarłem twarz dłonią. Nie powinienem był reagować w ten sposób. Podświadomie wiedziałem, że przecież chciał dobrze. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i złapałem dłoń Sasuke. Delikatnie uścisnął mi ją i pogładził kciukiem. 
  
- Nie gniewasz się, prawda? – spytał cicho, bawiąc się moimi palcami. 
  
- Nie – odparłem po chwili krótko. – Chociaż powinienem. Dobra, chociaż ta adwokat? 
  
Sasuke rozpromienił się na wieść, że skapitulowałem. Pokiwał głową, wstał i robiąc wcześniej parę kroków, usiadł mi na kolanach. Skrzywiłem się lekko pod jego ciężarem i pozwoliłem swojej głowie opaść na jego klatkę. 
  
- Nie chcę, by cię mi teraz zabrali – szepnąłem. Przez dłuższy czas nie byłem pewny, czy dosłyszał, dopóki nie odpowiedział. 
  
- Wiem. Nie odbiorą. Nie mają żadnego dowodu – odpowiedział. Zabrzmiało to wystarczająco pewnie, by mnie uspokoić. 
  
- Nigdy więcej tajemnic? – spytałem z nadzieją w głosie. Nie odpowiedział, więc odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy. 
Nie potrafiłem rozpoznać tego spojrzenia. Najprawdopodobniej była to jakaś mieszanka poczucia winy i niechęci. – Sasuke! – jęknąłem, zaciskając dłonie na jego ramionach. 
  
- Jeszcze tylko jedna. Ale chyba pozytywna. Zobowiązałem się trzymać niektóre tajemnice – mruknął przepraszającym tonem, chwytając w palce kilka moich włosów i zakładając je za ucho. – Powinieneś się ostrzyc – dodał po chwili, spoglądając na moje usta. 
  
- Wiem – mruknąłem, uśmiechając się łagodnie. – Nie lubisz mnie w dłuższych włosach?
  
- Zawsze cię lubię – odparł, spoglądając mi w oczy.

6 komentarzy:

  1. W końcu się doczekałam xD Mam nadzieję że na rozdział 38 nie będę musiała czekać dwa lata ;)
    Wyszedł ci bardzo uroczy odcinek :)
    Jestem pewna że będzie happy end ale nie mogę, nie martwić się tą rozprawą...
    Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde az ide na starego bloga o ile jeszcze istnieje by doczytac se reszte (po raz kolejny zreszta)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Yay jest rozdział ^^ Blue muszę ci przyznać, że zajebiście piszesz :D Mam też nadzieję, że niedługo wstawisz 38 rozdział, bo z (nie)cierpliwością czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Całe to opowiadanie przeczytałam w jedną noc XDD no nie całe bo cd nie ma. Kiedy będzie 38 rozdział? <3 Idem czytać resztę :)

    OdpowiedzUsuń